piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 32
„Thinking out loud”
Gregor
“Take me into your loving arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart”

Była piękna. Niezwykle piękna. Biała sukienka lśniła na niej, włosy opadały lekkimi falami na ramiona. Długi welon ciągnął się za nią, jakby wyłaniała się z mgły.
Gdy pierwszy raz ją ujrzałem, straciłem dech w piersiach. Czułem, że dostaję od życia najpiękniejszy prezent na świecie. I to na własność. Ona będzie zaraz tylko dla mnie.
Po mojej prawej stronie stanął Thomas, który wyglądał na równie oczarowanego, co ja. Nie przejmowałem się tym jednak. Nie mogłem teraz być zazdrosny. To mnie powiedziała „tak” i to ja mam za chwilę zostać mężem Lizzie Domańskiej. Lizzie Schlierenzauer.
Kiedy ona i Ewa stanęły przy  ołtarzu, kiedy spojrzałem w jej oczy, kiedy zobaczyłem w nich wielką miłość, skierowaną na moją osobę, poczułem, jak się wzruszam. Oto ja, Gregor Schlierenzauer, młody, rozpuszczony sportowiec, brałem za żonę cud. Prawdziwy, niziutki, zielonooki cud.
Pomyślałem o tym, co przeze mnie przeszła i przysięgłem przed samym sobą, że nigdy już nie zapłacze z mojego powodu. I niech mnie pochłonie piekło, jeżeli tak się stanie.
Złapałem ją za ręce, kiedy odmawialiśmy przysięgę. Pomimo tego, iż braliśmy ślub w Zakopanem, msza była po niemiecku, z racji mojego oczywistego braku umiejętności w języku polskim.
Ksiądz ogłosił, że jesteśmy ze sobą związani na wieki. Wziąłem mojego krasnoludka w ramiona i pocałowałem z całej siły.
-Kocham Cię, Słonko- wymruczałem w jej usta. Poczułem, jak się uśmiecha i powtarza wyzwanie.
Chciałbym powiedzieć, że byłem szczęśliwy, ale to stanowczo za mało, by wyrazić moje uczucia.

XXX

Jedno trzeba przyznać: polskie imprezy są niesamowite. A szczególnie wesela. Nigdy nie sądziłem, że po tylu kieliszkach można jeszcze chodzić, a co dopiero tańczyć, ale polscy koledzy ciągle udowadniali mi, że limit alkoholu we krwi nie istnieje.
Lizzie nadal wyglądała przepięknie. Nawet kiedy jej włosy sterczały na wszystkie strony, a dół jej sukienki był czarny od brudu z podeszw, które rytmicznie przydeptywały tkaninę.
Wirowaliśmy na parkiecie praktycznie bez przerwy. Nie miałem pojęcia, jak Lizzie wytrzymuje w tych olbrzymich szpilkach, ale kiedy ją o to zapytałem, odpowiedziała, że kobieta może wiele poświęcić, by wyglądać pięknie. Nie uwierzyła mi, kiedy stwierdziłem, że ona zawsze wygląda nieziemsko.
Podczas jednej z wolniejszych piosenek, moja żona oparła się o mnie i wymruczała, że jest zmęczona. Momentalnie wziąłem ją na ręce i żegnając się z wszystkimi, wniosłem do pokoju, który wynajmowaliśmy. Po szybkim (wspólnym) prysznicu, położyliśmy się do łóżka. Obojgu z nas kleiły się oczy, więc poważnie wątpiłem, czy nasz oficjalny „pierwszy raz”, który na pewno pierwszym nie był, dojdzie do skutku.
Pani Schlierenzauer położyła mi dłoń na policzku i szepnęła cicho:
-Kocham Cię, Greg- wtuliła się w moją klatkę piersiową i westchnęła. Pogładziłem jej włosy i pocałowałem w czubek głowy.
-Też Cię kocham, Elżbhietkho…- wymruczałem, próbując prawidłowo wymówić jej pełne imię. Zaśmiała się cicho.
-Jak możesz być moim mężem, skoro nie umiesz poprawnie wymówić mojego imienia?

-Jeszcze się nauczę- obiecałem.- Przecież mamy czas…




----------------
To już naprawdę ostatni słodki rozdział. W kolejnym już zacznie się dziać :D
Jak tam u Was po świętach? Prezenty udane? Jak dla nas najlepszym prezentem była wiadomość, że Kamil leci na Turniej Czterech Skoczni :)
U nas dzisiaj spadł śnieg :) Więc w końcu się doczekałyśmy :D
Buziaki, Milka i Molly :*

wtorek, 23 grudnia 2014

Kochane!
W ten piękny czas chcemy Wam życzyć wesołych, rodzinnych i białych świąt Bożego Narodzenia (my nadal wierzymy, że śnieg się pojawi ;)).  Bogatych prezentów pod choinką i wielu wzruszających chwil w czasie tych świąt :)

Jak spędzicie święta? Dla Molly ten czas będzie bardzo pracowity, a to wszystko przez to, że wraz z nowym rokiem startuje z następnym blogiem :) Przygotowania idą pełną parą, więc każdą wolną chwilę spędza przed komputerem, pisząc kolejne rozdziały :D
Za to Milka będzie obijać się przez następne 2 tygodnie xD




A tu macie coś z innej beczki :D


Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego w te święta.
Buziole, Milka i Molly :***

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 31
„Rude”
Lizzie
„Can I have your daugther for the Rest of my life?
Say yes, say yes, couse I need to know”

Po powrocie do Austrii, zaczęliśmy szykować się do wyjazdu do mich rodziców.
Gregor pojechał zrobić zakupy, a ja zabrałam się za pranie, sprzątanie i pakowanie. Rozwieszałam właśnie ubrania na suszarce, łapiąc ciepłe wiosenne promienie słońca, kiedy zauważyłam idącą do mnie Glorię.
-Hej, Kochana- cmoknęła mnie w policzek na powitanie.
-Hejka- odpowiedziałam z uśmiechem.- Napijesz się czegoś?
-Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę. Przyszłam Ci złożyć gratulacje moja przyszła szwagierko.
-Dziękuję- zapiszczałam i rzuciłam jej się w ramiona.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Jesteś najlepszą dziewczyną, jaką Gregor kiedykolwiek miał… mój mały braciszek dorasta- teatralnie otarła łezki, wydostające się z kącików jej oczu.- To kiedy ślub?
-Nie wiem- odpowiadam, wzruszając ramionami.- W sumie to jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Jutro wyjeżdżamy do moich rodziców i pewnie tam coś uzgodnimy.
-Znowu wyjeżdżacie? Dopiero co wróciliście…
-Wiem, ale obiecałam im, że przyjedziemy. A zresztą moja rodzinka musi w końcu poznać Gregora.- zakończyłam, wskazując na samochód, który właśnie pojawił się na podjeździe.
-Witam moje kochane kobitki- wyszczerzył się Gregor, taszcząc torby pełne produktów.
-Kupiłeś wszystko?- zawołałam za nim.
-Wszystko o co prosiłaś- opowiedział, kiedy wyszedł znowu z domu. Złączył swoje usta z moimi, co spotkało się z radosnym „Ooooo” Glorii.

XXX

Rano obudził mnie Gregor. Mimo dość wczesnej pory nie protestowałam. Wizja około ośmiu godzin w samochodzie z moim narzeczonym, była niezwykle kusząca. Nie wiem ile razy pokonałam drogę z domu do samochodu, taszcząc najpotrzebniejsze rzeczy na wyjazd, ale byłam tak podekscytowana, że chodziłam jak w transie.
-Zaskoczyłeś mnie- zagadnęłam, kiedy wjeżdżaliśmy na autostradę.
-Czym?- zdziwił się.
-Tymi oświadczynami- odparłam z uśmiechem, patrząc na niego.
-To chyba dobrze, prawda?- zaśmiał się.
-No tak… tylko zastanawiałam się, co byś zrobił, gdybym się nie zgodziła?- zapytałam, a on zmarszczył brwi. Zastanawiał się jeszcze chwilę, a potem wyszczerzył do mnie zęby i powiedział:
-Zjadłbym Cię.
-Hmmmm…- mruknęłam.- Ciekawe czy twój żołądek jest tak samo seksowny.
-Kocham Cię, ty mój zbocz uchu- odpowiedział z uśmiechem.
-No, wieeem…

XXX

Po około ośmiu godzinach, wjechaliśmy na ulicę, na której mieszkają moi rodzice i braciszek. Pokierowałam Gregora i chwilę później staliśmy już pod drzwiami.
-Florek, strażnik drzwi, zawsze do usług- powitał nas po niemiecku i oczywiście zamknął mnie w szczelnym uścisku.
Kiedy tylko weszliśmy do środka, usłyszeliśmy muzykę. To wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi prawdziwego, góralskiego rzępolenia. Mimo, iż dźwięki dochodziły z odtwarzacza, to muzyka była żywa, jakby wypełniająca całe pomieszczenie, i sprawiająca, że od razu zaczęłam tupać nogą.
-Gregor, to jest mój mały, duży braciszek, Florian- przedstawiłam ich i dodałam:- Astmatyczni sportowcy, łączcie się!
Zaśmiali się, a ja ruszyłam w głąb domu. W salonie zobaczyłam rodziców, którzy powoli zmierzali w naszą stronę. Powitałam ich całusem w policzek, a później przedstawiłam im Gregora. Mama cały czas się do niego uśmiechała, ale tata… no cóż… chyba nie przypadli sobie do gustu. Mój ojciec, Karol, dość wylewnie powiedział mu, że „jeśli spieprzy mi życie, on nie da mu żyć.” Od tamtej chwili tata nie odezwał się ani razu, ale między nim, a Gregorem zapanowało dziwne napięcie. No tak, wiem, że nie wszyscy moi partnerzy byli aniołkami, ale Gregor jest zupełnie inny. Gdybym miała przekonać do niego tatę, musiałabym mu opowiedzieć całą naszą historię, a to mogłoby obudzić we mnie pewne traumatyczne wspomnienia.
Zjedliśmy przygotowaną przez mamę kolację, odświeżyliśmy się i zmęczeni podróżą, poszliśmy spać już o 21.00.

