sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 10
„Who am I to say’’
Lizzie
“But who am I to say you love me,
And who am I to say you need me,
And who am I to say you love me...”

-Spokojnie, przejdzie mu- usłyszałam, kiedy Morgi wszedł do samochodu. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
-Dzięki, że próbujesz mnie pocieszyć- mruknęłam- ale prawda jest taka, że rozwaliłam wszystko, co nas łączyło.
-Przestań- prychnął mój towarzysz- Gregorowi przejdzie. Zawsze w końcu przechodzi- powiedział już mniej pewnie. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero kiedy Morgi zaparkował przed moim hotelem. Podziękowałam mu cicho i ruszyłam w stronę drzwi.
Wzięłam prysznic, aby zmyć z siebie całe emocje, ale nic mi nie pomagało. Czułam w środku taką pustkę, przygnębienie. Było mi wstyd za wszystko co zrobiłam i powoli przestawałam się dziwić Gregorowi, przecież go zraniłam, zniszczyłam…
Położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć. Nie chciałam więcej o nim myśleć, wiedziałam, że to koniec. Nie wiem kiedy przyszedł do mnie sen, ale czekałam na niego długo…

xxx

Obudziłam się, czując się jeszcze gorzej. Stwierdziłam, że nie ruszam się dzisiaj z hotelu, nie miałam ochoty na nic. Moje życie rozsypywało się na drobne kawałeczki, jak szkło, i każdy z nich otwierał nową ranę w sercu.
Rozmyślałam, jak będę teraz żyć, gdy mój telefon zakomunikował mi, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić.
-Halo?- odezwałam się do słuchawki.
-Cześć kochana, jak się czujesz?- zapytała Ewka.
-Okropnie, źle, jestem przygnębiona, pusta, ranię ludzi wokół, jestem beznadziejna- rozpłakałam się.
-Nie jesteś beznadziejna!- usłyszałam jej spokojny głos.- Idziesz dziś ze mną na kwalifikacje.
-Nie, proszę, nie rób mi tego.
-Oj, nie marudź, Kamil się ucieszy.
-Ewka…
-I tak Cię wyciągnę z tego hotelu. Masz tylko wybór, by zrobić to dobrowolnie lub ja użyję swojej siły. Przyjdę po Ciebie o 17.00, bądź gotowa.
-Ok.- uległam jej, bo i tak by mnie wyciągnęła.
Miałam cały dzień wolny i zero pomysłu co mogłabym robić. Zrzuciłam wszystkie zdjęcia z aparatu na laptopa i zaczęłam je przeglądać. Patrzyłam na każde zdjęcie, wspominając jak się wtedy czułam, jak zachwycałam się każdą rzeczą w Soczi.
Na prawie każdym zdjęciu był Gregor. Piękny, uśmiechnięty, emanujący pozytywną energią.
Wpatrywałam się właśnie w zdjęcie, które zrobiłam austriackiej kadrze, w dniu w którym ich poznałam, gdy usłyszałam cisze pukanie do drzwi. Otarłam szybko łzy i otworzyłam.
-Jedziemy do szpitala- oznajmił stojący w progu Morgi.
-Coś się stało?- byłam pewna, że moje serce przestało na chwilę bić.
-Nie, po prostu musicie się w końcu pogodzić- odparł Thomas.
Weszłam do łazienki, aby doprowadzić się do stanu używalności. Chwilę później byliśmy już pod szpitalem. Wiem, że gdyby Thomas nie trzymał mnie za rękę, uciekłabym gdzie pieprz rośnie, aby tylko nie musieć znosić znów jego wzroku.
Zobaczyłam go lustrującego sufit, jakby chciał wyczytać w bieli coś interesującego. Myślałam, że mnie nie zauważył, ale on odezwał się do mnie:
-Co tu znowu robisz?- zapytał. W jego głosie słychać było ból i smutek, ale wychwyciłam w nim także złość. Stanęłam jak wryta, gotowa uciec, ale Morgi popchnął mnie lekko do przodu.
-Przyszłam Cię przeprosić- mruknęłam.- Znowu- dodałam sarkastycznie. Byłam już zirytowana faktem, że wszyscy (czytaj Thomas) mnie tu taszczą. Gregor spojrzał na Thomasa nad moją głową, co dało mi do zrozumienia, że Morgenstern zdecydowanie gestykuluje za moimi plecami. Schlieri spojrzał na niego z przekąsem… a ja zirytowałam się tak bardzo, że powiedziałam coś, czego potem żałowałam:
-No, ale nie musiałabym tego robić, gdybyś nie zachowywał się jak dziecko.- mruknęłam.
Usłyszałam za sobą cichy jęk, a w oczach Gregora zobaczyłam czystą wściekłość.
-Czyli wszystko sprowadza się do tego, że to moja wina?- krzyknął na mnie.
-Gdybyś był bardziej dojrzały…- zaczęłam.
-To byś nie napisała tego cholernego artykułu?
-To byś zareagował inaczej?
-Tego się spodziewasz? Że zapomnę? I wybaczę tak po prostu?
-Nie! Tak! Nie… wiem. Nie wiem! Chciałabym… żebyś…- złapałam się za głowę, z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wycofałam się powoli z pokoju, cały czas patrząc mu w oczy, które w tym momencie przepełnione były bólem… Po prostu bólem…

