piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 19
„A Little bit more”
Gregor
“The more I see you, the more I want,
just a little bit more,
just a little bit more”

Gdy tylko wróciliśmy po treningu do domu, Lizzie wzięła swój telefon i ruszyła do łazienki.
-Idę porozmawiać z Ewką- rzuciła i zniknęła za drzwiami. Poczułem czystą wściekłość. Rozmawiała ze wszystkimi. Z Thomasem, Ewą, a nawet zupełnie obcą panią psycholog, tylko nie ze mną. Widziałem na treningu, jak uśmiecha się do Morgensterna. Zaczynam wariować. Jestem zazdrosny o najlepszego przyjaciela. Ale przecież widzę, jak im dobrze w swoim towarzystwie. Rozmawiała z nim, a powinna mi wypłakać się w ramię.
Ruszyłem w stronę lodówki i wyciągnąłem puszkę piwa. Wyłożyłem się na kanapie i wgapiłem bezmyślnie w telewizor. Lizzie wyszła z łazienki po dwóch godzinach. Godzinach, które mogła spędzić ze mną.
-Co się stało?- zapytała, widząc mnie z piwem w ręku.
-Nic- mruknąłem, nawet na nią nie patrząc.
-Co robimy na obiad?
-Zamów pizzę- zbyłem ją, ale ona usiadła obok i popatrzyła na mnie z troską.
-Gregor, co się dzieje? Możesz mi powiedzieć- usłyszałem jej zmartwiony głos.
-Nic, po prostu… jestem zmęczony- odpowiedziałem. Jak tak mogę? Co mnie ugryzło? Nie odezwałem się, choć tak wiele chciałbym jej powiedzieć. Ale co ona sobie pomyśli? Że jestem skończonym egoistą.
-Mogłabym coś dla Ciebie zrobić?- spytała, a ja wziąłem ją w ramiona i wyszeptałem jej do ucha:
-Mów do mnie. Potrzebuję Cię. Chcę być jak najbliżej Ciebie, chcę Ci pomóc. Nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą tajemnice- powiedziałem co mi na sercu siedziało. Lizzie chyba zrozumiała, bo wtuliła się we mnie mocniej i zaczęła:
-Czuję się… zagubiona. Nie mogę się odnaleźć. Tak jakby już nic nie było stałego. Wiem tylko, że ty mnie kochasz, a ja kocham Ciebie. Jesteś jedynym, czego jestem pewna.- powiedziała, a ja złożyłem na jej ustach długi, namiętny pocałunek, jakbym chciał przejąć od niej cały ten smutek i sprawić, żeby była szczęśliwa.
Zamówiliśmy pizzę i resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu idiotycznych komedii. W sumie bardziej zajmowaliśmy się sobą niż filmem. Gdy na ekranie pojawiły się napisy, Lizzie usiadła mi na kolanach, a ja pocałowałem ją. Raz, drugi, piąty. Kochałem patrzeć w te jej błyszczące oczy, a teraz takie były, choć tak dawno nie widziałem w nich szczerego blasku.
-Co jutro robimy?- zapytała w przerwie przed kolejną porcją moich całusów. Poczułem gorącą skórę jej pleców pod swoimi palcami.
-Nie wiem, a masz jakieś plany?
-Masz ochotę na podróż do Linzu?- zapytała, a ja znów zasypałem ją pocałunkami.
-A co będziemy tam robić?- szepnąłem, poruszając brwiami. Wplotła palce w moje włosy i zaczęła się śmiać, odchylając lekko głowę do tyłu. Złożyłem pocałunek na jej szyi.
-Nic nieprzyzwoitego- uśmiechnęła się słodko.- Mam w Linzu mieszkanie i zostało tam trochę moich rzeczy.
Pokiwałem tylko głową i znów zaczęliśmy się całować. Pragnę jej teraz, jak jeszcze chyba nigdy.
-Idę wziąć kąpiel- zrobiłem zawiedzioną minę, a Lizzie tylko się uśmiechnęła i ruszyła na górę do łazienki. „Nie potrafię kontrolować własnego ciała”, przemknęło mi przez myśl. Uśmiechnąłem się zawadiacko. Wszedłem po schodach i bezceremonialnie otworzyłem drzwi łazienki. Ruszyłem w stronę ogromnej wanny, w której siedziała moja dziewczyna. Jak stałem, tak wpakowałem się do pełnej wody wanny.
-Oszalałeś?- zapytała. Na jej twarzy błąkał się cień uśmiechu.
-Tak- powiedziałem i zacząłem ją całować tak łapczywie, że aż brutalnie. Oddawała mi pocałunki i powoli ściągała ze mnie kolejne części garderoby. „Co ja robię? Czy na pewno mogę? Po tym wszystkim?”, zapytałem się w myślach, ale od razu je odrzuciłem. Jeśliby tego nie chciała, dawno by zaprotestowała.
Składałem pocałunki na jej szyi, ramionach, policzkach. Czułem, jak szybko bije jej serce, gdy lekko ssałem jej piersi. Zaczęliśmy poruszać się w tylko sobie znanym rytmie. Dłonie Lizzie błądziły po moim ciele i sprawiały, że czułem, jakby wybuchało we mnie milion wulkanów. Jej gorący, szybki oddech na mojej szyi przyprawiał mnie o zawroty głowy. Jęknęła, gdy staliśmy się jednością i był to najpiękniejszy odgłos, jaki miałem przyjemność słyszeć.
Rozkoszowaliśmy się sobą długo. Wziąłem Lizzie na ręce i przeniosłem na łóżko. Pocałowałem jej kobiecość i znów złączyliśmy się w jedno, razem brnąc na szczyt.

-Kocham Cię- szepnęła mi do ucha. Pocałowałem ją ostatni raz i opadłem na poduszki. Ułożyła głowę na moim ramieniu, a ja objąłem ją. Słuchając, jak uspokajają się nam oddechy, zasnęliśmy, wtuleni w siebie.


---------------
Przepraszamy za kolejną dawkę słodkości, ale to już naprawdę nie potrwa długo :D
Dziękujemy bardzo za ponad 3000 wyświetleń! Jesteście wielkie!!! W życiu byśmy się tego nie spodziewały :)
Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 18
„Your song”
Lizzie
“And you can tell everybody, this is your song.
It maybe quite simple but now that it’s done.”