XXX

Otworzyłam oczy jeszcze przed 8.00. Gregor spał w najlepsze, ale nie dziwiłam się. Po takiej podróży należy się odpoczynek. Owinęłam się w koc i wyszłam na balkon, przylegający do mojego pokoju. Stanęłam twarzą w twarz z Giewontem. Krzyż, stojący na szczycie góry, odbijał promienie wschodzącego słońca. Po prawej rozciągał się widok na Zakopane. Całe miasto powoli budziło się do życia. Dzieci i młodzież spieszyli do szkół, w sklepach zaczął robić się tłok, a dzwony kościelne, dobiegające gdzieś z oddali, zwiastowały koniec porannej mszy. Usłyszałam, że mama krząta się jeszcze w kuchni, ale chwilę później wyszła z domu i odjechała do szkoły, by wpajać wiedzę młodym pokoleniom. Mama jest stworzona na nauczycielkę. Ma anielską cierpliwość, ale przede wszystkim umie przekazać wiedzę. Pewnie gdyby nie ona, nie mówiłabym tak biegle po niemiecku.
Usiadłam na wiklinowym fotelu, stojącym na balkonie. Przymknęłam oczy i wdychałam powietrze, jakiego nie ma w Austrii. Jest tylko w Polsce, w górach, w Zakopanem. Uśmiechnęłam się lekko, gdy słońce oświetliło moją twarz, a wiatr uniósł włosy.
Weszłam do domu dopiero po pół godzinie, gdy mój brzuch zaczął coraz głośniej domagać się, abym coś zjadła. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i nałożyłam lekki makijaż.
Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę.
-Dzień dobry, Elżunio- przywitał się Florek, dołączając do mnie.
-Cześć, bracie- uśmiechnęłam się.- Nie powinieneś być w szkole?
-Mam na 10.00- wyszczerzył się.
-Farciarz. Ja zawsze zaczynałam wcześnie rano.
-Było zostać sportowcem, nie jakąś dziennikarką- mruknął, a ja pacnęłam go w głowę.- No co? Sportowcy muszą się wysypiać.
-Coś o tym wiem- powiedziałam z uśmiechem.
-Dzień dobry, moje kochane dzieci- przywitał się, wchodzący do kuchni tata.
-Dzień dobry, tato- powiedzieliśmy z Florkiem jednocześnie.
-A gdzie król skoków narciarskich?- zapytał tata z ironią. Zagotowałam się w środku na te słowa.
-Tato, o co Ci chodzi? I czemu tak wczoraj na niego naskoczyłeś?- prawie krzyknęłam. -Bo nikt się tutaj nie liczy z moim zdaniem! Miałaś przyjechać z chłopakiem, a nie z narzeczonym! I nie zgadzam się, żebyś kiedykolwiek za niego wyszła!
-Tato, daj spokój- mruknął Florek, ale ani ja, ani tym bardziej ojciec, nie chcieliśmy go słuchać. Byliśmy zbytnio zajęci krzyczeniem na siebie.
-W ogóle go nie znasz!- wydarłam się.
-Poczytałem o nim dość, żeby stwierdzić, że nie jest dla Ciebie odpowiedni.
-Tato, czy ty zwariowałeś? Jeszcze się nie nauczyłeś, że mediom nie można wierzyć?
-Jest arogancki i samolubny.
-Kiedyś taki był, ale zmienił się. I wyjdę za niego, choćby nie wiem co!- wstałam gwałtownie od stołu i pobiegłam do swojego pokoju. Gregor właśnie szedł w stronę drzwi, kiedy wpadłam, jak burza, do pomieszczenia.
-Coś się stało?- zapytał przejęty.
-Nie, nic. Tylko pokłóciłam się z tatą- machnęłam ręką, wtulając się w jego nagi tors.
-O co poszło?
-O Ciebie. Tata nie chce, żebym za Ciebie wyszła…
-I masz zamiar go posłuchać?- zapytał niepewnie.
-Co Ci strzeliło do głowy?- uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta.
-Nie chcę, żebyś kłóciła się z rodzicami przeze mnie.
-Przestań. Nie bierz sobie tego do serca. Mój tata jest staromodny i gdybym mu pozwoliła to znalazłby mi jakiegoś starszego ode mnie lekarza.
-Siostra, wszystko okej?- zapytał, wchodzący do pokoju Florek. Pokiwałam twierdząco głową i wyciągnęłam do niego ręce, a on podszedł i też mnie przytulił.
-Kocham Was, moje dzióbki- wymruczałam, całując każdego z nich w policzek. Miałam przy sobie dwóch najcudowniejszych mężczyzn.

XXX

Kiedy tylko słońce zaczęło mocno grzać, wyszliśmy na spacer. Miałam nadzieję, że nikt nie będzie się czepiał Gregora, bo założył ubrania bez nadruków sponsorów i zrezygnował z czapki Red Bulla. Gdy Gregor zapytał „Co to są Krupówki?” stwierdziłam, że naprawdę nigdy nie zwiedzał Zakopanego. Poszliśmy więc na tę najsłynniejszą ulicę w Polsce, trzymając się za ręce. Sezon turystyczny jeszcze się nie zaczął, ale tu było dość sporo ludzi, zresztą jak zwykle.
Usiedliśmy w jednej z kafejek i zamówiliśmy sobie po kawie. Słońce oświetlało twarz Gregora, jakby był aniołem.
Był piękny… najpiękniejszy…
-Mam coś na buzi?- zapytał po chwili.
-Nie, czemu?
-Bo tak mi się przyglądasz- uśmiechnął się.
-Lubię na Ciebie patrzeć- wzruszyłam ramionami i dopiłam kawę.
Poszliśmy dalej, ale kiedy przechodziliśmy obok mojej ulubionej księgarni, nie mogłam się oprzeć, żeby do niej nie wejść. Za kasą siedziała ta sama pani, co kiedyś. Uśmiechnęła się do mnie i Gregora, gdy ją pozdrowiłam. Kilka osób, które były w środku, podniosły na nas wzrok.
Kiedy zatrzymaliśmy się przed półką z fantastyką, podeszła do nas nastolatka z trochę niepewną miną.
-Przepraszam, pan Gregor Schlierenzauer?- odezwała się do nas po angielsku. Czułam się dosyć dziwnie, bo dziewczyna była wyższa ode mnie, a Gregor szczerzył do niej zęby.
-No tak- odpowiedział, a ona podała mu kartkę i długopis. Zostawił swój autograf, a ja szybko sięgnęłam po książkę i ruszyłam do kasy, ciągnąc za sobą Gregora. Czym prędzej wyszłam z księgarni, a on pobiegł za mną.
-Co robisz?- zapytał, biorąc mnie za rękę.
-Idę do domu- odpowiedziałam lekko zdenerwowana.
-Jesteś zła?
-Nie.
-Jesteś zła…
Westchnęłam, bo nie miałam siły już mówić. Dlaczego ludzie nie mogą dać nam spokoju?
-Lizzie, proszę Cię. To był jeden autograf.
-A później będą następne i następne, aż zapomniałbyś, że ja też tutaj jestem.
-Nie zapomniałbym! Musisz po prostu przyzwyczaić się do tego, że nie jestem anonimowy.

-Pewnie masz rację- westchnęłam ciężko.- Przepraszam- przytuliłam go i weszliśmy do domu.



-------------------
To już jedne z ostatnich "słodkich rozdziałów". Mamy nadzieję, że Was zaskoczymy, a tymczasem czekamy na Wasze opinie ;)

Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 30
„All of Me”
Lizzie
“I give you all of me,
And you give me all of you”

Moje oczy wypełniły się łzami. Zakryłam dłonią usta, aby nie wydać z siebie żadnego niekontrolowanego dźwięku. Patrzyłam na mojego chłopaka, który z miłością w oczach patrzył na mnie, trzymając w rękach pudełko z najpiękniejszym pierścionkiem na świecie.
Czułam jak powoli wypełnia mnie szczęście. Gwałtownie pokiwałam głową, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Gregor uśmiechnął się szeroko. Boże, jak ja kocham ten uśmiech. Pomimo faktu, że znaliśmy się niezbyt długi czas, czułam, że Schlierenzauer jest tym jedynym. Pomimo wielu kłótni czułam, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Gregor wstał i włożył mi pierścionek na palec. W tym momencie widownia wzniosła gromki okrzyk radości. Niewiele myśląc pocałowałam Gregora w usta i wtuliłam się w jego szczupłe ciało.
-Kocham Cię, Lizzie- szepnął mi do ucha.- I przepraszam za wszystko, co spotkało cię do tej pory z mojego powodu.
Uśmiechnęłam się leciutko.
-Spokojnie- szepnęłam.- Wszystko przetrwamy.
Na te słowa wziął mnie na ręce i przeniósł przez bramkę. Tłum zaczął wiwatować, a ja zaczęłam się śmiać. Kiedy Gregor postawił mnie na ziemi, znalazłam się w uścisku Ewy, która piszczała mi do ucha. Kątem oka zobaczyłam Kamila, podającego rękę Gregorowi. Miałam nadzieję, że to skończy małą wojnę między nimi. Gdy Ewa mnie puściła, rzucili się na mnie skoczkowie, klepiąc po plecach i przytulając. Myślałam, że nie uwolnię się z plątaniny rąk, ale po chwili tłum zaczął się przerzedzać.
Nie sądziłam, że można zorganizować przyjęcie w mniej niż godzinę. Cóż, skoczkowie dali radę. Oczywiście ze względu na jutrzejszy konkurs trzeba było obejść się bez napojów alkoholowych, ale zabawa i tak była przednia. Puszczano muzykę zarówno polską, jak i austriacką, ale znalazły się też akcenty z innych krajów. Co chwilę rozlegało się gromkie „Gorzko, gorzko”, które kończyło się moim pocałunkiem z Gregorem.
Tańczyłam jak szalona. Obracałam się w ramionach zarówno ukochanego mężczyzny, jak i innych skoczków. Po paru utworach szpilki, które wspaniałomyślnie założyłam, znalazły się w kącie, a ja byłam boso. Miałam wrażenie, jakby w ten dzień mojego życia, wszystko się ułożyło. Jakby przez okropne śpiewanie, pokraczny taniec, razem z każdą kolejną kroplą potu, z mojego ciała wydostawały się zmartwienia i wszystkie wspomnienia wydarzeń, których nie chciałam pamiętać. Zarówno sprzed olimpiady, z czasów mojego poprzedniego związku, jak i z okresu spędzonego z Gregorem. Czułam, że te wszystkie złe chwile nic nie znaczą. Że liczy się tylko uśmiech na twarzy mojej i mojego narzeczonego. Nie liczył się nieudany sezon Gregora, mój aktualny brak pracy. Liczyło się tylko to, że jesteśmy razem i nigdy nie przestaniemy.