xxx

Ewa ciągnęła mnie za rękę pomiędzy domkami skoczków. Jęczałam i marudziłam, żeby pozwoliła mi wrócić do hotelu. Ona jednak była nieugięta.
-Chłopaki będą na mnie wściekli, jeśli Cię do nich nie zaprowadzę- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Jakoś niespecjalnie chciałam, aby polscy skoczkowie widzieli mnie w chwili największego załamania, no ale cóż. Ewce nie przegadasz.
Nim się obejrzałam wepchnęła mnie do drewnianego budynku. Niestety, moja wspaniała koordynacja ruchowa sprawiła, że potknęłam się o próg. Na szczęście okazało się, że pewien chłopak o ciemnej cerze i czarnych włosach, ma lepszy refleks ode mnie.
Kiedy w końcu stanęłam na nogach i spojrzałam na twarz mojego wybawcy, nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
-Kotek!- wykrzyknęłam z radością i rzuciłam mu się na szyję. Maciek zaśmiał się i objął mnie w pasie. Był moim przyjacielem od czasów szkolnych, ale odkąd wyjechałam do Austrii nasz kontakt się urwał. Zresztą, podobnie jak z pozostałymi członkami reprezentacji, z którymi przed przeprowadzką miałam bardzo przyjacielskie stosunki.
Kiedy zostałam wyściskana przez wszystkich, poczułam, jak całe napięcie ze mnie schodzi. Spojrzałam zdziwiona na Mistrza Olimpijskiego i Dawida Kubackiego, którzy nie przebierali się, ani nie rozgrzewali.
-A wy co?- zapytałam. Kamil wzruszył ramionami.
-Odpuszczam sobie kwalifikacje- mruknął. Był wyraźnie spokojny. Dawid za to uśmiechnął się lekko.
-Ja dostałem szansę na małej skoczni- powiedział.- Teraz czas na Janka.
Ziobro uśmiechnął się z dumą i byłam pewna, że zajmie w konkursie dobre miejsce.
Po chwili rozmowy, udałyśmy się z Ewką na trybuny. Byłam pełna pozytywnej energii, ale od momentu oddalenia się od domku naszych skoczków, poczułam się jak sflaczały balon. Ewa popatrzyła na mnie z troską.
-Nie możesz się tak martwić tym wszystkim.- powiedziała, łapiąc mnie za rękę. Po moim policzku spłynęła łza, którą momentalnie otarłam.
-To nie takie proste- szepnęłam, a moja przyjaciółka delikatnie objęła mnie ramieniem.
Kwalifikacje przebiegły jak najbardziej po naszej myśli. Maciek zajął wspaniałe 9 miejsce, Janek uplasował się na 13 pozycji, a Piotrek był 27. W czołowej „dziesiątce” nie skakali tylko Kamil, no i Gregor, który (według prognoz lekarzy) miał wystartować w kolejnym konkursie.
Razem z panią Stoch udałyśmy się z powrotem w kierunku domku skoczków. Po drodze pogratulowałam Austriakom awansu do konkursu, a Ewa przybiła piątkę z kimś, kto pod bandamą, która zakrywała mu pół twarzy, wyglądał jak Tom Hilde.
Kiedy w końcu dotarłyśmy do domku Polaków, zostałyśmy przywitane okrzykami radości. Byli szczęśliwi. Mieli przecież powód. Całym składem zakwalifikowali się do konkursu, co samo w sobie było sukcesem. Po wymienieniu gratulacji i czułości, zostałam oficjalnie zaproszona na konkurs. Jęknęłam w myślach, ale stwierdziłam, że niegrzecznie byłoby odmówić. Poczułam ukłucie w sercu na myśl, że ON tam będzie.
Po chwili niezobowiązującej rozmowy, udałam się na krótki spacer. Ruskie Gorki są naprawdę przytulną miejscowością, ale brak tu ustronnych miejsc. Usiadłam więc na pierwszej lepszej przydrożnej ławce i zagłębiłam się w myślach. A im więcej myślałam, tym więcej po moich policzkach płynęło łez. Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się na dobre. Nie mam pojęcia ile czasu siedziałam na tamtej ławce, ale nagle poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoim ramieniu.
-Hej, Skrzacie- powiedział ten „Ktoś”- Czemu płaczesz?
Po sposobie, w jaki się do mnie zwrócił doskonale wiedziałam kto to jest. Podniosłam jednak głowę i zobaczyłam, że mój pocieszyciel nie jest sam. Kamil i Ewa byli chyba najlepszą ekipą na trudne dni, jaką byłam w stanie sobie wymarzyć. Nic nie mówili. Po prostu usiedli obok mnie, każdy z innej strony i czekali, aż im wszystko opowiem. A ja opowiedziałam. Wszystko. Z najdrobniejszymi szczegółami. Przy nich nie musiałam wstydzić się swoich uczuć. Pamiętam jeszcze, jak Kamil zwierzał mi się, bojąc się zagadać do Ewki, a ja namawiałam go, aby w końcu się przemógł. Teraz los sprawił, że role się odwróciły. W tym momencie on był zmuszony wysłuchać moich żali i pocieszyć w jakiś sposób. W sumie wątpiłam, żeby mu się to udało. No, ale Stoch jak zwykle mnie zaskoczył. Uśmiechnął się do mnie, jakby chciał powiedzieć „Ty to masz problemy, dziewczyno”. Ewka wyglądała na równie zdezorientowaną, jak ja. Obdarzyła Kamila kuksańcem w żebra i zapytała:
-Co się szczerzysz?- Mistrz Olimpijski wzruszył ramionami.
-Przecież Gregor to Gregor- wyjaśnił, jakby to był balsam na wszystkie moje żale. Myślałam, że w tej sekundzie będę zmuszona zbierać szczękę z chodnika.
-I to stwierdzenie, twoim zdaniem, wyjaśnia wszystko?- zapytała Ewa, potwierdzając moje podejrzenia, co do tego, że jest w tym momencie tak samo ogłupiała, jak ja.
-Słuchaj, Skrzacie- zaczął Kamil- Gregor to osoba, która nie potrafi się gniewać, ale bardzo często się gniewa.
-To samo siebie wyklucza…- mruknęłam.
-Bo Schlieri to jedno wielkie wykluczenie samego siebie- stwierdził Stoch.
-Robiliście mu psychoanalizę?- zapytała Ewa. Kamil przewrócił oczami, jakbyśmy nie potrafiły pojąć, że 2+2=4.
-Chodzi mi o to, że jeżeli Gregor jest na Ciebie zły, to znaczy, że jesteś dla niego ważna.- wyjaśnił.- Wiesz ile artykułów o nim czytałem? I były też takie o wiele gorsze, niż ten twój. A po nim to po prostu spływało. Jest teraz taki zły na ciebie, bo nie znosi, jak bliskie mu osoby go krzywdzą. A jeżeli jesteś mu bliska, to Ci wybaczy. Wszystko będzie dobrze- zakończył, sprawiając, że poczułam się co najmniej jak na wizycie u psychologa.
-Nie wiedziałam, że tak dobrze go znasz- mruknęłam.
-Nie…- Kamil machnął ręką- Robiliśmy mu kiedyś z chłopakami psychoanalizę- powiedział, co skwitowałam szczerym, radosnym śmiechem.