Rodzina Gregora okazała się być bardzo miła. Pomimo tego, że na początku jego rodzice chyba mnie nie polubili, to później chyba się przekonali.
Obudziłam się około godziny 8 rano. Schlierenzauer jeszcze spał. Trening zaczynał się o 10.00, więc stwierdziłam, że dam mu pospać. Wzięłam szybki prysznic i włożyłam luźną koszulkę z krótkim rękawem i dżinsy. Spojrzałam ze smutkiem na bandaż, który wciąż oplatał mój nadgarstek. Jak mogłam chcieć umrzeć? Jak mogłam chcieć opuścić wszystkie kochane przeze mnie osoby? To, co zrobił mi Pointner było straszne, ale jak mogłabym zostawić Gregora? Cieszyłam się, że Schlieri powiedział, że zapisze mnie do psychologa. Było mi to potrzebne. Wyszłam z łazienki i podeszłam do ciągle śpiącego Gregora. Pocałowałam go delikatnie we włosy.
-Czas wstawać- powiedziałam cicho. Mruknął coś niezrozumiale i przekręcił się na drugi bok. Westchnęłam i usiadłam na łóżku obok niego. Pogładziłam go po policzku.
-Gregor, obudź się- otworzył lekko oczy.
-Ale czemu?- zapytał jakby był pięciolatkiem.
-Czy mi się dobrze przypomina, że masz dzisiaj trening?- zapytałam. On w odpowiedzi złapał mnie w talii i przycisnął do siebie tak, że znalazłam się na nim. Obdarzył mnie delikatnym pocałunkiem.
-Nie chcę nigdzie jechać- mruknął.- Chcę zostać z Tobą.
-Nie ma mowy- powiedziałam, po czym sturlałam się z niego i położyłam obok.- Musisz być na treningu. Poza tym ktoś musi mnie zawieźć do pani psycholog, którą mi załatwiłeś.
-No ale…- westchnął i zrzucił z siebie kołdrę.- Dobra. Ale jak skończysz, to przyjdziesz na trening?
-Gregor- mruknęłam nieprzekonana.- Ale… on…
-Spokojnie- powiedział, momentalnie biorąc mnie w ramiona.- Nic Cie się nie stanie. Nie pozwolę na to.
-Przecież ty będziesz trenować. Możesz nie zauważyć jeśli…
-Morgi nie trenuje- przerwał mi.- Poproszę go, żeby się Tobą zaopiekował, hmm?
-Dlaczego?- zdziwiłam się. Przecież na Igrzyskach dobrze mu szło. Chociaż…
-To przez ten wypadek… Postanowił zakończyć sezon wcześniej.- mruknął trochę zasmucony. Rozumiałam go. Thomas jest nie tylko wybitnym sportowcem, ale też niezawodnym przyjacielem.
Położyłam rękę na jego ramieniu i uśmiechnęłam się pocieszająco. Odwzajemnił gest i pocałował mnie w czoło. Wstał i wyszedł do łazienki. Zaczęłam się podświadomie obawiać spotkania z psycholożką, ale miałam pewność, że mi to pomoże.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, kiedy zobaczyłam Gregora wychodzącego z łazienki. Miał na sobie tylko przyduże, szare spodnie od dresu. Obserwowałam go, kiedy szukał jakiejś koszulki. Poszczególne mięśnie napinały się i rozluźniały, gdy schylał się i przerzucał ciuchy. „On jest mój”- przeszło mi przez myśl.-„Mój. Tylko mój i niczyj inny.”
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Z czego się śmiejesz?- usłyszałam pytanie.
-Nie śmieję się. Tylko się uśmiecham- mruknęłam. Schlieri przewrócił oczami.
-Na jedno wychodzi. O co chodzi?
-Myślę tylko o tym, jakie ma szczęście- odpowiedziałam. Gregor spojrzał na mnie z rozbawieniem.
-Szczęście? Trafiłaś na najbardziej egoistycznego dupka, na jakiego miałaś nieszczęście trafić- powiedział, siadając obok mnie. Roześmiałam się cicho i przytuliłam do niego.
-Może. Ale jesteś moim egoistycznym dupkiem. I kocham cię- wymruczałam w koszulkę, którą przed chwilą założył. Objął mnie ramieniem.
-Ja Ciebie też kocham. Najbardziej na świecie.

XXX

Budynek, w którym za chwilę miałam zwierzać się ze swoich problemów, nie wyglądał zachęcająco. Był duży, szary i nieprzyjazny.
-Mam nadzieję, że nie wygląda to tak samo w środku- mruknęłam so Gregora, wyglądając zza szyby samochodu.
-Dasz radę?- zapytał, patrząc na mnie z troską.
-Pewnie. Przecież oni są po to, żeby mi pomóc, no nie?- uśmiechnęłam się. Może moje zachowanie nie pokazuje, że obeszło mnie to, co się stało, ale tak na prawdę w środku byłam rozbita. Na małe kawałeczki. Czułam, że Gregor o tym wie. Że próbuje mi pomóc. Ale ja się zamykam przed osobami bliskimi. Staram się być twarda. Ani Gregor, ani Kamil, ani Ewa nic ze mnie nie wyciągną. Lecz osoba zupełnie obca da radę otworzyć te drzwi, które tak skrzętnie zamykałam przed  światem. Nic nie poradzę. Tak po prostu jest.
Pocałowałam Schlieriego w policzek i wysiadłam z samochodu.
Miałam tylko jedno postanowienie- nie będę płakać. Nie rozpłaczę się przy obcej kobiecie.