Gregor

„Wygląda przepięknie”- tylko tyle miałem w głowie, kiedy patrzyłem na jej sylwetkę na parkiecie. Wyglądała tak lekko i zwiewnie, jakby nigdy nie miała być smutna.
„Nie mogę uwierzyć, że kiedykolwiek mogła płakać. I to przeze mnie”, pomyślałem gorzko.
Trudno było się kłócić. Czasem czułem się jak największy idiota na świecie (którym z całą pewnością byłem).
W tym momencie podszedł do mnie Anders Bardal, trzymając w rękach dwa kieliszki.
-Chcesz?- zapytał, podstawiając mi jeden pod nos. Spojrzałem na niego zdziwiony, a on westchnął ciężko.- Stary, przecież bym Cię nie schlał! To tylko soczek. Trzeba tylko użyć wyobraźni- uśmiechnął się do mnie. Parsknąłem niewymuszonym śmiechem i przyjąłem kieliszek. Anders stanął obok mnie i przyjrzał się Lizzie, która właśnie tańczyła z Peterem Prevcem.
-Dobry wybór- mruknął.
-Skąd taki wniosek?- zapytałem ze zdziwieniem. Bardal uśmiechnął się.
-Nie znam jej zbyt dobrze, ale mam wrażenie, że jest jedyną osobą, która może być przy tobie.
-Dlaczego tak twierdzisz?- byłem ciekawy, co jeszcze ma takiego do powiedzenia.
-Bo ma cierpliwość. A do Ciebie trzeba mieć anielskiej cierpliwości, stary- mruknął. Parsknąłem.
-Nie wiedziałem, że jesteś takim filozofem, Bardal- mruknąłem zgryźliwie.
-To przez soczek Schlierenzauer. To wszystko przez soczek- odparł po czym ruszył na parkiet. Spojrzałem z powątpiewaniem na kieliszek i wziąłem malutki łyczek. Rzeczywiście soczek. Czyli Bardal po prostu przesadził z wyobraźnią…

XXX

Kolejny dzień był dniem kolejnego i zarazem ostatniego konkursu tego sezonu. Tak szczerze, to nie obchodził mnie wynik. Miałem przecież największy skarb na świecie. Pokazywano ją na telebimie, kiedy siedziałem na belce, kiedy leciałem i lądowałem. Dodawała mi sił.
Klasyfikację generalną wygrał Kamil, z czego byłem bardzo zadowolony. Należało mu się, jak nikomu innemu.
Podczas dekoracji stanąłem obok zalanej łzami Lizzie i objąłem ją ramieniem. Spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi oczami i przytuliła się do mnie, potwierdzając to, co miałem w głowie cały ostatni dzień.

Ja i tak wygrałem.



----------------
Spodziewałyście się, prawda? :D
Już dzisiaj znowu skoki :)))
W tym tygodniu przekroczyłyśmy próg 6000 wyświetleń. Jesteśmy Wam bardzo wdzięczne i bardzo szczęśliwe. Dziękujemy z całego serca, że tak nas wspieracie :)
Całusy, Milka i Molly :**

PS. Molly zaprasza do siebie na bloga. Znajdziecie coś nowego, mam nadzieję, że się spodoba ;)

czwartek, 20 listopada 2014

Molly startuje z nowym blogiem !!!!


Tak, tytuł może nie jest zbyt odkrywczy, ale to blog informacyjny. Nie będę się tutaj rozpisywać, bo wszystko macie na świeżutkim blogu.
Zapraszam serdecznie, Molly :)

PS. Przepraszam za nagłówek xDD

#ByleDoPiątku

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 29
„I don’t want to miss a thing”
Lizzie
“I don’t wanna miss one smile,
I don’t wanna miss one kiss.
Well, I just be with you”


Rodzice nie byli zadowoleni, gdy oznajmiłam im, że znów wyjeżdżam. Przekonałam ich dopiero faktem, że zaraz po skończonym sezonie przyjadę razem z Gregorem. Pożegnałam się z Florkiem i mamą, a tata zawiózł mnie na lotnisko.
Po około dwóch godzinach lotu do Lublany, przesiadłam się do taksówki, która przewiozła mnie do hotelu Austriaków w Planicy. Gregor czekał na mnie przed budynkiem, z szerokim uśmiechem na twarzy. A później złożył na moich ustach pocałunek, w którym zawarta była cała tęsknota tych dni, kiedy nie byliśmy razem.
Splótł moje palce z moimi, wziął moją walizkę i zaprowadził mnie do naszego pokoju. Zdążyłam się tylko rozpakować, bo już o 12.00 byliśmy już pod skocznią. Gregor stwierdził, że tego co tam się dzieje nie mogę przegapić. I miał rację. Do konkursu zostały jeszcze ponad 3 godziny, a na trybunach i w okolicy skoczni włóczyło się pełno kibiców, rozmawiających w różnych językach.
Na moich ustach wykwitł ogromny uśmiech, kiedy doszliśmy do drewnianych domków różnych reprezentacji. Wszędzie słychać było śmiechy, rozmowy i muzykę. nawet nie wiem kiedy ktoś złapał mnie za ręce i zaczął ze mną tańczyć. I nie był to Gregor, który przyglądał się z uśmiechem, a Tom Hilde, którego wprost rozpierała energia. Kiedy skończyliśmy nasz „taniec”, razem z Gregorem przywitaliśmy się z resztą norwegów i ruszyliśmy dalej.
Mijaliśmy kolejne domki, witając się z ekipami, aż w końcu doszliśmy do drewnianego budynku z napisem „Poland”. Cała reprezentacja siedziała w kółku, grając w butelkę.
-Lizzie, Gregor, chodźcie zagrać!- zawołał do nas Piotrek. Usiadłam obok Ewy i Justyny, a Gregor naprzeciwko mnie. Pierwszy kręcił Klimek. Butelka zatrzymała się, wskazując na Maćka Kota.
-Wyzwanie- powiedział, z lekką rezygnacją.
-Zatańcz jak Shakira!- zawołał rozentuzjazmowany Klemens. Czarnowłosy spojrzał na niego „z byka”, ale posłusznie wykonał polecenie. Wszyscy tarzaliśmy się ze śmiechu, gdy Maciek próbował zaprezentować nam taniec brzucha.
Zakręcił butelką i wypadło na mnie. Wybrałam wyzwanie, ale gdy tylko go usłyszałam, pożałowałam tej decyzji.
-Pocałuj w usta osobę, która siedzi po twojej prawej- powiedział, co spotkało się z głośną aprobatą reszty. Tylko nie moją i … Ewy, którą miałam pocałować.
-Kamil, mogę?- zapytałam, a on pokręcił tylko głową z uśmiechem.
-Tylko z języczkiem- zawołał ktoś, gdy szykowałam się do wykonania zadania. A kiedy było już po wszystkim, wszyscy zaczęli wiwatować i klaskać.
-Wszyscy jesteście zboczeni- mruknęłam i zakręciłam butelką. Oczywiście na kogóż innego mogłam trafić? Przez chwilę zastanawiałam się nad zadaniem, ale później wpadło mi do głowy coś tak głupiego, że musiałam to wykorzystać.
-Gregor, poliż szyję Kamila.

XXX

Po około godzinie gry obfitującej w durne pytania i wyzwania, ruszyliśmy do domku Austriaków, aby przygotować się do konkursu. Lekko się zdziwiłam, gdy przed budynkiem zobaczyłam sylwetkę Morgiego.
-Hej, Mała- zawołał, przytulając mnie. I znów zauważyłam ten dziwny błysk w oku Gregora. Ale przecież on nie może być zazdrosny. No bo o kogo?
Kiedy tylko zobaczyłam na horyzoncie Pointnera, pociągnęłam Thomasa za rękę i ruszyliśmy na trybuny.
-Cieszę się, że Cię widzę- szepnął mi do ucha, kiedy usiedliśmy na ławce. Uśmiechnęłam się tylko i odwróciłam głowę, żeby nie zauważył mojego rumieńca, który jak na złość wykwitł na mojej twarzy.
Kilka minut później dołączyły do nas Polki w puchatych, kolorowych czapkach. I zaczęliśmy kibicować. A emocje były spore. Nie było ważne kto wygra. Ważne było, czy Kamil zakończy zawody w pierwszej piątce.
Zobaczyłam, jak Ewa odetchnęła, gdy skończyły się zawody i jak po jej policzkach płyną łzy. Przytuliłam ją i obie zaniosłyśmy się płaczem.
-Zrobił to… Boże, on to zrobił- łkała. Zaczęłam się zastanawiać, jak czuje się teraz Kamil, jak rok temu czuł się Gregor. Skoro mnie rozpiera szczęście, to skoczkowie są chyba w takich chwilach wniebowzięci.
Ewa pobiegła pogratulować Kamilowi, a ja podeszłam do Gregora. Nie krył zdziwienia, gdy zobaczył moje łzy, ale wytłumaczyłam mu, że to ze wzruszenia i radości.
Na terenie skoczni zostaliśmy do późna, świętując razem z Polską ekipą.

XXX

Konkurs drużynowy, który odbył się następnego dnia, był niezwykle emocjonujący. Co skok, to pojawiał się nowy lider. Wszystko zaczęło się wyjaśniać dopiero w ostatniej kolejce.
-Chodź- powiedział w pewnej chwili Thomas, z którym oglądałam zawody.
-Zgłupiałeś? Przegapimy najważniejsze skoki.
-Zaufaj mi- popatrzył na mnie błagalnie. Zawahałam się chwilę, ale w końcu pobiegłam za nim. Spiker zapowiadał właśnie skok Kamila, a kilka sekund później usłyszałam wrzawę na trybunach i wiedziałam, że zdobywca Kryształowej Kuli skoczył dalej.
Thomas zatrzymał mnie przy bandzie okalającej skocznię. Skok Gregora był na tyle dobry, że Austriacy wygrali „drużynówkę”.
Michi, Didl i Stefan w sekundę znaleźli się przy Gregorze i zaczęli sobie nawzajem gratulować. Mój ukochany szybko zdjął narty, kask i gogle.
-No, idź do niego- usłyszałam głos Morgiego, który lekko popchnął mnie w kierunku Gregora. Idąc w jego stronę, kątem oka zauważyłam, że Michi podaje mu małe pudełeczko. Na trybunach zapadła pełna oczekiwania cisza, gdy zatrzymałam się przed szatynem. Te uklęknął przede mną. A później usłyszałam:

-Lizzie, kocham Cię i chcę spędzić z Tobą resztę życia. Wyjdziesz za mnie?



-------------
No i jest! Długo oczekiwany przez Was rozdział :D
Tak, wiemy, że będziecie złe, że zakończyłyśmy rozdział w takim momencie... no ale możecie się zastanawiać co będzie dalej :)
Co myślicie o Morgim w naszym opowiadaniu, hmm?
Kolejny za dwa tygodnie :D
Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 7 listopada 2014

BARDZO WAŻNA INFORMACJA!!
Dzisiaj powinien pojawić się rozdział, ale w związku z nawałem nauki w szkole (i nie tylko) po prostu nie zdążyłyśmy napisać rozdziału, za co bardzo Was przepraszamy ;(
Dlatego postanowiłyśmy, że rozdziały będą teraz pojawiały się co 2 tygodnie w piątki.
Naszym zdaniem jest to najlepsze wyjście. Nie chciałyśmy zawieszać bloga, bo jest to dla nas bardzo ważna rzecz i bardzo się z Wami związałyśmy.
A więc następny rozdział za tydzień w piątek.
Na Waszych blogach będziemy na bieżąco :)
A do sezonu zostało już tylko 15 dni, co pewnie bardzo nas zmotywuje do dalszej pracy.