Hejka! Mamy mały jubileusz xD 10 rozdział za nami, a nie jesteśmy nawet w ¼ opowiadania, więc trochę Was jeszcze pomęczymy ;) Przepraszamy bardzo, że rozdział nie ukazał się w piątek, a w sobotę, ponieważ miałyśmy problemy z Internetem.

Całuski, Milka i Molly :***

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 9
„Reason to love”
Lizzie
“Even with a warning,
I couldn’t have fixed us to save my life,
It’s hard when you’re alone to pick up the pices.”

Wracałam do hotelu płacząc, dając upust swojej złości. Nie zwracałam uwagi na pytające spojrzenia przechodniów- niech zajmą się swoim życiem. Przez te kilka dni byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, ale oczywiście musiałam to zniszczyć. Zdałam sobie sprawę, jak ta praca mnie zmieniła. Stałam się nieczułą zołzą. Nie rozmawiałam z rodzicami dwa lata, nie wiedziałam co dzieje się u mojego brata. Nie zauważyłam wielkiego talentu Kamila, bo byłam zbyt zajęta sobą i pracą.
Najbardziej bolały mnie jego słowa, wiem, że to co zrobiłam było złe i wredne, ale nie spodziewałam się tego po nim. Widocznie za krótko go znałam… Może powinnam zapomnieć?
Postanowiłam się ogarnąć i wyjść na skocznię, by pożegnać się z tym miejscem. Kiedy dotarłam do celu, okazało się, że jest trening. Już zamierzałam wracać, nie chciałam znów go widzieć, kiedy ktoś mnie zawołał. Chwilę zajęło mi zlokalizowanie tej osoby, ale gdy już ją zobaczyłam od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zatonęłam w objęciach drobnej blondynki Ewy, żony Kamila.
Po wymianie uprzejmości usiadłyśmy razem na trybunach i oglądałyśmy trening.
-Stało się coś?- zapytała Ewa.
-Nie, dlaczego?- skłamałam. Znów to robię, nie jestem sobą.
-Masz zapuchnięte oczy- odparła moja koleżanka. Westchnęłam. Znała mnie za dobrze, bym mogła coś przed nią ukryć. Opowiedziałam jej wszystko, z najmniejszymi szczegółami. Gdy skończyłam, po prostu mnie przytuliła. Za to ją lubię- za jej ludzkie odruchy, matczyne wsparcie.
-O wilku mowa…- Ewa wskazała belkę, na której siedział Gregor. Sprawdził zapięcia kasku i nart, poprawił gogle, uderzył się w pierś. Wybił się z progu, ale już wiedziałam, że coś jest nie tak. Boczny podmuch wiatru sprawił, że stracił równowagę i uderzył w zeskok. Widziałam jego bezwładne ciało, gdy zsuwał się w dół skoczni. Nie wiem jak, ale chwilę później byłam już przy bandzie i chciałam do niego biec. Ktoś mnie zatrzymał, trzymając za ręce.
-Czekaj- szepnął mi do ucha z pozoru spokojnym głosem. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam przestraszoną twarz Thomasa. Chciałam się mu wyrwać, ale był za silny. Na skoczni już pojawili się lekarze i karetka, zabrali Gregora i odjechali… Tak po prostu… Znów mnie tu zostawiając.
-Pojedziemy do szpitala. Nie martw się- z zamyślenia wyrwał mnie głos Thomasa.
Wziął mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Droga minęła nam w ciszy i napięciu. Chciałam już przy nim być, wziąć go za rękę, dodać mu sił. Gdy tylko zatrzymał samochód pobiegłam do szpitala. Thomas ciągle mi towarzyszył i w głębi serca byłam mu za to wdzięczna. Pielęgniarka zaprowadziła nas pod salę, ale lekarze jeszcze badali Gregora, więc nie mogliśmy wejść. Usiedliśmy na krzesłach naprzeciwko drzwi.