XXX

Cholera. Łzy płynęły strużką po moich policzkach. Cały mój misterny plan poszedł… daleko.
Szłam powoli chodnikiem, zmierzając na Bergisel. Miałam wezwać taksówkę, ale stwierdziłam, że przejdę się i pozwolę łzom wyschnąć. Pani psycholog była naprawdę miła i rozumiała każdy mój ruch. Poradziła mi, abym nie ukrywała się przed przyjaciółmi, bo oni chcą dla mnie jak najlepiej. Wzięłam to sobie do serca i postanowiłam, że po powrocie do domu, zadzwonię do Stochów.
Kiedy dotarłam na skocznię, rozejrzałam się zaniepokojona, ale Pointner stał przy rozbiegu, więc miałam drogę wolną na trybuny, gdzie zobaczyłam Morgiego.
-Cześć- powiedziałam do blondyna, kiedy tylko podeszłam. Thomas spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Hej, Mała- skrzywiłam się na słowo „mała”. Do tej pory jedynie Kamil odnosił się do mojego wzrostu, ale on zastępował rażący mnie wyraz „mała”, „skrzatem”.
-Nie mów do mnie „mała”- powiedziałam, po czym pacnęłam go lekko w głowę.
-Robi się, Krasnalu- wyszczerzył się, a ja spojrzałam wymownie w niebo.- Dlaczego płakałaś?- tym pytaniem zbił mnie z tropu. Myślałam, że nie będzie tego widać, aż tak bardzo.
-Zbyt dużo razy widziałem jak płaczesz, żebym teraz miał się na tym nie poznać, Krasnalu- powiedział, widząc moje zdezorientowanie.
-Byłam u psycholog a- powiedziałam.- Wiesz w jakiej sprawie.- mruknęłam, pocierając przy tym nadgarstek. Kiwnął głową na znak, że rozumie. Teraz ja postanowiłam zadać pytanie.
-Dlaczego nie trenujesz?- spojrzał na mnie ze smutkiem i westchnął ciężko.
-Boję się- szepnął ledwie słyszalnie.- Chciałbym skakać. Nawet bardzo. Ale… nie potrafię. Boję się. Po prostu.
Rozumiałam go. Ma prawo być przerażonym. Przecież ma córkę i pewnie chciałby do niej wracać z każdego konkursu. Ale nie ma pewności. Nigdy nie ma, a on już może jej mieć najmniej. Po tylu strasznych wypadkach, których doświadczał…
Trąciłam go lekko ramieniem.
-Ej, będzie dobrze. Obiecuję!
-Jak możesz mi obiecać coś takiego?
-Mogę. Bo wiem, że będzie dobrze.
-Jesteś wróżką?
-Nie, krasnoludkiem.- mruknęłam, a on roześmiał się radośnie.
Nagle usłyszałam głośne:
-TATUUUUUUUŚ!- odwróciłam się i zobaczyłam małą dziewczynkę o blond włoskach i niebieskich oczkach, biegnącą w naszą stronę. Kątem oka ujrzałam kobietę, która wycofywała się w stronę samochodu. „Pewnie była Thomasa”, pomyślałam.
Morgi zerwał się na nogi i porwał w objęcia dzieciaka.
-Lilly, kochanie!- krzyknął, przytulając się do niej.
-Tęskniłam za Tobą, tatusiu- powiedziała malutka, a potem spojrzała na mnie z nieukrywaną ciekawością.
-To Twoja nowa dziewczyna?- zapytała. Thomas zrobił się czerwony na twarzy.
-Nie, Słonko. To jest Lizzie. Dziewczyna wujka Gregora- odpowiedział, na co Lilly wyrwała się z jego uścisku i podbiegła do mnie.
-Będziesz moją ciocią?- zapytała, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Zarumieniłam się.
-Mam nadzieję, że kiedyś tak- mruknęłam, a Lilka przytuliła się do mnie mocno.
-Kocham Cię, ciociu- powiedziała cichutko, a mnie łzy wzruszenia napłynęły do oczy.
-Tez Cię kocham, Liluś- odpowiedziałam, również ją przytulając.
-Widzę, że się lubicie- usłyszałam dobrze mi znany głos. Odwróciłam się i zobaczyłam szeroko uśmiechającego się Gregora. Jednak w jego oczach coś błysnęło. Zazdrość? Nie, na pewno mi się przewidziało.
Mała oderwała się ode mnie i krzycząc „Wujek Gregor”, rzuciła się w ramiona mojemu chłopakowi. On przytulił małą Lilly i poczochrał jej włoski.
-Cieszę się, że Cię widzę, malutka- powiedział, czym wywołał na małej buz ince szeroki uśmiech.
-Odwiedzisz nas kiedyś, wujku? Ale weź ze sobą Lizzie!- powiedziała, kiwając zawzięcie główką.
-Oczywiście, że do Was wpadniemy- obiecał.- Ale teraz zabieram Lizzie do domu, dobrze?- zapytał, wyciągając do mnie rękę. Lilly nie była zachwycona, ale wyraziła zgodę.
Pożegnawszy się z Morgensternami, udaliśmy się do samochodu. Gdy wsiedliśmy do niego, zauważyłam, że Gregor jest jakiś spięty. Nie namyślając się długo, pocałowałam go w policzek i powiedziałam:
-Kocham Cię- nie spojrzał na mnie, bo skupiał się na drodze, ale na jego twarzy rozkwitł uśmiech.

-Też Cię kocham.



----------
No i mamy kolejny rozdział. Mamy nadzieję, że jesteście zadowolone z długości ;) I, jak zwykle, piszcie jak wam się podoba ;)
Całusy, Milka i Molly ;***

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 17
„Magic”
Gregor
“Call it magic, Call it true.
I call it magic, when I’m with you”