Pozdrawiamy, Milka i Molly :))

piątek, 31 października 2014

Rozdział 28
„Never let me go”
Gregor
“Through the pressure’s hard to take,
It’s the only way I can escape,
It seems a heavy choice to make.
Now I’m under...”


-Dlaczego ty nie możesz posłuchać mnie chociaż raz?- krzyknęła, patrząc na mnie ze złością.
-Lizzie, nie mogę, do cholery, zrezygnować z konkursu! Nie możesz tego zrozumieć?- starałem się zapanować nad rosnącą irytacją.
Znajdowaliśmy się aktualnie w Czechach, w Harrachovie. Rozumiem, że skocznia w tym miejscu była niebezpieczna, ale ostatnim razem w Oslo, poradziłem sobie bardzo dobrze, więc nie do końca rozumiałem przyczyny zmartwień Lizzie.
-Gregor, o katastrofę naprawdę nie trzeba się prosić. Proszę, zrozum to!
-Jestem doświadczonym skoczkiem, Lizzie! Wiem, jak sobie poradzić na tej skoczni!
Dziewczyna spojrzała przez okno na uginające się od wiatru drzewa i pokręciła głową.
-Tu nie chodzi o doświadczenie, Gregor. Przy takiej pogodzie liczy się szczęście!
Westchnąłem ciężką i spojrzałem na nią z powagą.
-Nie zrezygnuję z konkursu- powiedziałem twardo. Brunetka jęknęła i spojrzała z wyrzutem w górę, po czym znów zerknęła na mnie.
-Nie będę patrzyła, jak ryzykujesz życiem, dla jakiegoś durnego konkursu, Gregor- oznajmiła cicho.- Nie licz na to, że przyjdę.
Wyszła, trzaskając drzwiami. Poczułem bolesne ukłucie w sercu, ale nie mogłem się wycofać.

Lizzie

Kłamałam. Co prawda nie pojawiłam się na konkursie, ale oglądałam zmagania skoczków w Harrachovie, jednocześnie pakując walizkę. Parę minut temu zadzwoniłam do rodziny, mówiąc, że wpadnę do Polski na parę dni. Muszę powiedzieć, że moja mama była zachwycona, ale ja, pomimo tego, że cieszyłam się z powodu powrotu do domu, nie mogłam przestać myśleć o tym, że mój chłopak właśnie siada na belce, na najniebezpieczniejszej skoczni świata, podczas gdy wiatr wygina drzewa niczym ździebełka trawy. W momencie wybicia wyłączyłam telewizor. Nie mogłam na to patrzeć.

XXX

Drzwi otworzył mi Florek. Uśmiechnął się szeroko, kiedy mnie zobaczył.
-Elżunia!- zawołał, przytulając mnie i unosząc nad ziemię. Pomyślałam, że chyba nikt nie ma tylu bezsensownych i głupich przezwisk, ale Florek miał specjalne przywileje. W końcu był moim małym braciszkiem. Potarmosiłam go po głowie i zażądałam, aby odstawił mnie na ziemię. Posłuchał i złapał moją walizkę, po czym zaprosił do środka. Rodzice byli zachwyceni, ale wiem, że mieli do mnie lekki żal o to, że nie odzywałam się do nich przez długi czas.
Usiedliśmy przy stole i rozpoczęliśmy okropnie długą rozmowę. Nie przeszkadzały mi ciągłe pytania, ale kiedy Florek zapytał: „No to kim jest w końcu ten twój chłopak?”, pacnęłam go ręką w tył głowy.
Moja mama zrobiła wielkie oczy.
-Masz chłopaka?- zapytała.- Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Bo jesteśmy ze sobą od niedawna, mamo- mruknęłam. Rodzicielka przewróciła oczami.
-Dobra, już dobra… jak się nazywa? Jest Austriakiem, prawda? Czym się zajmuje? Ile ma lat?
Podniosłam ręce przerażona nawałem pytań.
-Spokojnie, spokojnie! Tak, jest Austriakiem. Ma na imię Gregor i jest skoczkiem narciarskim.- powiedziałam. Florek spojrzał na mnie zszokowany.
-To chyba nie jest TEN Gregor?- zapytał ostrożnie. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie.
-Owszem. To ten Gregor. Gregor Schlierenzauer.
-Łał. Wysoko mierzysz, siostra- mruknął mój braciszek.
-Ale chyba mu coś ostatnio nie idzie to skakanie, hmm?- odezwał się tata. Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.
-Każdy ma wzloty i upadki- mruknęłam cicho. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
-Cóż, mam nadzieję, że niedługo go poznamy- powiedziała w końcu mama.

XXX

Dwa dni zostały do finałowego konkursu w Planicy. Pomimo tego, że byłam niezwykle zła na Gregora, nie potrafiłam się oprzeć myśli, że wolałabym teraz być u jego boku, całować jego usta i mierzwić jego włosy.
Usiadłam na łóżku i westchnęłam ciężko, myśląc o mojej tęsknocie za nim. Pomimo tego, że czasem jest skończonym, egoistycznym dupkiem, kocham go najbardziej na świecie.
Nagle zadzwonił mój telefon, a ja zamarłam, patrząc na wyświetlacz. Zawahałam się przed odebraniem połączenia, mimo wszystkich moich uczuć. Tęsknota okazała się jednak silniejsza.
-Lizzie…- usłyszałam głos, którego tak mi brakowało.
-Część, Gregor- powiedziałam, czując jak do oczu napływają mi łzy.
-Jestem największym palantem na świecie, prawda?- zapytał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Owszem, jesteś- mruknęłam.
-Chciałbym Cię błagać o wybaczenie, Lizzie. Chcę paść przed Tobą na kolana i zapewnić, że to się już nigdy nie powtórzy. Brakuje mi Ciebie! Kiedy Cię nie ma, czuję się jakbym był nikim. Ja cię naprawdę kocham, skarbie.
-Wiem, Gregor, wiem- odpowiedziałam. Po moich policzkach płynęły słone łzy.- Ja Ciebie też kocham.
Po drugiej stronie nastąpiła cisza. Słyszałam tylko jego oddech.
-Przyjedziesz na konkurs do Planicy?- zapytał w końcu. Uśmiechnęłam się lekko, spoglądając na spakowaną walizkę, która była wypełniona moimi rzeczami od wczoraj.
-Przyjadę. Jak mogłabym opuścić zakończenie sezonu?- odparłam. Wiedziałam, że w tym momencie na twarzy Gregora wykwitł uśmiech ulgi. Czułam to.
-Kocham Cię.

-Ja Ciebie też kocham- rzuciłam telefon na łóżko i pomyślałam, że ta rozłąka i kłótnia dobrze nam zrobiły. Uświadomiły nam, jak bezwartościowy jest świat bez osoby, którą się kocha.




--------------------------------
No i mamy kolejny :) Nie, to jeszcze nie ta sprawa, która trochę skomplikuje im życie :D W sumie to kolejne rozdziały są pełne miłości i szczęścia, więc przygotujcie się xD
Ale to już nie potrwa długo.
Czujemy mściwą satysfakcję, bo wy jeszcze nie wiecie co się stanie :DDD

Całusy, Milka i Molly :*

PS. Wesołego Halloween ;D

piątek, 24 października 2014

Rozdział 27
„Kiss me”
Lizzie
“Settle down with me,
And I’ll be your safety,
You’ll be my lady,
I was made to keep your bady warm.
But I’m cold as a wind blows, so hold me in your arms”

Sen jest naprawdę piękną rzeczą. Szkoda tylko, że zaczyna się go doceniać, kiedy jakiś okrutny osobnik gatunku ludzkiego, brutalnie przerywa twój wypoczynek, waląc zaciekle w drzwi.
Gregor mruknął gniewnie i wtulił się we mnie, nie zamierzając wychodzić z łóżka. Osoba za drzwiami nie poddawała się. Austriak porwał butelkę wody, która stała na stoliku nocnym i z głośnym „Spadaj”, cisnął w drzwi.
Przez chwilę mój chłopak leżał, ignorując nieustające pukanie, ale w końcu zwlekł się z łóżka i przeklinając cały świat, ruszył w stronę hałasu.
-Cześć!- zawołał radośnie Stefan, gdy tylko drzwi się rozchyliły. Nigdy nie widziałam, aby ktoś na twarzy miał tak szeroki uśmiech, jak on teraz.
-Czego chcesz?- mruknął Gregor, wyraźnie zaspany i niezadowolony.
-Nie było Was na śniadaniu- oznajmił Kraft.
-Śniadanie? A co to jest śniadanie?- zapytał Tyrolczyk. Ukryłam twarz w poduszki, próbując stłumić śmiech. Kiedy znowu podniosłam głowę to Gregor szczerzył się jak głupi, a Stefan wyglądał na zdezorientowanego. Wzruszył tylko ramionami i zaczął wyjaśniać:
-Nie było Was na śniadaniu, więc masz spotkanie z trenerem. I nie wiem co od ciebie chce- dodał młodszy skoczek, widząc, że Gregor chce mu przerwać.- ale postaraj się być miły, bo nie jest w najlepszym humorze.
-Okej, dzięki- odezwał się Gregor, a ja pomachałam Stefanowi, który udał się do swojego pokoju.
-Jak myślisz, co może od Ciebie chcieć?- zapytałam, kiedy Gregor zaczął wyciągać nowe ubrania z szafy.
-Nie mam pojęcia- westchnął i zniknął w łazience. Po piętnastu minutach mój chłopak wyszedł na spotkanie z trenerem.
Wzięłam szybki prysznic. Dochodziła już dwunasta, ale na dworze było zimno, więc ubrałam dżinsowe rurki i kremowy sweterek. Nałożyłam makijaż i rozczesałam włosy.
W kieszeni moich spodni zaczął wibrować telefon. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Morgiego.
-Cześć, Thomas- przywitałam się z uśmiechem na ustach.
-Hej, Mała- odpowiedział z entuzjazmem.
-Nie masz zamiaru zmienić mi przezwiska?- jęknęłam.
-Oczywiście, że nie. Pasuje do Ciebie, jesteś ode mnie młodsza i wyglądasz jak nastolatka. I żeby nie było, to był komplement!- wyjaśnił, a ja lekko się zarumieniłam.- A co, nie podoba Cie się?
-Po prostu nie lubię przezwisk odnoszących się do mojego wzrostu.
-Nikt Ci nigdy nie powiedział, że „małe jest piękne”?- zdziwił się.
-Owszem, co nie zmienia faktu, że nie pogardziłabym dziesięcioma centymetrami więcej- powiedziałam całkiem poważnie, ale on roześmiał się.- Ej! Co jest w tym takiego śmiesznego? Zawsze uważałam, że to nie fair, że ja jestem taka niska, a mój braciszek ma prawie dwa metry!
-Masz rację, to jest niesprawiedliwe.
-No widzisz!- zaśmiałam się.- Co tam u Ciebie?
-Wszystko dobrze. Liluś jest zdrowa, ja też. Wracam do spokojnego życia. Ale nie gadajmy o mnie. Jak tam z Gregorem?- zapytał, a ja westchnęłam ciężko.
-Będę musiała go ciągnąć do psychologa…
-Znów to zrobił?- Thomas przerwał mi zszokowany.- Czy on jest skończonym idiotą?
-Nie wiem, Thomas. Kiedy znalazłam go w barze, pomyślałam, że to już koniec i chciałam wyjechać, ale wtedy zachowałabym się ja tchórz. Porozmawialiśmy na spokojnie i wyjaśniliśmy sobie wiele rzeczy.
-I jesteś pewna, że więcej tego nie zrobi?- zapytał nieprzekonany.
-Powiedziałam mu, że następnym razem odejdę…
-Jakby co, to wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjechać?
-Dzięki, Thomas. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?- zapytałam z nieukrywaną wdzięcznością w głosie.
-Super Morgi zawsze do usług- powiedział, a ja roześmiałam się serdecznie.
Rozmawialiśmy jeszcze parę minut, po czym pożegnaliśmy się. Thomas poprawił mi humor, czym zaraziłam Gregora, który od trenera wrócił wyraźnie przygnębiony. Na początku nie chciał mi nic powiedzieć, ale w końcu wyjawił, że Pointner nie pozwolił mu zrezygnować z reszty sezony.
-Dasz radę, zobaczysz. Potem wyjedziemy, na jak długo będziesz chciał- pocieszałam go. Uśmiechnął się, a godzinę później byliśmy już pod skocznią.
O 16.00 odbył się trening, a o 18.00 kwalifikacje. Patrzyłyśmy z Ewą na skoki, przygryzając gorące frytki.