-Nie martw się- położył mi rękę na ramieniu- Przynajmniej masz zapewnioną dobrą pracę- powiedział starając się dostrzec pozytywy w tej całej beznadziejnej sytuacji.
-Przestań, nakrzyczałam na szefa, żeby tego nie wydawał, a on mnie wyrzucił.
-Czyli nie chciałaś tego?
-Tak… Nie… To znaczy na początku tak, ale później go bliżej poznałam i… no… zakochałam się- westchnęłam- Co nie zmienia faktu, że wszystko zniszczyłam.
-Wybaczy Ci…
-Jasne- prychnęłam.
-Gdy pozna prawdę to Ci wybaczy- dosłyszałam w jego glosie pewność.
-Tylko, że on nie chce mnie słuchać.
-Spróbujesz jeszcze raz, a jak to nic nie da, to ja z nim pogadam.
-Dziękuję- wtuliłam się w niego. Nie miałam już siły udawać, potrzebowałam bliskości drugiego człowieka. Pogłaskał mnie po głowie i zapewniał, że nadal jestem dla Gregora ważna i że wszystko się ułoży.
Chwilę później z sali wyszedł lekarz, a my poderwaliśmy się z miejsc jak poparzeni.
-I co z nim?- zapytał Thomas.
-Jego stan jest stabilny. Pan Schlierenzauer jest przytomny. Zostawimy go jednak na obserwacji na dwa dni.- odpowiedział lekarz po angielsku z rosyjskim akcentem, także musiałam nieźle się natrudzić, żeby go zrozumieć.
-Ale możemy go zobaczyć?- zapytałam, kiedy rozszyfrowałam jego rosyjski-angielski. Doktor zastanowił się.
-Myślę, że nie będzie problemu.
Weszliśmy do sali, a pode mną nogi się uginały. Bałam się jego reakcji. Przez chwilę pomyślałam nawet co ja tu robię, ale Morgi dyskretnie popchnął mnie do przodu. Stanęłam przy jego łóżku, a on powoli przeniósł wzrok zza okna na mnie. I zrobiło mi się strasznie wstyd. Jego brązowe oczy, które tak kochałam, były przesiąknięte gniewem i wyrzutem. Tak jakby mówiły „To twoja wina, że tu leżę.” Patrzył na mnie, jakby nic między nami nie było, ale dostrzegłam w jego oczach jakiś błysk… jakąś iskierkę, której intencji nie mogłam rozszyfrować. Jego głos był jednak zimny.
-Co ty tu robisz?- zapytał, wpatrując się we mnie. Do oczu napłynęły mi łzy. „Nie! Nie będziesz znowu płakać, idiotko!”, krzyknęłam w myślach.
-Chciałam Cię przeprosić- starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie, ale wiedziałam, że Gregor słyszy ile wysiłku muszę w to włożyć- Byłam… głupia. Myślałam… Myślałam…- znowu się popłakałam. Super. Opadłam na krzesło obok jego łóżka i ukryłam twarz w dłoniach. On słuchał. Dał mi się wypłakać. Nic nie mówił. Miałam świadomość, że gdzieś w drzwiach stoi Morgi i słyszy każde moje słowo, ale nie miałam nic przeciwko. Nabrałam do niego zaufania.
-Lizzie…- usłyszałam Gregora. Głos mu się trząsł- Idź stąd.
-Ale…- zaczęłam cicho.
-Proszę Cię, odejdź- powiedział trochę głośniej.
-Gregor!- zaprotestowałam dziwnym, piskliwym głosem.
-Zostaw mnie! Idź stąd!- krzyczał na mnie.
Zerwałam się z miejsca i mijając Morgiego, zalałam się łzami. Usiadłam na ławce przed szpitalem i płakałam.