Obudziłem się po 10.00. wziąłem szybki prysznic i zszedłem do kuchni. Lizzie jeszcze spała, ale nie miałem serca jej budzić. Usmażyłem naleśniki, pokroiłem do nich owoce i polałem czekoladą. Postawiłem śniadanie na tacy i ruszyłem w kierunku sypialni.
-Dzień dobry, kochanie- obudziłem ją i złożyłam na jej ustach delikatny pocałunek.- Śniadanie do łóżka dla mojej księżniczki- postawiłem tacę obok niej.
-Dziękuję- uśmiechnęła się tym swoim pięknym uśmiechem.- Ale musisz mi pomóc to wszystko zjeść.
Siedzieliśmy sobie i jedliśmy, gawędząc o różnych rzeczach. Jeden temat trapił mnie już od jakiegoś czasu, ale nie wiedziałam od czego zacząć.
-Lizzie?- mruknąłem, patrząc jej w oczy.
-Tak?
-Zrobisz coś dla mnie?- zapytałem, a ona momentalnie spoważniała.
-Wszystko- odpowiedziała spokojnie.
-Zapiszę Cię do psychologa, ok?- zauważyłem ulgę w jej oczach. Pokiwała tylko twierdząco głową. Dokończyliśmy posiłek i zaczęliśmy się zbierać na obiad do moich rodziców. Stresowałem się chyba bardziej niż Lizzie. Ubrałem dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem. Kątem oka zauważyłem, jak Lizzie skrupulatnie zakrywa materiałem bluzki opatrunek na ręce…
O 13.00 wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę miejsca zamieszkania moich rodziców.
-Gotowa?- zapytałem, stojąc przed ciemnymi drzwiami.
-Nie- odpowiedziała, a ja uśmiechnąłem się do niej.
-Będzie dobrze, zobaczysz- pocałowałem ją w czoło i zapukałem do drzwi. Nie musieliśmy długo czekać. Otworzyła nam Gloria, która od razu uwiesiła mi się na szyi. Przedstawiłem mojej siostrze Lizzie, która chyba od razu ją polubiła. Weszliśmy do przestronnego holu, gdzie już czekali moi rodzice i Lukas.
-Jesteśmy z Ciebie tacy dumni- powiedział mama, przytulając się do mnie. Jak zawsze w takich momentach, rozpłakała się. Z tatą tylko przybiłem „piątkę”. Kocham go bardzo, ale jakoś nie umiem znaleźć z nim wspólnego języka.
-Mamo, tato, to jest moja dziewczyna Lizzie, Skarbie to moja mama Andżelika i tata Paul- przedstawiłem ich.
-Dzień dobry- przywitała się lekko nieśmiało Lizzie.
Po wszystkich stresujących formułkach, zasiedliśmy do stołu. Zauważyłem, że rodzice podeszli do naszego związku raczej sceptycznie. Nie to co Gloria i Lukas, od których biła chęć poznania Lizzie jak najlepiej. Wiem, że po moich zawirowaniach z dziewczynami będzie mi trudno przekonać rodziców, że Lizzie jest tą jedyną, ale byłem w stanie zrobić wszystko, aby w pełni ją zaakceptowali.
-To jak się poznaliście?- zapytała mama, kiedy kończyliśmy jeść deser. Popatrzyłem na Lizzie, która lekko się uśmiechnęła i zacząłem wyjaśniać:
-To… dość śmieszna historia… Wpadliśmy na siebie w wiosce olimpijskiej i trochę na nią nakrzyczałem- zaśmiałem się cicho i pocałowałem Lizzie w policzek.- A później tak jakoś wyszło, że zostaliśmy parą.
-A czym się zajmujesz?- zapytała ponownie mama, zwracając się do Lizzie.
-Jestem dziennikarką- odpowiedziała moja dziewczyna. Myślałem, że pytania typu „Skąd jesteś?”, „Dlaczego wyjechałaś?” się nie skończą, ale mama w końcu uśmiechnęła się i zamilkła.
Wiem jakie w Austrii panują stereotypy o Polakach, ale Lizzie nie pasuje do żadnego z nich i miałem nadzieję, że rodzice też tak myślą.
Po posiłku moja dziewczyna z Glorią zaczęły ze sobą rozmawiać, a ja pomogłem mamie w kuchni zmywać naczynia.
-Kochasz ją?- zapytała mnie moja rodzicielka.
-Tak, mamo. Czuję, że jest tą właściwą- odpowiedziałem szczerze, patrząc jej w oczy.
-Dawno nie widziałam Cię tak szczęśliwego. Cieszę się- przytuliła mnie mocno.
-Ja też się cieszę- odpowiedziałem, trzymając ją w ramionach.
-Może w czymś pomóc?- usłyszałem za plecami głos Lizzie, kiedy odstawiałem do szafki ostatnią szklankę.
-Nie, nie, Słoneczko, jesteś tutaj gościem- odpowiedziała mama.- Zresztą już skończyliśmy- uśmiechnęła się i miałem nadzieję, że to  szczery uśmiech.
Chwilę później siedzieliśmy już wszyscy w salonie, przeglądając zdjęcia z mojego dzieciństwa. Lizzie nie mogła się nadziwić, że byłem takim słodkim dzieckiem, a mama opowiadała zabawne historie związane w każdą fotografią. Na jednej z nich byłem ubrany w różową suknię, ze spinkami we włosach i czerwoną szminką na ustach.
-Zostawiliśmy ich samych na pięć minut. Gloria miała niezły ubaw- powiedziała mama, pokazując zdjęcie Lizzie. Moja rodzicielka uśmiechnęła się z sentymentem do tych ulotnych chwil, kiedy byłem dzieckiem. A później zacząłem skakać. Przez to bardzo szybko dorosłem. Byłem ciekaw, czy wie, że zawsze będę jej potrzebował.
Mój tata od jakiegoś czasu szukał czegoś między płytami. Wreszcie znalazł płytkę z moim pierwszym skokiem.
-O nie, tato, nie ośmieszaj mnie- powiedziałem, śmiejąc się. Za chwilę na ekranie pojawiłem się mały ja na prowizorycznej skoczni. Wybiłem się, ale nie ustawiłem nart w pozycji „V” i upadłem na bulę.
-Trzeba powiedzieć, że od razu było widać jego talent- zaśmiał się tata.
-Nie bała się pani puszczać go na skocznię?- Lizzie zwróciła się do mojej mamy.
-Nie miałam innego wyjścia. Gregor i tak by poszedł, bo jest uparty- odpowiedziała z uśmiechem na ustach moja rodzicielka.
-Kiedy ja byłam mała, poszłam na trening z Kamilem Stochem i zachciało mi się skoczyć. Wylądowałam na buli i się połamałam. Po tym mama skutecznie wybiła mi z głowy karierę skoczka. Pamiętam, że byłam na nią trochę zła, bo chciałam być jak Małysz- opowiedziała Lizzie. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Około 18.00 wróciliśmy do domu. Było już ciemno, świeciły tylko uliczne latarnie. Śnieg leniwie prószył. Objąłem Lizzie i pocałowałem jej malinowe usta.
-Jak myślisz, polubili mnie?- zapytała Lizzie.

-No jasne- odpowiedziałem, a ona przytuliła się do mnie.- Kocham Cię- szepnąłem i ruszyliśmy w stronę teraz już naszego domu.