XXX

Nazajutrz wszyscy żyliśmy już tylko konkursem. Po śniadaniu skoczkowie udali się na trening na siłownię. Od samotności i nudy wyrwała mnie Ewa, która tonem nieznoszącym sprzeciwu, oznajmiła, że idziemy na zakupy.
Weszłyśmy do dużej galerii. O tej porze było tutaj pełno ludzi spieszących do jakiegoś sklepu, targających ciężkie torby i oglądających wystawy. Wchodziłyśmy po kolei do każdego sklepu, poszukując czegoś ładnego. Ewa zaczęła cicho burczeć coś o guście norwegów, kiedy wychodziłyśmy z piątego z kolei sklepu z pustymi rękami. Ale wtedy Ewka gwałtownie się zatrzymała i przytrzymała mnie za nadgarstek.
-Widzisz je?- zapytała, wskazując czarne rurki na wystawie.
-Widzę. Są nawet ładne- stwierdziłam po dokładnym zlustrowaniu spodni.
-Wiedzę je na Tobie. Chodź, przymierzysz- usłyszałam i ruszyłam za Ewą. Po chwili wcisnęła mi do ręki spodnie mojego rozmiaru i kazała wejść do przymierzalni. Może na manekinie wyglądały świetnie, ale ja nie miałam figury modelki.
-Idealnie- szepnęła Ewa, kiedy wyszłam się jej pokazać.
-Idealnie? Jeszcze bardziej widać moje grube nogi i wielki tyłek- mruknęłam, a Ewa spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć: Żartujesz sobie ze mnie?
-Kobieto, czy ty się słyszysz? Gregor kocha twój tyłem, więc ty też powinnaś, a poza tym nóg to ja Ci zawsze najbardziej zazdrościłam.
Spierałam się z nią jeszcze chwilę, mimo iż byłam na przegranej pozycji. Ewka zawsze musi postawić na swoim. Do spodni dobrałam jeszcze pomarańczową, luźną bluzkę z delikatnym, czarnym paskiem, zapinanym na talii.
Pani Stoch uśmiechnęła się triumfalnie, gdy poszłam do kasy. Kiedy otworzyłam portfel, doznałam szoku. Było w nim więcej pieniędzy niż przypuszczałam i nie wiedziałam skąd się tam wzięły. Popatrzyłam ze zdziwieniem na Ewę, ale ona oglądała już biżuterię u jubilera. Dostęp do mojego portfela mógł mieć tylko… Gregor.
-Pamiętaj, że dziś wieczorem powinnaś ubrać te nowe ciuchy- powiedziała Ewa i pociągnęła mnie w stronę stoiska z gorącą czekoladą.
„Aha. To już wszystko wiem. Miejcie sobie te swoje tajemnice, ale ja się dowiem co knujecie”, pomyślałam, popijając gorący napój.
Po czterech godzinach zakupów, wróciłyśmy do hotelu. Zdążyłam się tylko przebrać w kupione niedawno rzeczy i wyszłam na skocznię, gdzie czekała już na mnie Ewa. Od rana nie widziałam Gregora, ani z nim nie rozmawiałam. Zobaczyłam go dopiero, siedzącego na belce. Skoczył 130 metrów i zajął 17 miejsce. Tragedii nie było, bo jakby nie patrzyć, warunki były coraz gorsze. Najlepszym tego przykładem był Peter Prevc.
-Ewa, patrz! Czy on jest wkurzony?- zapytałam cicho, głęboko poruszona.
-No, a przecież zawsze jest taki spokojny…

XXX

Druga seria skończyła się bardzo szybko, a to wszystko przez pogarszające się warunki. Gregor ostatecznie zajął 13 miejsce, Kamil był dziewiąty.
-Miłego wieczoru- Ewka mrugnęła do mnie kiedy poszłyśmy do swoich mężczyzn.
-Powiesz mi, o co chodzi?- zatrzymałam się, patrząc pytająco na panią Stoch.
-Dzisiaj jest siódmy marzec, miesiąc temu…- przerwała, gdy pacnęłam się w czoło.
-Poznałam Gregora- dokończyłam za nią. Ona uśmiechnęła się tylko i odeszła do Kamila.
Odwróciłam się i zauważyłam Gregora, zmierzającego w moim kierunku, z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Hej, Śliczna- szepnął i pocałował mnie w policzek. Wziął mnie za rękę i ruszył w kierunku wyjścia ze skoczni. Zaprowadził mnie do pięknej restauracji. Wszystko był schludne, czyste  i urządzone z gustem. Na początku myślałam, że lokal jest zamknięty, ale gdy tylko weszliśmy, podszedł do nas kelner, wskazując nam miejsce. Okazało się, że Gregor zarezerwował całą restaurację tylko dla nas. Nasz stolik był w pełni zastawiony, w srebrnym wiaderku chłodziła się butelka wina, a pośrodku paliły się dwie świece. Wszystko wyglądało jak z jakiegoś filmu.
Do tej pory nie lubiłam romantycznych kolacji, ale człowiek się zmienia, szczególnie pod wpływem ukochanej osoby.
Po pysznej kolacji wyszliśmy na spacer. Miejski park był pogrążony w blasku zachodzącego słońca. Przechadzało się tu kilka par, podobnych do nas.
-Nie uważasz, że mam wielki tyłek?- zapytałam, a on popatrzył na mnie z uśmiechem.
-Skąd takie pytanie?
-Zawsze był wielki i wydaje mi się, że w tych spodniach jest jeszcze większy.
-Wcale nie jest większy. Wyglądasz bardzo atrakcyjnie- zatrzymał się i wziął mnie w ramiona.- Kocham twoje nogi, ręce, piękne dłonie, palce, paznokcie, uszy, kocham twoje zielone oczy i rzęsy, które czasem malujesz. Kocham twój chudy brzuch. Kocham twoje pachnące włosy, które nocą łaskoczą mój nos. Kocham twoje naturalne piersi i kocham twój, jak sama mówisz, duży tyłek. Kocham twoje wcięcie w talii i kocham twoje zaokrąglone ciało. Kocham twoje pełne, malinowe usta, za którymi tęsknię kiedy nie są złączone z moimi- zakończył swój monolog namiętnym pocałunkiem.

-Mam coś dla Ciebie- szepnął i sięgnął do kieszeni swojej kurtki. Po chwili otwierał już srebrne pudełko.- wytrzymałaś ze mną miesiąc, mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną kolejne- powiedział i zawiesił mi na szyi naszyjnik z wisiorkiem z białego złota w kształcie serduszka.



---------------
Tak, wiemy, że słodzimy, ale tak już musi po prostu być. Obiecujemy Wam, że im głębiej w las, tym będzie gorzej xD
A co tam u Was?
Ściskamy mocno, Milka i Molly :*

piątek, 17 października 2014

Rozdział 26
„Timber”
Gregor
“It’s going down, I’m yellin timber.
You better move, You better dance.
Let’s make a night, you won’t remember.
I’ll be the one, you won’t forget.”

Obudziłem się wczesnym rankiem. Lizzie nie było przy mnie, a z łazienki dobiegł mnie odgłos wody lecącej z prysznica. Pomyślałem o naszej wczorajszej rozmowie. Pokazałem Lizzie swoją najsłabszą stronę charakteru: małego, przestraszonego chłopca, którym zawsze byłem. Zazwyczaj zakładałem maskę, ale wczoraj zorientowałem się, że przed Lizzie nie muszę niczego ukrywać. Po prostu opuściłem wszystkie mury, jakie wokół siebie wybudowałem i pozwoliłem ponieść się emocjom. Nie zachowałem się jak mężczyzna, ale było mi lepiej. To był ból, z którym żyłem wiele lat i przyzwyczaiłem się do niego, ale kiedy zniknął, poczułem niewyobrażalną ulgę.
Uśmiechnąłem się do Lizzie, która właśnie wyszła z łazienki. Jej mokre włosy przylepiły się do twarzy i ramion. Podeszła do mnie, opatulona w ręcznik i pocałowała mnie w czoło.
-Jak się spało?- zapytała z uśmiechem na ustach.
-Lepiej niż kiedykolwiek…- odmruknąłem, a ona uśmiechnęła się szerzej. Odwróciła się i zaczęła szperać w szufladzie, w poszukiwaniu ubrań.
Nie chciałem jeszcze wstawać, ale wiedziałem, że jeśli się nie pospieszę, spóźnimy się na samolot. W sumie mógłbym odpuścić sobie kolejne konkursy. Dla mnie ten sezon i tak był już skończony, ale wiedziałem, że media nie zostawiłyby na mnie suchej nitki, a w dodatku zawiódłbym kibiców i fanów. Zerwałem się z łóżka, ubrałem się i wykonałem typowe poranne czynności. Kiedy skończyłem była 8.00. Złapałem nasze bagaże i razem z Lizzie ruszyliśmy na parking. Podróż, zarówno autobusem, jak i samolotem, minęła bardzo szybko. Nim się obejrzałem, byliśmy w Trondheim. Byłem trochę zmęczony, ale kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je i ujrzałem uśmiechniętą twarz Stefana.
-Polacy organizują imprezę!- krzyknął na powitanie.- Bezalkoholową, oczywiście- mrugnął do mnie i ulotnił się, aby obwieścić cudowną nowinę reszcie kadry. Lizzie podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
-Czujesz się na siłach?- zapytała, a ja doskonale wiedziałem, że nie chodzi jej o zmęczenie.
-Powiedział, że bezalkoholowa- mruknąłem. Lizzie prychnęła.
-Powiedział też, że Polacy ją organizują, a te dwie rzeczy się wykluczają- powiedziała z ironią w głosie. Uśmiechnąłem się do niej, złapałem w talii i pocałowałem zachłannie.
-Obiecałem Ci już, że będę grzeczny- mruknąłem cicho, a Lizzie uśmiechnęła się słodko.
-Wierzę Ci na słowo, Gregor- powiedziała i pocałowała mnie. A później wyszeptała w moje usta:
-Naprawdę Ci wierzę.