Gregor

Czułem się, jakby ktoś wbijał mi miliony szpileczek w serce. Widziałem jej łzy, chciałem ją pocieszyć, ale rozum mi to uniemożliwiał i wciąż wołał, że zasłużyła i nie powinienem mieć wyrzutów sumienia.
-Jesteś idiotą- usłyszałem głos Morgiego, który wciąż stał w drzwiach.
-A to niby czemu?- podniosłem lekko głowę.
-Nie widzisz, jak ona cierpi?!- znalazła się Matka Teresa w postaci Thomasa.
-Zasłużyła! Zniszczyła mnie w oczach wielu ludzi!- ryknąłem do niego.
-A wysłuchałeś jej do końca?
-Nie, bo po co?
-Więc nie znasz całej prawdy!
-A po co ją znać?
-Żeby ją zrozumieć!- wydarł się. Może i miał rację, ale nie chciałem o tym słuchać.
-Daj mi spokój.
-Czyli masz ją w dupie…- rzucił i wyszedł z sali. Poczułem się, jakbym dostał w twarz od najlepszego kumpla. Zostawił mnie z natłokiem myśli i czy chciałem czy nie, zacząłem się zastanawiać nad jego słowami.




Kolejny rozdział zostawiamy Wam ;* Dziękujemy bardzo za pozytywne komentarze. Bardzo się cieszymy, że mamy coraz więcej czytelniczek. I mamy prośbę: jeśli coś Wam się tu nie podoba- prosimy o informację w komentarzach. Z góry dzięki :)
Pozdrowienia, Milka i Molly <333


piątek, 13 czerwca 2014

 Rozdział 8
„Shattered”
Gregor
“And this day’s ending,
Is the proof of time killing all the faith I know,
Knowing the proof is all I hold”

Obudziły mnie krzyki dochodzące z korytarza. Rozpoznałem głosy trenera i mojego współlokatora. Zdziwiło mnie to, bo Thomas raczej dogadywał się z trenerem i nie sprzeciwiał mu się. Wziąłem tabletki, leżące na stoliku i wyszedłem na korytarz. Pointner uciął w pół słowa i odszedł, a Thomas patrzył na mnie jakoś dziwnie…
-Co jest?- zapytałem.
-Yyy… Nic- odpowiedział, ale wiem, że skłamał.
-O co mu znów chodziło?
-Nie ważne- odpowiedział i wszedł do pokoju. Już miałem wchodzić za nim, gdy kątem oka dostrzegłem gazety leżące na korytarzowym stoliku. Było to dziwne, bo trener nie pozwala nam czytać prasy w trakcie zawodów, już  nie mówiąc o igrzyskach. Najgorsze było to, że na okładce zauważyłem swoje zdjęcie z wielkim nagłówkiem „Co ma na sumieniu Gregor Schlierenzauer?”. Przez ułamek sekundy zastanawiałem się czy psuć sobie humor czytając to, ale stwierdziłem, że powinienem wiedzieć co o mnie piszą. Porwałem jeden egzemplarz i usiadłem na krześle w naszym pokoju hotelowym. Morgi brał prysznic, więc nie powinien mi przeszkadzać. Otworzyłem gazetę na odpowiedniej stronie i zacząłem czytać:

„Gregor Schlierenzauer (l.24), czyli jeden z atrakcyjniejszych skoczków narciarskich, reprezentant Austrii, wydaje się być wzorem do naśladowania dla młodych sportowców. Ale czy tak jest naprawdę? Czy matki naprawdę chcą, aby ich dzieci podążały tą samą drogą, co „Schlieri”?
Oto odpowiedź na to pytanie:
Głuchy na jedno ucho astmatyk może być z pozoru miłym człowiekiem, ale w takim razie jak wytłumaczyć fakt ataku słownego na naszą reporterkę, podczas pierwszego dnia jego pobytu w Soczi? Muszą też państwo wiedzieć, że Schlierenzauer nie ma czystego sumienia.
„Przez niego nie żyje moja córka!”- mówi nam Alexander Pointner, trener austriackiej kadry w skokach narciarskich. Przeanalizowaliśmy to i ustaliliśmy, że Pointner mówi prawdę. Po wielu latach okazuje się, że córka trenera Austriaków, była w związku z Gregorem Schlierenzauerem. Po dwóch latach skoczek postanowił bezceremonialnie zerwać z dziewczyną. Panna Pointner, załamana po rozstaniu postanowiła odebrać sobie życie. Smutna historia, która wstrząsnęła rodziną Pointner, podobno przeszła przez życie Gregora niezauważona.
Więc, czy ten nieczuły i niewychowany Austriak MOŻE BYĆ wzorem dla dzieci? Mam nadzieję, że odpowiedzieliśmy na to pytanie.”

Kiedy skończyłem, miałem łzy w oczach. Wszystkie wspomnienia wróciły, wszystko to, o czym chciałem zapomnieć. Smutek ustąpił miejsca złości, gdy uświadomiłem sobie kto to napisał. Upuściłem szmatławiec i wplotłem palce we włosy. Po moim policzku spłynęła słona łza. Już wiedziałem co zepsuła, czemu była smutna. Zniszczyła nas. Po prostu rozwaliła to, co nas łączyło. Ten artykuł był jak nożyczki, które przecięły łączącą nas nić. W tym momencie ktoś położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem Thomasa.
-Nie chciałem, żebyś to zobaczył- powiedział- Szczególnie dlatego, że wiem, że Lizzie nie jest Ci obojętna.
Westchnąłem ciężko, próbując opanować wściekłość, która powoli mnie ogarniała. „Przestań, nie zrobisz jej przykrości”, pomyślałem. „Kochasz ją”
Nie odpowiedziałem mu. Po prostu wstałem i wyszedłem z pokoju. Napisałem również szybkiego SMSa do Lizzie:

Możemy się spotkać pod moim hotelem?

Odpisała krótkie „Ok. J”. Jeszcze bardziej się wściekłem, kiedy zobaczyłem uśmiechniętą buźkę. Nie wiedziałem dlaczego tak mnie to zdenerwowało. Po prostu poczułem wściekłość. Wyszedłem na zewnątrz i oparłem się o ścianę i oddychając głęboko świeżym powietrzem. Powoli się uspokajałem… No, ale wtedy pojawiła się ona i całe zdenerwowanie wróciło. Lizzie zatrzymała się gwałtownie, widząc moją morderczą minę.
-Coś się stało?- zapytała, podchodząc do mnie powoli. Parsknąłem.
-Niezły artykuł- powiedziałem z goryczą.
Brunetka nagle zbladła, a jej oczy znowu zaszkliły się łzami. Coś ukłuło mnie w serce. „Czy na pewno chcesz, żeby ona płakała?” zapytało moje wspaniałe sumienie. Rozum krzyczał „Niech płacze, zasłużyła”, za to serce rozrywało się na strzępy, z każdą jej łzą coraz bardziej krwawiło.
-Gregor… ty nie rozumiesz…- powiedziała, a ja wybuchłem. Cały mój żal, smutek i wściekłość znalazły ujście i wpiły się w na tej małej, ślicznej istotce.
-NIE ROZUMIEM!?- ryknąłem, a Lizzie skuliła się.- wykorzystałaś mnie…- powiedziałem już ciszej, pozwalając, by głos mi się trząsł.- Myślałem, że mnie kochasz, że Ci na mnie zależy.
-Bo zależy!- krzyknęła łamiącym się głosem- Ty nie znasz… Nie wiesz, co się stało!
-Nie chcę wiedzieć. Po prostu nie chcę, Lizzie…