-------------------------------
Przepraszamy Was ;/// To na górze jest tak obleśnie słodkie, że nie możemy uwierzyć, że napisałyśmy coś takiego... ale to już nie potrwa długo :)
Mamy nadzieję, że mimo tych słodkości będziecie z nami ;)
Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 16
,,Coming home"
Lizzie
,,I'm coming home,
I'm coming home,
tell the world I'm coming home"

Obudziła mnie cicha kłótnia, która rozgrywała się między dwoma znajomymi głosami.
-Musisz ją obudzić.
-Nie mogę! Odpoczywa.
-Ale dzisiaj wyjeżdżamy.
-Nie będę jej budził!
-Nie ma potrzeby- mruknęłam cicho, otwierając oczy. Pierwsze co zobaczyłam, to zatroskany wzrok Gregora. Był blady i miał wory pod oczami. Spojrzałam na Morgiego, który nie wyglądał lepiej.
-Czy wy w ogóle spaliście?- zapytałam, pocierając zabandażowaną rękę. Schlieri spojrzał na mnie przepraszająco.
-Nie mogłem zasnąć- odparł cicho. Przewróciłam oczami.
-Czy dobrze słyszałam, że dzisiaj żegnamy się z Soczi?- zapytałam z bladym uśmiechem.
-Tak- odparł Morgi.- Dzisiaj przylatuje po nas prywatny samolot.
-Czekaj... po całą reprezentację?- poczułam lekki strach, kiedy się o to pytałam. Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam je ramionami.
-No tak- odpowiedział Thomas, a w moich oczach pojawiły się łzy. Czyli ON też tam będzie. Gregor chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo objął mnie ramieniem.
-Spokojnie- szepnął.- Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało.
-Nie rozumiesz- szlochałam.-Ja... nie zniosę tego. Nie zniosę tego człowieka w jednym samolocie. Nie dam rady.
-Lizzie, kochanie- Gregor ujął moją twarz w dłonie, zmuszając, żebym na niego spojrzała.- Wybacz mi. Naprawdę nie mamy innego wyjścia.- spojrzałam w jego pełne determinacji oczy i zrozumiałam, że on nigdy, przenigdy nie pozwoli, aby coś mi się stało. Ufałam mu. Przytuliłam się do niego i niemal niesłyszalnie wymruczałam zgodę. Poczułam, jak Gregor oddycha z ulgą. Bał się, że się nie zgodzę.

XXX

Cały dzień zleciał mi na pakowaniu. Około południa wpadli Kamil i Ewa, żeby zobaczyć jak się czuję. Padłam im  ramiona i dziękowałam za pomoc. Ewka wymusiłam na mnie przysięgę, że już nigdy nie zrobię czegoś tak głupiego. Oczywiście dałam jej słowo harcerza, po czym państwo Stoch opuścili pokój Schlierenzauera i Morgensterna.
O 16.30 do naszych drzwi zapukał Michi Hayboeck, który oznajmił, że wyjeżdżamy. W moim żołądku zakwitła duża kula nerwów. Nie byłam jeszcze gotowa na konfrontację. Na całe szczęście Piontner nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Mimo jego braku zainteresowania, czułam się strasznie. Mój strach osiągnął apogeum. Nigdy w życiu tak się nie bałam. Pomimo tego, że wiedziałem, że Gregor nie pozwoli Alexowi się do mnie zbliżyć czułam jak wzbiera we mnie panika.
W samolocie Red Bulla usiadłam jak najdalej od sztabu szkoleniowego. Nieustanne żarty i opowiastki chłopaków sprawiły, że poczułam się o niebo lepiej. Potrafili mnie rozweselić, a fakt, że Schlieri siedzi obok i trzyma mnie za rękę był niesamowicie pomocny. Gdy w końcu dotarliśmy na lotnisko w Innsbrucku, pożegnaliśmy się szybko z chłopakami i wysiedliśmy z Gregorem z samolotu. Mój chłopak wziął nasze walizki i ruszyliśmy w stronę parkingu. Austriak wskazał białe Audi i opartego o nie młodego chłopaka. Nie mógł mieć więcej niż 20 lat, brązowe włosy sterczały mu we wszystkie strony, a na twarzy widniał kropla w kroplę ten sam uśmiech, co u Gregora.
-Cześć, braciszku- skoczek uściskał go.- Lukas to jest moja dziewczyna Lizzie, Lizzie to mój brat Lukas.- przedstawił nas i utonęłam w uścisku młodego Schlierenzauera. Wsiedliśmy do samochodu. Bracia usiedli z przodu, a ja patrzyłam przez okno na widoki Innsbrucka i okolic. Zastanawiałam się, jak teraz będzie wyglądać moje życie. Czy nowe miejsce oznacza nowy początek? Uśmiechnęłam się mimowolnie, gdy usłyszałam w głowie głos Gregora:,, To jest moja dziewczyna Lizzie". Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że miliony dziewczyn chciałyby być na moim miejscu. Miałam przy sobie prawdziwy skarb.
Lukas zatrzymał samochód przed ogromną willą. Ogród był pokryty grubą warstwą śniegu, ale ścieżka do drzwi była dokładnie odśnieżona.
-Podwieźć Cię do domu?- zapytał Gregor Lukasa.
-Przejdę się, to tylko 100 metrów- odpowiedział.- Byłbym zapomniał, rodzice zapraszają Was jutro na obiad.- oznajmił i odszedł w stronę swojego rodzinnego domu.
-Ty tu mieszkasz?- zapytałam Gregora, nadal zszokowana.
-Ładny domek, prawda?- uśmiechnął się, całując mnie w policzek. Wziął nasze bagaże i weszliśmy do środka.
W małym przedpokoju Gregor zabrał mój płaszcz i powiesił go w pokoju po mojej prawej, czyli jak podejrzewam, w garderobie. Gestem ręki zaprosił mnie dalej. Moim oczom ukazał się duży, jasny salon. Na kremowych ścianach wisiało mnóstwo zdjęć. Okna wyglądały na piękny ogród. Salonowe meble były barwy śniegu, a na podłodze leżał mięciutki dywan. Na ścianie był powieszony plazmowy telewizor, do kompletu z kinem domowym.
Okręciłam się wokół własnej osi, podziwiając pomieszczenie, gdy ujrzałam parę drzwi. Zajrzałam za pierwsze z nich i zobaczyłam całkiem sporą kuchnię, utrzymaną w raczej zimnych kolorach. To zdecydowanie nie było moje królestwo, więc szybko się wycofałam. Już chciałam ruszyć w stronę drugich drzwi, ale zreflektowałam się. Przecież to nie jest mój dom. Spojrzałam na Gregora, który z rozbawieniem mnie obserwował.
-Mogę pobiegać Ci trochę po domu?- zapytałam. Schlieri zaśmiał się cicho.
-Czuj się, jak u siebie- powiedział. Wzięłam to sobie do serca, bo po chwili biegłam na górę po schodach, które okazały się być za drugimi drzwiami. Pchnęłam pierwsze drzwi po lewej i znalazłam się w malutkim przedpokoju. Na ścianach wisiały zdjęcia. Gregor był tam z Morgim, Lukasem i, jak podejrzewam, ze swoimi rodzicami. Było tam też mnóstwo fotografii, na których Gregor stał na podium. Uśmiechnęłam się pod nosem. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku kolejnego wejścia. Znajdowałam się w dużej sypialni. Ściany były w kolorze jasnego błękitu, a dębowe meble miały ciemny odcień. Nad dużym, dwuosobowym łóżkiem wisiało zdjęcie Alp. Zagapiłam się na nie i drgnęłam, kiedy Gregor objął mnie w pasie od tyłu.
-Podoba Ci się?- wymruczał mi do ucha, a ja kiwnęłam lekko głową. Obrócił mnie w swoim kierunku i pocałował namiętnie. Oddałam mu pocałunek, a kiedy ten się skończył, przytuliłam się do niego.
-Chodź, pokażę Ci coś jeszcze- powiedział po chwili i poszliśmy z powrotem na schody. Pociągnął mnie jeszcze wyżej. Weszliśmy do podobnego przedpokoiku, jaki znajdował się niżej. Tutaj jednak nie wisiały żadne zdjęcia. Weszliśmy do dużego, ciemnego pomieszczenia. W mroku widziałam tylko przepełnionego dumą oczy Gregora, który wyciągnął rękę i nacisnął włącznik światła. Uderzyła mnie ilość pucharów i medali znajdujących się w tym pomieszczeniu. Były tam też narty, od zupełnie dziecięcych do tych, które nie mogły mieć więcej niż rok. Przechadzałam się po pokoju, obserwując trofea. Zatrzymałam się przy trzech medalach z Vancouver i lekko ich dotknęłam. Ile te trzy niepozorne rzeczy musiały kosztować Gregora potu, łez i treningów. Wiedziałam, że nie był zadowolony ze swojego występu na igrzyskach, ale patrząc na zawartość tego pomieszczenia, miałam wrażenie, że nie ma powodu być zawiedzionym. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że człowiek od maleńkości może osiągnąć tak dużo. A jednak może. Mój Gregor dał radę zapełnić tak spektakularnymi rzeczami tak duży pokój, a miałam wrażenie, że będzie tego o wiele więcej. Podszedłam do niego i przytuliłam go.
-Dokonałeś niesamowitych rzeczy- powiedziałam. Gregor westchnął.
-Zawsze mogłoby być tego więcej- mruknął. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Żartujesz? Dla mnie niewiarygodne jest, żeby jedna osoba zdobyła tyle pucharów. Jesteś niesamowity i robisz niesamowite rzeczy, Gregor- powiedziałam. Schlierenzauer spojrzała na mnie z wdzięcznością. Cieszyłam się, że wie, że go doceniam. Wspięłam się na palce i delikatnie go pocałowałam.
-Jestem zmęczona- mruknęłam, wtulając się w niego.-Możemy już iść spać?