XXX

Impreza miała się odbyć w naszym hotelu, który posiadał odpowiednią do tego salę, która została ozdobiona różnego rodzaju światełkami i błyskotkami.
Jak na razie na sali byli tylko Polacy, Czesi i reszta mojej kadry, a w głośnikach rozbrzmiewało coś, co Lizzie skwitowała głośnym westchnięciem. Kiedy spojrzałem na nią pytająco, powiedziała tylko „Disco-polo” i stwierdziła, że trzeba znaleźć kogoś odpowiedzialnego za muzykę. Pierwszą osobą, która wpadła jej do głowy, był Piotrek Żyła, więc podeszliśmy do niego. Stał akurat niedaleko nas, obok stołu z przekąskami.
-Piotrek, co wy najlepszego puszcza…- zamarła, widząc co znajduje się na stole.- Ty to nazywasz przekąską?- zapytała, podnosząc batonik zbożowy.
-No… trenerzy zgodzili się na imprezę, pod warunkiem, że nie będziemy pchać w siebie kalorii… no więc… Są batoniki zbożowe- powiedział niepewnie. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Żyła uśmiechnął się do mnie i obiecał, że zrobi coś z muzyką, po czym odszedł.
Na sali zaczął robić się coraz większy tłum. Były już prawie wszystkie reprezentacje, a muzyka w głośnikach zaczęła być w końcu znośna, więc porwałem Lizzie na parkiet. Tańczyłem z nią jak szalony, zapominając o Bożym świecie, o swoich problemach i humorach.
Dobra impreza (nawet bezalkoholowa, bo Pan Kruczek zarekwirował Piotrkowi butelkę wódki) potrafi dobrze człowieka oczyścić.
Zostaliśmy odesłani do łóżek o 23.00, ale i tak byliśmy zbyt zmęczeni, aby dalej tańczyć.
Kiedy tylko wróciliśmy do pokoju, położyłem się na łóżku, nie mając nawet siły zdjąć ubrań, czy iść do łazienki. Ostatnie co pamiętam to to, że Lizzie położyła się obok mnie i pocałowała w czoło, mówiąc:
-Dobranoc, kochanie.

Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Zasnąłem.




-----------------------
Hmmm... Co by tu napisać... w sumie to jest okej, ale czy tak zostanie? Zobaczycie :D
Jak tam u Was?
Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 10 października 2014

Rozdział 25
„Secrets”
Lizzie
“So I’m gonna give all my secrets away.
This time, don’t need another perfect lie”

Wrzucałam do torby kolejne rzeczy, nieludzko gniotąc ubrania. Niespodziewanie natrafiłam na koszulkę Gregora, którą dał mi jeszcze w Soczi, a której do tej pory mu nie oddałam. Wtuliłam w nią twarz, pozwalając, aby delikatny, subtelny zapach mnie omotaj.
Uspokoiłam swoje ciało, zatrzymałam łzy. Wsunęłam walizkę z powrotem pod łóżko. Swoje kroki skierowałam do łazienki, gdzie obmyłam twarz zimną wodą. Czy mogłabym mu to teraz zrobić? Czy mogłabym wyjechać i zostawić go z tym wszystkim samego? Przecież obiecałam, że zawsze będę przy nim. Dałam mu wolną rękę, pozwoliłam, żeby samemu kontrolował swoje życie. Jeśli nie potrafi sam sobie poradzić, czuję się zobowiązana, żeby mu pomóc. Ale z drugiej strony, czy warto zostawać przy kimś, kto utapia niepowodzenia w alkoholu? Podobno z tego nigdy się nie wychodzi…
Co jeśli zostanę? Czy podołam temu trudnemu zadaniu? Co jeśli mi się nie uda? Sięgnę po kieliszek, sama sobie przybijając gwoździe do trumny? Patrząc, jak sięgamy dna, czy starczy mi sił, aby błagać o pomoc?
Nie mogę odejść. Oboje siebie potrzebujemy. „Jesteś słaba, Lizzie. Wiesz o tym” rozum zaczął sobie ze mnie drwić, ale postanowiłam słuchać serca. Serca, które zaczęło wyrywać się z piersi, gdy usłyszałam jak Gregor wchodzi do pokoju.
Popatrzyłam na siebie w lustrze. Wciąż ta sama twarz, a jednak zupełnie inna. Zmieniłam się, wiem o tym. Zmieniłam się przez niego. A może to był proces, w którym uczestniczyliśmy oboje?
Poczułam, że jestem gotowa, aby walczyć. O nas, o naszą przyszłość, nasze życie i szczęście.
Usłyszałam jęk bezsilności, dochodzący z pokoju. Bezszelestnie wyszłam z łazienki do pomieszczenia pogrążonego w mroku. Zobaczyłam Gregora, opierającego się czołem o drzwi, ukrywającego twarz w dłoniach. Płakał. Szczerymi łzami, wyrażającymi żal i smutek.
Zbliżyłam się powoli i położyłam lekko rękę na jego ramieniu. Odwrócił się gwałtownie. W jego oczach królował obłęd, ale zauważyłam też ulgę.
-Gregor…- wyszeptałam, przerażona jego stanem. Upadł na kolana, oplótł mnie desperacko ramionami i wyłkał:
-Wiem, że nawaliłem, ale wybacz mi, proszę… zabiję się jeśli Cię stracę…
-Gregor! Uspokój się! Porozmawiajmy…- szlochał jeszcze chwilę w moją bluzkę, ale w końcu wzięłam go za rękę i usiedliśmy na łóżku. Czułam, jak cały drży. Bałam się. Nie wiedziałam do końca, co się z nim dzieje. Wzięłam go w ramiona i głaskałam po włosach, tak jak robią to matki. A jego ciałem wstrząsnęła kolejna fala dreszczy. Płacz przerodził się w ciche krzyki. I teraz przestraszyłam się na dobre.
-Gregor, co się dzieje?- szepnęłam, lekko drżącym głosem.
-Nie wiem…- odpowiedział, patrząc mi w oczy. Był przestraszony, a na jego twarzy malowało się cierpienie.
-Coś Cię boli?- spytałam znowu, widząc jego krzywą minę.
-Nie…- odpowiedział, zatapiając się w moich ramionach. Powoli zaczął się uspokajać. A wraz z jego spokojem, moja dusza też odnalazła ukojenie. Pogładził mnie po policzku. Zamknęłam oczy, ale momentalnie poczułam jak jego ręka znów nerwowo drga.
-Boję się. Panicznie się boję- szepnął. Popatrzyłam na niego zszokowana.
-Czego się boisz?
-Wszystkiego…- otarłam samotną łzę, leniwie wydostającą się z jego oka, zmierzają do linii ust.- Nie wiem, czego się boję- ta druga odpowiedz zupełnie mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam też, która z tych odpowiedzi jest gorsza. Gregor zmagał się z wewnętrznymi lękami, których sam nie potrafił określić.
-Spróbuj mnie zrozumieć… żyję w ciągłym strachu, nie wiedząc nawet czego się boję.
-Doskonale Cię rozumiem- powiedziałam, trzymając w dłoniach jego twarz i patrząc mu w oczy. Odetchnął z ulgą.
-Mów- rozkazałam mu delikatnie.- Opowiedz mi o tym.
-Nie potrafię się odnaleźć w codzienności. Czuję się, jakbym gnał na złamanie karku, nawet nie wiedząc dokąd- wypuścił powietrze z płuc i znowu się rozpłakał.- Nie śpię w nocy. Boję się zamknąć oczy. Czasem… czasem słyszę, jak szepczesz przez sen moje imię- popatrzył na mnie i uśmiechnął się smutno. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Trawiłam każde jego słowo i niestety utwierdzałam się w przekonaniu, że jest z nim bardzo źle.
-Mam takie wahania nastrojów, że czasem sam nie mogę uwierzyć. Muszę sam ze sobą walczyć, żeby nie wybuchnąć. Najgorzej jest na treningach. Atmosfera jest strasznie napięta. Pointner po tamtym zdarzeniu stracił cały nasz autorytet i teraz się na nas wyżywa.
-Gregor, kiedy to wszystko się zaczęło?- zapytałam.
-Kilka tygodni przed Igrzyskami. Tylko, że wtedy miałem to gdzieś. Nie zwracałem na to uwagi, nic nie czułem. Dopiero kiedy zacząłem znów prawdziwie kochać, poczułem, że przecież nie mogę tak żyć… ale to wszystko się nasilało, a ja… ja jestem coraz bardziej zmęczony.
-Czy to ten sezon tak Cię zmęczył?- zapytałam. Otwierał już usta, zapewne aby zaprzeczyć, ale zwiesił tylko głowę.- Powiedz, czy wolałbyś być teraz w Austrii?
Pokręcił twierdząco głową i przytulił mnie.
-Moglibyśmy się ukryć, odpocząć, nacieszyć sobą- wyszeptał mi do ucha.
-Wyjedziemy… ale myślę, że powinieneś udać się do jakiegoś specjalisty- zaczęłam powoli, bojąc się jak zareaguje.
-Nie jestem chory- mruknął.
-Mylisz się, Gregor. Nie bój się do tego przyznać. Ja… ja… też tak kiedyś miałam…- szepnęłam. Wspomnienia, które myślałam, że są tak odległe, znów zraniły moje serce.
-Ty?- zapytał zaskoczony Gregor.
-Nigdy nie byłam herosem, idącym przez życie z uśmiechem na ustach.
-Opowiesz mi o tym?- drążył nadal. Mimo iż wiedziałam, że otwieram stare rany, postanowiłam, że nie będę trzymać tego przed nim w tajemnicy.
-Kochałam kiedyś kogoś, kogo nie powinnam kochać…- zaczęłam. Gregor wpatrywał się we mnie uważnie.- Krzywdził mnie, ale ja ślepo za nim podążałam. Aż poczułam, że sięgam dna. Na szczęście Kamil był wtedy przy mnie. Gdyby nie on, mogłoby mnie już nie być na świecie. Tak, Gregor- dodałam, widząc jego zdziwioną minę- tamten wybryk w Soczi to nie był mój pierwszy raz.
Gregor z trudem przełykał ślinę. Zauważyłam, że jest w jeszcze większym szoku.
-Z doświadczenia wiem, że najlepiej szybko z tego wyjść, bo w końcu to Cię zniszczy.
-Pójdę- powiedział stanowczo. Uśmiechnęłam się szczerze i pocałowałam go w usta.
-Mogę jeszcze o coś spytać?
-Pytaj.
-Co to znaczy, że Cię krzywdził?- spojrzał mi w oczy, a ja westchnęłam. Bałam się, że może postawić takie pytanie. Wtuliłam się w jego tors i cicho pisnęłam:
-Bił mnie.
Gregor poruszył się niespokojnie i jeszcze mocniej mnie przytulił.
-Siedzi w więzieniu?- spytał znowu.
-Nie wiem. Może ktoś w końcu złapał go z narkotykami.
-Czy… ty…
-Nigdy nie brałam. To był częsty temat naszych awantur- powiedziałam, przypominając sobie namowy mojego byłego i każdy nowy siniak, z każdym moim „nie”.
-Mogę jeszcze o coś zapytać? Już więcej nie będę- powiedział, wyraźnie czymś speszony.
-No, wyrzuć to z siebie- zachęciłam go.
-Byłaś kiedyś z Kamilem? No wiesz… jako… chłopak i dziewczyna?
-Co?! Nie! Kamil jest tylko, a może aż, moim najlepszym przyjacielem. Kochamy się, ale tak jak kocha się rodzeństwo. I nigdy nawet nie myśleliśmy o byciu razem- odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Gregor uśmiechnął się i pocałował mnie.
-Napędziłaś mi niezłego stracha… myślałem, że naprawdę mnie zostawiłaś.
-Następnym razem to zrobię.
-Nie będzie następnego razu- powiedział stanowczo.
-Obyś miał rację. Nie chcę się znów pakować w takie bagno, jakim jest alkohol.