-Gregor- powiedziała moje imię z takim uczuciem, że moje krwawiące serce znów się odezwało. Ale nie odwróciłem się. Wróciłem do hotelu, zostawiając ją… Smutną, płaczącą. Samą…



No to się porobiło :) Mamy nadzieję, że trochę Was zaskoczyłyśmy i będziecie oczekiwać dalszego rozwoju akcji.
Całusy, Milka i Molly ;*

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 7
„Don’t Cry”
Gregor
“Don’t you cry tonight,
I still love you baby,
Don’t you cry tonight,
There’s a heaven above you baby”

Po treningu nie widziałem się z Lizzie. Właściwie nie spotkałem się z nią cały dzień. Kiedy nie odebrała po raz dziesiąty telefonu, zacząłem się nieco obawiać. Że ją rozczarowałem, że spodziewała się czegoś innego. Postanowiłem jej jednak nie męczyć. Skoro nie wychodzi z pokoju, to znaczy, że nie chce wyjść. Stwierdziłem, że odwiedzę ją jutro. Sam za to postanowiłem pospacerować po wiosce olimpijskiej. Nie zauważyłem upływu czasu, dopóki nie wszedłem do swojego pokoju, a Morgi chrapał w najlepsze. Dopiero wtedy spojrzałem na zegarem i złapałem się za głowę, widząc, że spacerowałem do wpół do pierwszej w nocy. Wziąłem szybki prysznic i wpakowałem się do łóżka, myśląc o dniu wolnym od treningu, i o tym, jak spędzę go z Lizzie.
Otworzyłem oczy i przeciągnąłem się. Wyskoczyłem spod kołdry, przeczesałem włosy, umyłem zęby i ubrałem dżinsy i moją ulubioną koszulę w kratę. Nie zważając na pytające spojrzenia Thomasa, wybiegłem z pokoju. Od razu swoje kroki skierowałem w kierunku hoteli dla dziennikarzy. Znałem dokładnie położenie jej pokoju, chociaż byłem tam tylko raz. Zapukałem delikatnie w duże, drewniane drzwi. Nie otworzyły się od razu, ale kiedy to zrobiły, zobaczyłem moją małą dziewczynkę z rozczochranymi włosami i zaczerwienionymi oczami. Uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy. Chciałem zapytać co się stało, ale ona rzuciła mi się w ramiona, wybuchając płaczem. Objąłem ją i przytuliłem mocno. Lizzie zaczęła mówić coś po polsku.
-Hej, kochanie- mruknąłem- nie bardzo Cię rozumiem.
-To chyba nawet dobrze- szepnęła, wciąż wtulona w moją koszulę. Nie wnikałem. Coś w mojej podświadomości mówiło mi, że nie chcę wiedzieć.
Ująłem jej twarz w dłonie i scałowałem łzy z policzków.
-Słuchaj, Lizzie- powiedziałem, patrząc jej w oczy- nie wiem, co się stało i jeśli nie chcesz mi mówić- zrozumiem… ale chcę, żebyś na ten dzień, na chwilę, o tym zapomniała- spojrzała na mnie ze zdziwieniem- Zabieram Cię na spacer- wyjaśniłem. Lizzie z niepokojem przeczesała dłonią włosy.
-No nie wiem, Gregor…- mruknęła. Głos jej się załamał na drugiej sylabie mojego imienia. Nie wiedziałem, czy to dobry znak, czy nie, ale nie zastanawiałem się nad tym długo. Moja wspaniała dziewczyna była smutna i byłem w stanie zrobić dla niej wszystko.
-Żadne „no nie wiem, Gregor”- powiedziałem, przedrzeźniając ją z uśmiechem i odwracając ją w stronę jej pokoju- Poczekam tutaj, a ty się szykuj.- popchnąłem ją lekko, a ona z głośnym westchnieniem ruszyła w stronę łazienki. Kiedy w końcu uznała, że jest gotowa (trochę to trwało, nie powiem) wziąłem ja za rękę i ruszyłem na przód, nie bardzo wiedząc, gdzie ją zabiorę.
Wędrowaliśmy po wiosce olimpijskiej, a ja opowiadałem Lizzie najśmieszniejsze i najgłupsze sytuacje, które spotkały mnie w kadrze. Moja dziewczyna nie uśmiechnęła się jednak ani razu. Po około godzinie ciągłego paplania, zamilkłem i westchnąłem ciężko, nie wiedząc jak ją pocieszyć. Znowu zacząłem się zastanawiać, czy wszystko poszło według jej oczekiwań. Może się pospieszyliśmy? Może ja zawiodłem?
Wziąłem głęboki wdech i zapytałem:
-Lizzie? Czy… no wiesz. To, że jesteś smutna, ma związek z… tamtą nocą?- poczułem, że się czerwienię, a ona spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi, pięknymi, zielonymi oczami.
-Chyba żartujesz- powiedziała- To…była najwspanialsza noc w moim życiu, Gregor. Tyle, że… wczoraj moje życie strasznie się pokomplikowało i to tylko i wyłącznie z mojej winy. Zrobiłam straszne głupstwo i teraz tego bardzo żałuję- słuchałem wszystkiego, co mówiła bardzo uważnie. Kiedy skończyła, przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno. Pocałowałem jej czoło, potem czubek nosa, a na koniec delikatnie musnąłem usta.