-Jasne, skarbie- uśmiechnął się lekko. Wróciłam do sypialni, obok której znajdowała się przestronna łazienka z olbrzymią wanną. Wykąpałam się szybko, ubrałam w jakąś starą bluzkę i wróciłam do pokoju. Ułożyłam się na łóżku i nie czekając, aż Gregor dołączy do mnie, zasnęłam.




----------------------------------------
Szesnastkę składamy na Wasze ręce :) Będzie teraz kilka rozdziałów z cyklu "niech się sobą nacieszą, póki mogą" xD Piszcie, jak Wam się podoba. Każda opinia uskrzydla. Nie bójcie się też nas za coś zganić! 
Pozdrawiamy, Milka i Molly :***

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 15
,,Little Party Never Killed Nobody"
Lizzie
,,A little party never killed nobody,
So we gon' dance until we drop.
A little party never killed nobody,
Right here, right now’s all we got."

Wystroiłam się w moją nową sukienkę i buty, włosy zostawiłam rozpuszczone i nałożyłam lekki makijaż. Gdy wyszłam z łazienki Gregor i Thomas już byli gotowi w swoich garniturach. Musiałam przyznać, że wyglądali bardzo seksownie.
-Wyglądasz pięknie- mój chłopak podszedł do mnie i pocałował.
Taksówka zawiozła nas pod salę, gdzie było już pełno skoczków i ich partnerek. W tle leciał jakiś spokojny jazz.
-Na początku będą przynudzać, później będzie już luz- szepnął mi do ucha Gregor, widząc moją skrzywioną minę.
Na scenę po kolei wchodzili trenerzy i dziękowali swoim podopiecznym. Walter Hofer wygłosił podziękowania za sprawiedliwą walkę. Bezcenne były znaczące spojrzenia skoczków. Kiedy skończył swoją przemowę, na salę weszli kelnerzy i kelnerki z jedzeniem i napojami alkoholowymi. Wypiliśmy z Gregorem po drinku i ruszyliśmy na parkiet. DJ puszczał aktualne hity i piosenki, których po prostu nie mogło zabraknąć. Gdzieś na sali szalał Tom Hilde w różowym garniturze. Gregor trzymał mnie mocno w pasie, jakby się bał, że gdzieś ucieknę. Na początku może i tak było, ale teraz atmosfera się rozluźniła. Wszyscy szaleli w rytm muzyki, a alkohol lał się strumieniami. Nie sądziłam, że ktokolwiek może mieć tak mocną głowę jak Piotrek Żyła.
Wirowałam na parkiecie, a moje ciało chyba zapomniało, że jestem niesamowitą niezdarą. Nagle Gregor uśmiechnął się i obrócił mną tak, że znalazłam się w ramionach innego skoczka. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale zaraz moją twarz rozjaśnił uśmiech, bo zobaczyłam Kamila. Kątem oka ujrzałam, że Gregor tańczy z Ewką.
-Myślałem, że nie tańczysz- Kamil starał się przekrzyczeć muzykę.
-Bo nie tańczę!- odpowiedziałam, śmiejąc się.
Podwójny Mistrz Olimpijski przewrócił oczami. Tańczyliśmy jeszcze chwilę, po czym usiedliśmy przy stoliku. Sekundę później pojawili się Gregor z Ewą. Oboje byli zdyszani i spoceni. Mój chłopak usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Widzę, że Ewa nieźle Cię wykończyła- mruknęłam.
-Nigdy więcej- wydyszał. Wszyscy wybuchli szczerym śmiechem.
Zatraciliśmy się na chwilę w rozmowie zakrapianej alkoholem. Wtem dołączył do nas ,,lekko" podpity Morgi. Zataczał się dosyć poważnie i byłby upadł, gdyby chłopaki nie pociągnęli go na siedzenie. Nagle Kamil zerwał się z miejsca, porywając Ewkę za ręce i ruszył w kierunku parkietu.