-Już będę grzeczny, obiecuję- powiedział i ułożyliśmy się do sny. Gregor zasnął prawie natychmiast i miałam nadzieję, że zasnął bez ciężkiego serca i że jest to efektem naszej rozmowy. Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.




---------------------------
No, trochę zaczęło się wyjaśniać. Do przeszłości Lizzie pewnie jeszcze nie raz wrócimy ;)  
Będziemy ich jeszcze męczyć dość długo.
Mamy nadzieję, że się podoba?
Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 3 października 2014

Rozdział 24
„Drunk”
Gregor
“Maybe I’ll get drunk again.
I’ll be drunk, again.
I’ll be drunk, again.
To fell a little love”


Obudził mnie budzik, który wspaniałomyślnie nastawiłem, aby nie spóźnić się na wyjazd do Kuopio. Nie przewidziałem jednak faktu, że nie będę jeszcze wtedy spakowany. Zerwałem się z łóżka, a Lizzie, która już była całkowicie ubrana, popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Stała nad moją walizką, wkładając tak jedną z moich koszul.
-Czy ty nas spakowałaś?- zapytałem, patrząc na nią z szeroko otwartymi oczami.
-Eeee… no tak…- powiedziała niepewnie. Odetchnąłem z ulgą i przytuliłem ją.
-Jesteś niezastąpiona, wiesz o tym?- wymruczałem w jej włosy.
-No oczywiście, że wiem- parsknęła śmiechem, po czym wcisnęła mi w ręce jakieś ciuchy.
-Idź się ubrać- rozkazała. Wyszczerzyłem do niej zęby.
-Wczoraj wolałaś mnie w wydaniu bez ubrań- powiedziałem, a ona posłała mi jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Zaśmiałem się pod nosem i nałożyłem na siebie ciuchy. Kiedy skończyłem wykonywać standardowe poranne czynności, chwyciłem moją walizkę i tę należącą do Lizzie, wyciągnąłem je z pokoju i zaciągnąłem na zewnątrz, do autobusu.
Pointner, jak zwykle spojrzał na nas zimnym wzrokiem. Objąłem Lizzie ramieniem i wprowadziłem ją do naszego „Austria Busu”. Usiedliśmy bliżej końca, niedaleko Michiego i Stefana.
-Witaj, księżniczko- przywitał się Hayboeck. Lizzie już miała powiedzieć, coś na temat nazywania jej „księżniczką”, kiedy dodał:
-I Lizzie też jest!
Parsknęła śmiechem, a ja posłałem mu mordercze spojrzenie, które zbagatelizował radosnym śmiechem.
Brunetka poczochrała moje włosy i cmoknęła mnie w policzek.
-Moja szaloooona księżniczka- powiedziała, na co my spojrzeliśmy na nią, nie wiedząc o co jej chodzi. Zaśmiała się cicho i mruknęła coś o jakimś komentatorze sportowym. Chyba miała z tego gościa niezły ubaw. Kiedy chcieliśmy wyciągnąć z niej coś więcej, pokazała nam język i wsadziła sobie do uszu słuchawki, mrucząc, że jeśli zapytamy odpowiednich osób, to o wszystkim się dowiemy.
Stefan stwierdził, że chłopaki z Polski na pewno będą coś na ten temat wiedzieć. Wzdrygnąłem się, pamiętając, jak skończyła się moja ostatnia rozmowa z pewnym polskim skoczkiem. Odruchowo potarłem dłonią szczękę. Mój ruch zauważyła zatopiona już w muzyce Lizzie. Szturchnęła mnie lekko i położyła swoją głowę na mojej piersi. Po chwili spała słodko, wtulona we mnie. Przyglądałem się jej i gładziłem jej włosem. Mimo woli zacząłem myśleć, czy aby na pewno na nią zasługuję. Mój ostatni wybryk pokazywał, że rzeczywiście czasem zachowuję się niedojrzale, może wręcz dziecinnie. Chociaż sam nienawidziłem kiedy ktoś nazywał mnie rozkapryszonym dzieciakiem, wiedziałem, że czasem naprawdę taki jestem. Jeszcze raz spojrzałem na brunetkę, na jej słodką, śpiącą twarz, na jej piękne włosy i pomyślałem, że mam skarb, na który z całą pewnością nie zasługuję, ale kocham ją nad życie i będę pokazywał i jej i wszystkim dookoła, że staram się chociaż trochę jej dorównać. Pocałowałem ją w czoło i oparłem o nie swoją głowę z zamiarem przespania się parę godzin.
Lizzie

Konkurs w Kuopio wypadł średnio. Gregor nie zajął najwyższych lokat, ale końca świata, jak na razie, nic nie zwiastowało. Miałam jednak złe przeczucia. Ufałam Gregorowi, ale coś mi mówiło, że nasze problemy jeszcze nie do końca z nami skończyły.
Szybko podbiegłam do polskiej drużyny, gratulując udanych startów, jednak coś nie dawało mi spokoju. Kręciłam się pośród zawodników i sztabów trenerskich, szukając mojego chłopaka. Miał dzisiaj chrapkę na podium, zwłaszcza po udanych występach w Lahti, a że znalazł się daleko od celu, mogło strzelić mu coś do głowy. Błagałam Boga w myślach, aby to były tylko moje urojenia, ale w momencie, gdy wbiegłam do pobliskiego baru i zobaczyłam Gregora, wlewającego w siebie alkohol, wszystkie moje nadzieje diabli wzięli.
Chciałam do niego podbiec, wyrwać kieliszek z ręki, uderzyć go w twarz, żeby się opamiętał. Ale tego nie zrobiłam. Po prostu patrzyłam, ze łzami w oczach, na to, co robi ze swoją osobą, którą kocham najbardziej na świecie. Oparłam się o ścianę i wpatrywałam w niego, czekając, aż mnie zauważy. I w końcu to zrobił. Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami, teraz pokrytymi siatką czerwonych żyłek.
Zerwał się z miejsca i podszedł do mnie, chwiejąc się lekko.
-Lizzie… ja nie chciałem…- wykrztusił z siebie.
-Nie obchodzi mnie, czego chciałeś, a czego nie, Gregor- powiedziałam, czując jak łzy spływają po moich policzkach.- Ty po prostu mnie okłamałeś!
-Nie, kochanie…- zaczął.
-Nie mów tak do mnie!- krzyknęłam mu w twarz.- Dzisiaj straciłeś wszelkie prawo, żeby tak się do mnie zwracać!
Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, trawiąc każde słowo.
-Nie będę Cię do niczego zmuszać, Gregor- dodałam.- Chcesz pić- pij. Już mnie to nie obchodzi. Nie będę planować swojego przyszłego życia z kimś, kto wlewa w siebie alkohol tylko dlatego, że coś mu nie wyszło.
I po prostu wyszłam z tamtego baru, zostawiając go wśród bandy pijaków, łatwych kobiet i ludzi z problemami.

I nie chciałam wracać, pomimo tego, że jest moją największą miłością.



-------------------
Dzisiaj trochę krótko i smutno, ale doskonale się to złożyło z naszym dzisiejszym humorem. A raczej jego brakiem.
Jest nam smutno... cholernie smutno... bo ludzie odchodzą, a my tylko potrafimy za nimi płakać....
Milka i Molly

piątek, 26 września 2014

Rozdział 23
„Beating heart”
Lizzie
“Wanna hear your beating heart,
Before the bleeding sun comes alive”