-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć?- zapytałem. Jej oczy zaszkliły się, zagryzła wargę i nic nie powiedziała, wtulając się w moją pierś.

--------------
Kolejny rozdział za nami :) Jak zwykle mamy szczerą nadzieję, że się Wam spodobało ;) Mamy także małą prośbę: jeśli czytasz, zostaw komentarz. Fakt, że wiemy, że ktoś to czyta, daje nam olbrzymią motywację do dalszej pracy :)
Do następnego ;3 Milka i Molly :*

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 6
„My immortal”
Lizzie
„You used to captivate me,
By your resonating light,
But now I’m bound by the life you left behind”

Obudziłam się naga w moim łóżku, ale obok nie było już Gregora, mimo iż materac był jeszcze ciepły. Na poduszce leżała karteczka zapisana starannym, lekko pochyłym pismem. Przetarłam oczy i odczytałam:

Jestem na treningu.
Kocham Cię :*
PS. Słodko śpisz…

Uśmiechnęłam się, ale jednocześnie poczułam dziwne ukłucie gdzieś w środku. Po moich policzkach popłynęły łzy. Te okropne wyrzuty sumienia…
Kochałam go, a on mnie, a ja miałam go zniszczyć w najwredniejszym artykule jaki wyszedł spod mojego pióra.
Pozbierałam swoje ubrania i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, aby przestać płakać i trochę się rozluźnić. Wytarłam się ręcznikiem, ułożyłam włosy i nałożyłam skromny makijaż. Wiedziałam, że cokolwiek się stanie muszę być silna.
Wyszłam z łazienki i wybrałam numer do szefa. Chciałam to odkręcić, miałam gdzieś, że nie dostanę awansu, chciałam po prostu, żeby zostało tak jak jest.
Moja komórka stała się jakby z ołowiu, każdy sygnał zdawał się ciągnąć w nieskończoność.
-Witaj, kochana!- usłyszałam.
-Dzień dobry- odpowiedziałam oschle.
-Czyżbyś miała jeszcze lepszy temat do artykułu?
-Nie, właściwie chciałabym poprosić, żeby pan nie publikował tego artykułu.
-Kochanie, to niemożliwe- odparł spokojnie.
-Ale to nie może być opublikowane!
-A to dlaczego?
-Ja… Po prostu… Proszę…- szepnęłam błagalnie.
-Nie!- uciął szybko.
-Dlaczego?- głos mi się łamał.
-Kochanie, to super temat, gazeta rozejdzie się jak świeże bułeczki, poza tym magazyn jest już w druku- wyjaśnił mi spokojnie, ale stanowczo. Nogi się pode mną ugięły i znów zaczęłam płakać.
-Jest pan najwredniejszym osobnikiem jakiego widziała ziemia!- ryknęłam so słuchawki.
-Przepraszam, kochanie…
-Nie jestem „kochanie”! Ma pan tego nie publikować!
-Musiałabyś zapłacić koszty… A wierz mi to nie są małe pieniądze.- nie mogłam zrozumieć, jak może być tak spokojny.
-Ale chyba można coś zrobić- odpowiedziałam już bez nadziei.
-Zawsze możemy dogadać się inaczej- zasugerował.
-Na to niech pan nie liczy…
-Hmm, kochanie, to widzę, że się nie dogadamy.
-To przynajmniej proszę o samolot do Austrii.

-Obelgami i sprzeciwem straciłaś pracę, przez co nie należysz już do redakcji i przykro mi, ale nie będę finansował twoich powrotów- rozłączył się bezceremonialnie, a ja osunęłam się na podłogę i znów płakałam.

----------------
Hejka! Już wróciłyśmy z Londynu, więc następne rozdziały pojawiać się będą w piątki :)
Miłego czytania. Pozdrawiamy Milka i Molly :*