Gregor

Godzinę później ludzie na sali powoli zaczynali się słaniać. Morgi siedział koło mnie i bełkotał coś pod nosem. Chwilę później zwalił się na stół i po prostu zasnął. Lizzie zaniosła się śmiechem, a ja pomyślałem, że nigdy nie doprowadzę się do takiego stanu. Wtedy do naszego stolika podszedł Pointner. Myślałem, że chce ochrzanić Morgiego, ale zauważyłem, że sam jest już nieźle podpity. Wyciągnął rękę w stronę Lizzie i zapytał:
-Możemy zatańczyć?- dziewczyna spojrzała na mnie z lekki przerażeniem w oczach. Chciałem już odesłać trenera do jakiejś innej laluni, ale on złapał Lizzie i pociągnął w stronę parkietu. Moja mina musiała wyglądać zabójczo. Westchnąłem głęboko i obserwowałem ich poczynania na parkiecie, ale po chwili zniknęli w tłumie. No i zostałem sam, nie wliczając zlanego w trupa Morgensterna, który chrapał tak głośno, że nie zagłuszała go muzyka.
Niespodziewanie podszedł do mnie Tom Hilde, który nadal był ubrany w przerażająco różowy garnitur.
-Hej, stary! Czy to nie Twoją dziewczynę Pointner poprosił do tańca?- zapytał. Spojrzałem na niego z niepokojem.
-Tak, a co?- Tom kiwnął do mnie, na znak, że mam iść za nim. Podniosłem się z miejsca, zostawiając Thomasa samemu sobie i pobiegłem za Norwegiem. Scena, która ukazała się moim oczom była na tyle absurdalna, że musiałem się zatrzymać. Lizzie była przyciśnięta do ściany przez Alexa, który starał się ją pocałować... albo jeszcze gorzej. Moja dziewczyna próbowała się od niego uwolnić, ale nie było to łatwe, nawet jeśli pomagało jej w tym kilku skoczków. Spojrzałem zszokowany na Toma, który wydawał się być mniej więcej tak samo przerażony co ja. Wtedy usłyszałem krzyk Lizzie, który sprowadził mnie na ziemię. ,,Co ja tu jeszcze robię?" zbeształem się w myślach i ruszyłem w stronę mojego ,,wspaniałego" trenera. Położyłem rękę na jego ramieniu i z olbrzymią siłą obróciłem go w swoją stronę. Wtedy właśnie poczułem na swojej twarzy jego pięść. Zachwiałem się lekko, a moje zszokowanie osiągnęło apogeum. Lecz kiedy zobaczyłem, że z powrotem odwraca się w stronę Lizzie, zamroczyła mnie czysta wściekłość. W sekundę znalazłem się obok Lizzie, którą odepchnąłem prosto na Maćka Kota, który złapał ją i odprowadził. Ja za to zająłem się Pointnerem. Uderzyłem go pięścią w szczękę i od razu poprawiłem ciosem w brzuch. Zgiął się w pół i jęknął dosyć głośno. Przestraszyłem się trochę, że mogło mu się coś stać, ale nie żałowałem zadanych mu ciosów.
-Jeżeli jeszcze raz ją tkniesz, będzie gorzej- wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Ktoś położył mi rękę na ramieniu i popchnął mnie w stronę, gdzie prawdopodobnie była teraz Lizzie. Kątem oka zobaczyłem, że to Kofler. Byłem nabuzowany adrenaliną i negatywnymi emocjami, ale kiedy zobaczyłem moją panią dziennikarz zalaną łzami, skuloną obok Maćka, który szeptał jej coś do ucha, poczułem tylko smutek, że musiała czegoś takiego doświadczyć. Podbiegłem tam i otoczyłem ją ramieniem. Była roztrzęsiona.
-Spokojnie, już dobrze- mruczałem jej do ucha.-Dopóki jesteś ze mną nikt Cię nie skrzywdzi.
Kot gdzieś się ulotnił, podobnie z resztą jak Kofi. Lizzie tylko pokiwała głową i wtuliła się we mnie, na nowo zalewając się łzami.

Lizzie
,,And I am feeling so small,
It was over my head,
I know nothing at all..."

Wszystkie kolory mi się rozmywały. Kręciło mi się w głowie i zupełnie nie wiedziałam co się dzieje, dopóki nie poczułam zimnej ściany na moich plecach i jego oddechu na szyi. Jego ręce błądziły niebezpiecznie nisko. Jak przez mgłę widziałam kilku skoczków, którzy chcieli mi pomóc, ale nie potrafili nic zdziałać. Nie wiedziałam skąd pojawił się przy mnie Gregor, ale chwilę później wylądowałam w objęciach Maćka. Zauważyłam jeszcze dziką furię na twarzy Gregora, gdy uderzył Pointnera w szczękę. Maciek odprowadził mnie na korytarz i posadził na ławce. Później pojawił się Gregor i otoczył mnie ramieniem.
-Spokojnie, już dobrze- szeptał.-Dopóki jesteś ze mną, nikt Cię nie skrzywdzi.
Chciałam mu odpowiedzieć, ale tylko się rozpłakałam. Gregor, widząc w jakim jestem stanie, wziął mnie do łazienki i otarł łzy.
-Nie płacz już, proszę- powiedział.
-Dotykał mnie tam, gdzie tylko ty możesz mnie dotykać- odpowiedziałam i wtuliłam się w jego ramiona.
-Obiecuję Ci, że następnym razem urwę mu łeb-zapewnił mnie Gregor. Sama nie wiem co teraz czułam. Wstyd? Obrzydzenie? Strach? Wciąż miałam przed oczami to straszne doświadczenie, wciąż czułam jego dłonie na moim ciele i pijacki oddech na szyi. Nie wiem jak długo tak staliśmy wtuleni w siebie, ale słuchając jego bicia serca powoli się uspokajałam. Jest tutaj ze mną, więc nic mi się nie stanie. Spojrzałam na twarz Gregora. Z rozciętej wargi ciekła mu po brodzie krew.
-Zranił Cię...-szepnęłam. Zmoczyłam chusteczkę i zmyłam czerwoną ciecz. Syknął cicho, gdy przyłożyłam mu ją do rany na wardze.-Wróćmy do hotelu-powiedziałam i wyszliśmy z budynku. Kroczyliśmy po ciemnych, zaśnieżonych ulicach, aż dotarliśmy do hotelu. Żadne z nas się nie odezwało, pogrążone we własnych myślach. Gdy tylko weszliśmy do pokoju, oznajmiłam, że idę wziąć prysznic i zniknęłam za drzwiami łazienki.