Lahti powitało nas mroźnym wiatrem. W samolocie siedziałam oczywiście z Gregorem, jak najdalej od Pointnera. Powoli traciłam nadzieję, że kiedykolwiek zapomnę to, co mi zrobił. Nadal się go bałam, a przerwa w terapii na pewno mi zaszkodzi.
Wciąż też nie rozumiem dlaczego Gregor wybrał wtedy alkohol, a nie mnie. Przecież wysłuchałbym go, pocieszyła, była przy nim kiedy musiałby stawić czoła problemom.
Nie mogłam uwierzyć, gdy powiedział mi, że siniak na jego szczęce to sprawka Kamila. Przecież chwilę po tym zajściu Stoch normalnie ze mną rozmawiał i śmiał się.
Martwiłam się o Gregora. Od samego początku nasz związek był wystawiany na próby. Dotąd jakoś wychodziliśmy z wszystkiego cało. I nie pozwolę, aby wybryk z ostatniej nocy się powtórzył. Będę walczyć, bo wiem, że warto. Czuję się przy Gregorze bezpiecznie, nie tak jak kiedyś- zastraszana i poniżana.
Kwalifikacje spędziłam oczywiście z Ewą. Po kilku skokach zaczęła udzielać mi się atmosfera i na moich ustach pojawił się uśmiech. Dla mnie bezcenny był grymas radości u Gregora po jego skoku.
Po kwalifikacjach zostaliśmy na skoczni, ponieważ konkurs był w ten sam dzień. Kibiców z każdą minutą przybywało i napięcie rosło.
Kamil miał dziś szansę na odzyskanie koszulki lidera, więc Ewa chodziła jak po szpilkach. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej tak podekscytowanej. Nawet podczas igrzysk była spokojniejsza.
-Ej, spokojnie, bo zawału dostaniesz- szturchnęłam ją lekko w ramię.
-Spadaj- odgryzła się.- Ty nie wiesz, jak to jest, kiedy twój…- nie dokończyła, bo dostała śnieżką. Nie zdążyłam nawet zareagować, a na mojej twarzy też rozprysł się biały puch. Podeszli do nas Janek, Maciek i Piotrek, śmiejąc się. Nie trwało długo, gdy z Ewką zaczęłyśmy im oddawać i zaczęła się prawdziwa bitwa.
Po kilku minutach byliśmy już cali biali, a na belce pojawiła się pierwsza dziesiątka Pucharu Świata. Gregor skoczył dobrze, ale jak zwykle się denerwowałam. Ewa po skoku Kamila nie była zadowolona.
-Przynajmniej Hofer nie chciał go zabić- mruknęłam i cała nasza „paczka” się roześmiała.
Druga seria minęła mi strasznie szybko i zanim się obejrzałam na belce znów zasiadł Gregor. Skoczył daleko, w dobrym stylu, ale to wystarczyło tylko na ósme miejsce. Kamil skończył na trzecim miejscu i nie odzyskał złotej koszulki, ale zbliżył się bardzo do Prevca. Szybko udałam się do domku Austriaków, żeby Gregor znów mi nie znikł. Musiałam go pilnować, aby nie zrobił znów jakiejś głupoty.
Gdy się przebrał, wyszliśmy na spacer. Słońce już dawno pożegnało świat, więc z każdą chwilą robiło się ciemniej. Śnieg lekko iskrzył się w świetle ulicznych latarni. Trzymaliśmy się za ręce i powoli przemierzaliśmy ulice miasteczka.
-O czym myślisz?- zapytał po chwili ciszy, bacznie mi się przyglądając.
-Tak sobie myślę, że ja poznałam twoich rodziców, a ty moich jeszcze nie znasz…- roześmiałam się, widząc jego krzywą minę.- Kiedyś musimy ich odwiedzić.
-Wiem- odpowiedział, nadal nieprzekonany.
-No przestań, nie są tacy źli- przystanęłam i wtuliłam się w jego tors.
-Mam nadzieję, kochanie- szepnął, całując mnie we włosy.- Chodź, pokażę Ci coś- powiedział  i pociągnął mnie za rękę. Po paru minutach stanęliśmy nad jeziorem, w którego tafli odbijały się miejskie światła. Gdzieś w oddali górował nad miastem kompleks skoczni.
-Ale pięknie- szepnęłam, a Gregor objął mnie ramieniem.
-Ty jesteś piękna- odpowiedział i wpił się w moje usta.- Będziesz ze mną zawsze, prawda? Nie ważne, co jeszcze głupiego zrobię?
-No jasne, Gregor, co to w ogóle za pytanie?…- odpowiedziałam szczerze, patrząc w jego oczy.
-Zdałem sobie sprawę, że tak bardzo Cię potrzebuję, że nie potrafiłbym żyć bez Ciebie- zobaczyłam, że zaszkliły mu się oczy, więc przytuliłam go najmocniej, jak tylko potrafiłam.
-A co, jeśli to znów okaże się silniejsze?- zapytał z nieskrywaną obawą.
-Wtedy zwalczymy to razem. Nie zostawię Cię z tym samego…
-Dziękuję…
-Nie. To ja dziękuję, że mówisz mi to wszystko.
-Ufam Ci- szepnął, a ja uśmiechnęłam się promiennie.

Gregor

Nazajutrz odbył się konkurs drużynowy. Były to jedyne zawody, w których mogłem liczyć na najwyższy stopień podium. Tak było też 1 marca. Zajęliśmy pierwsze miejsce, ale nie cieszyłem się ze swoich skoków. Lizzie przybiegła mi pogratulować. Na mojej twarzy wykwitł uśmiech, gdy tylko ją zobaczyłem. Wpiłem się w malinowe usta mojej dziewczyny. Od razu usłyszałem dźwięki robienia zdjęć. Nie przejmowałem się. Niech wszyscy widzą jaki jestem szczęśliwy, że znalazłem tą jedyną. Tak, ja Gregor Schlierenzauer, postanowiłem się ustatkować.
Drugi konkurs indywidualny w Lahti poszedł mi bardzo dobrze. Zająłem trzecie miejsce, zaraz za Severinem i Kamilem. Lizzie nie odstępowała mnie na krok. Do hotelu wróciliśmy busikiem reprezentacji. Moja dziewczyna udała się do pokoju, a ja na salę konferencyjną. Poza podstawowymi pytaniami typu: „Jak się dziś skakało?”, „Jak oceniasz swoje skoki?”, jeden dziennikarz zapytał:
-Jak życie poza skocznią wpływa na twoje skoki?
-Zawsze, kiedy siedzę na belce, próbuję się wyłączyć. Nie myśleć o niczym, tylko o skoku. Ale czasem to się nie udaje i muszę zdać się na swoją umiejętność radzenia sobie z emocjami.
-Kim jest ta tajemnicza dziewczyna, z którą jesteś ostatnio spotykany i czy myślałeś o niej dziś, podczas skoku?
-Raczej nie spowiadam się z życia prywatnego, więc nie zrobię wyjątku. Przyznam się, że myślałem. Czasem trzeba przed skokiem pomyśleć o czymś dobrym.
-Skaczesz dla niej?- zapytał inny dziennikarz. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Tak- moja odpowiedź wyraźnie ich usatysfakcjonowała.
Kiedy wróciłem do pokoju, Lizzie siedziała przy stoliku z laptopem.
-Kim jest ta twoja tajemnicza dziewczyna, hmm?- zapytała, odwracając wzrok od ekranu, na którym widniało nasze zdjęcie na pierwszej stronie jakiegoś portalu informacyjnego.
-Pewna piękna brunetka, którą kocham nad życie- wymruczałem jej do ucha i zabrałem się za całowanie jej szyi.
Nagle zadzwonił telefon Lizzie, ale ja nie miałem ochoty przerywać poprzedniej czynności.

Lizzie

-Halo?- odezwałam się do telefonu.
-Hejka, moja ukochana siostrzyczko- przywitał się, jak zwykle roześmianym głosem.- Stęskniłem się za Tobą…
-Ja za Tobą też, Florku. Niedługo Was odwiedzę- obiecałam.
-Gdzie teraz jesteś?- zapytał.
-Aktualnie w Lahti… z moim chłopakiem…
-CHŁOPAKIEM?! Siostrzyczko, czy ty się zakochałaś?- zapytał podejrzliwie, z nutką rozbawienia.
-Na to wychodzi.
-Mam nadzieję, że jest Ciebie wart.
-On mnie tak, nie jestem pewna czy ja jestem warta jego.
-Jesteś pewna, że Cię kocha?
-Jeszcze jak… właśnie mi to dosadnie okazuje, przeszkadzając w rozmowie z Tobą- zaśmiałam się.
-Ups… nie chciałem Wam przeszkadzać
-Spokojnie, jeszcze do niczego nie doszło.
-Jeszcze!
-Och, przestań! To kiedy moglibyśmy przyjechać?
-A kiedy Wam pasuje?
-Pod koniec marca…
-No to zapraszamy! A tak w ogóle to, jak on się nazywa?
-Jak przyjedziemy to Ci powiem. Zresztą jestem pewna, że go znasz.
-Okej. A wpadniecie może na moje zawody? Mamy w czerwcu rozgrywki szkolne.
-No jasne, że wpadniemy!
-Dzięki. Nie przeszkadzam Wam już więcej. Bądźcie grzeczni! Całuski.
-Papa, braciszku- rozłączyłam się.
-Z kim rozmawiałaś?- zapytał Gregor.
-Z kochankiem- odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie spode łba. Parsknęłam śmiechem.- Gdybyś teraz widział swoją minę… Rozmawiałam z moim kochanym braciszkiem, Gregorku. Jedziemy do nich po sezonie- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Po jego ustach błąkał się zawadiacki uśmieszek. Postanowiłam, że będę udawać, iż niczego nie widziałam.
-Co robimy?- zapytałam, wstając z krzesła.
-Co tylko zechcesz- odpowiedział, wtulony w moje plecy Gregor.
-Spać…
-Kochać się…
-Spać…
-Kochać się…
-Panie Schlierenzauer, jest Pan zboczony!
-Nie przeczę, ale dobrze mi z tym- wymruczał, zalotnie do mojego ucha.
-Obiecałam Florkowi, że będziemy grzeczni- powiedziałam, ale Gregor zamknął mi usta soczystym pocałunkiem. Nie pozostałam mu dłużna. Po chwili nasze ubrania leżały na podłodze, a my na łóżku.
-Wiesz, że jesteś idealna?- powiedział, dokładnie lustrując moje rozpalone ciało.
-Miło mi- odpowiedziałam, lekko się czerwieniąc. Gregor wodził palcami po całym moim ciele, jakby chciał je poznać jeszcze raz, na nowo.
Poczułam, że zaraz eksploduję z napięcia rosnącego gdzieś we mnie.
-No już. Zrób to, bo nie wytrzymam- poprosiłam.
-Hmmm… chyba się jeszcze nad Tobą trochę poznęcam- odpowiedział, bawiąc się w najlepsze moimi włosami.
-Gregor- jęknęłam.
-Okej, okej, już…- powiedział i ulżył mojemu „cierpieniu”. Po kilku minutach, które mogłyby trwać wiecznie, dobrnęliśmy na szczyt rozkoszy. Gregor ułożył się obok mnie i wpatrywał się w moją klatkę piersiową, która wciąż wariowała, nie mogąc znaleźć swojego rytmu. Gdzieś w środku czułam jeszcze lekki ból od jego pchnięć, czułam jego małą cząstkę, którą we mnie zostawił.
-Jestem, aż tak dobry?- zapytał, nadal mi się przyglądając.

-Nie bądź taki skromny… jesteś najlepszy- szepnęłam i uśmiechnęłam się.



---------------------------
Nie, to jeszcze nie koniec. I wcale nie będzie różowo, więc jeszcze się nad nimi poznęcamy :D (zacieramy ręce).

Morgi... łzy same cisnął się nam do oczu. Dziękujemy, za to że dawałeś nam zawsze tyle radości, dziękujemy za piękne skoki, dziękujemy za twój uśmiech, ale przede wszystkim za Twoją siłę, którą pokazałeś podczas ostatnich igrzysk w Soczi. Należy Ci się szacunek do końca życia.
DANKE, THOMAS! <3

Całusy, Milka i Molly :*