Gregor

Usiadłem na łóżku, gdy Lizzie weszła do łazienki. Byłem na siebie wściekły, że nie uchroniłem jej od tej sytuacji. Najgorsze było to, że nie wiedziałem jak jej pomóc. Zapewniałem ją, że będzie dobrze, ale sam do końca nie byłem tego pewny. Widziałem w jej oczach zagubienie, które rozbijało moje serce na kawałeczki.
Wziąłem do ręki telefon Lizzie i znalazłem numer Kamila Stocha.
-Halo?- odebrał po trzech sygnałach.
-Cześć Kamil, tu Gregor- przywitałem się.
-Gdzie wy jesteście? Jak Lizzie się czuje?- próbował przekrzyczeć nadal głośną muzykę.
-Jesteśmy w hotelu. Słuchaj Kamil, mam prośbę. Mógłbyś z Ewą do nas przyjechać? Może Ewa do niej dotrze.
-Jasne, stary, nie ma problemu- odpowiedział.
-Weźmiecie ze sobą Thomasa? On chyba nadal śpi przy stoliku.
-Spoko, będziemy za piętnaście minut- zapewnił i rozłączył się. Podszedłem pod drzwi łazienki skąd już jakiś czas nie dochodził szum wody.
-Lizzie?- zapukałem lekko w drzwi- Wszystko gra?- zapytałem, ale odpowiedziała mi tylko cisza. Poczułem ucisk w żołądku, gdy przypomniałem sobie, że rano zostawiłem na półce pod lustrem żyletkę. Zacząłem walić w drzwi i krzyczeć, ale nie słyszałem najcichszego głosu z drugiej strony. Poczułem na moich policzkach łzy, a krzyki stawały się coraz bardziej bezsilne. Gdy już nie miałem nadziei, usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza. Wpadłem jak burza do pomieszczenia. Lizzie stała pośrodku łazienki. W jednej ręce trzymała żyletkę, druga była cała zakrwawiona. W jej oczach czaiło się przerażenie. Podbiegłem do niej w chwili, gdy zemdlała. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wybaczę sobie, jeśli ona zrobiła sobie coś poważnego. Ułożyłem ją na podłodze i otworzyłem okno. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, co powinienem zrobić. Wziąłem ją za rękę i błagałem, żeby się obudziła.
Tak zastali mnie Ewa, Kamil i Thomas.
-Co się sta…- urwała żona Stocha, gdy zobaczyła krew płynącą z ręki Lizzie. Widocznie nie straciła głowy jak ja, bo uniosła jej lekko nogi i sprawdziła oddech.
-Dzwoniłeś na pogotowie?- zapytała, a ja popatrzyłem na nią, jakby spadła z kosmosu.
-Pogotowie…- palnąłem się w czoło. Mój mózg w najważniejszych momentach odmawiał posłuszeństwa. Ale wtedy poczułem, jak dłoń Lizzie lekko mnie ściska.
-Och, Gregor…- wyszeptała, a ja wziąłem ją w ramiona. Taką kruchą, słabą, przestraszoną. Pocałowałem jej czoło i zacząłem szeptać do ucha:
-Nigdy więcej mi tego nie rób, słyszysz? Oszalałbym, gdyby coś Ci się stało.
-Przepraszam…- powiedziała słabym głosem, a po jej policzkach popłynęły łzy.
-Gregor, przynieś mi apteczkę i zostaw nas same- rozkazała Ewa. Pocałowałem blade usta mojej dziewczyny i ułożyłem jej roztrzęsione ciało z powrotem na podłodze. Podałem pani Stoch apteczkę i wyszedłem z łazienki. Kamil i Thomas nerwowo przemierzali pokój. Popatrzyłem ze zdziwieniem na Morgiego.
-Kiedy opowiedział mi co się stało- mówiąc to wskazał na Kamila.- Od razu wytrzeźwiałem. Nie myślałem, że to tak się skończy.
Kilkanaście minut później, które dłużyły mi się w nieskończoność, drzwi łazienki uchyliły się i ukazał się w nich Ewa.
-Przenieś ją na łóżko, niech odpoczywa- zwróciła się do mnie, a ja posłusznie wykonałem polecenie. Kiedy Lizzie zasnęła, ukryłem twarz w dłoniach i pozwoliłem, aby moja słabość znalazła ujście. Ewa, Kamil i Thomas zaczęli mnie pocieszać. Kiedy tylko się uspokoiłem, mocno im podziękowałem. Chwilę później państwo Stoch udali się do siebie. Nie spałem całą noc, nie mógłbym zasnąć. Thomas siedział ze mną i swoim milczeniem dodawał mi otuchy. Powinienem być szczęśliwy, że mam wokół siebie tylu życzliwych ludzi. A przede wszystkim mam Lizzie, dla której mógłbym poświęcić wszystko.ąą





Ufff... to się porobiło... To był jak na razie najtrudniejszy rozdział jaki napisałyśmy. Łezka się w oku kręciła... Nadal jesteśmy w szoku, jak mogłyśmy im to zrobić ( w szczególności Lizzie), ale to była taka spontaniczna decyzja, a pomysł na bójkę z Pointnerem narodził się razem z pierwszymi rozdziałami. Trzymajcie się i piszcie, co sądzicie.
Do następnego, Milka i Molly :)

PS. Chcemy serdecznie Wam podziękować za komentarze!!! Jesteście wielkie, dajecie tyle motywacji do dalszej pracy. No po prostu jedno wielkie DZIĘKUJEMY! <333