piątek, 31 października 2014

Rozdział 28
„Never let me go”
Gregor
“Through the pressure’s hard to take,
It’s the only way I can escape,
It seems a heavy choice to make.
Now I’m under...”


-Dlaczego ty nie możesz posłuchać mnie chociaż raz?- krzyknęła, patrząc na mnie ze złością.
-Lizzie, nie mogę, do cholery, zrezygnować z konkursu! Nie możesz tego zrozumieć?- starałem się zapanować nad rosnącą irytacją.
Znajdowaliśmy się aktualnie w Czechach, w Harrachovie. Rozumiem, że skocznia w tym miejscu była niebezpieczna, ale ostatnim razem w Oslo, poradziłem sobie bardzo dobrze, więc nie do końca rozumiałem przyczyny zmartwień Lizzie.
-Gregor, o katastrofę naprawdę nie trzeba się prosić. Proszę, zrozum to!
-Jestem doświadczonym skoczkiem, Lizzie! Wiem, jak sobie poradzić na tej skoczni!
Dziewczyna spojrzała przez okno na uginające się od wiatru drzewa i pokręciła głową.
-Tu nie chodzi o doświadczenie, Gregor. Przy takiej pogodzie liczy się szczęście!
Westchnąłem ciężką i spojrzałem na nią z powagą.
-Nie zrezygnuję z konkursu- powiedziałem twardo. Brunetka jęknęła i spojrzała z wyrzutem w górę, po czym znów zerknęła na mnie.
-Nie będę patrzyła, jak ryzykujesz życiem, dla jakiegoś durnego konkursu, Gregor- oznajmiła cicho.- Nie licz na to, że przyjdę.
Wyszła, trzaskając drzwiami. Poczułem bolesne ukłucie w sercu, ale nie mogłem się wycofać.

Lizzie

Kłamałam. Co prawda nie pojawiłam się na konkursie, ale oglądałam zmagania skoczków w Harrachovie, jednocześnie pakując walizkę. Parę minut temu zadzwoniłam do rodziny, mówiąc, że wpadnę do Polski na parę dni. Muszę powiedzieć, że moja mama była zachwycona, ale ja, pomimo tego, że cieszyłam się z powodu powrotu do domu, nie mogłam przestać myśleć o tym, że mój chłopak właśnie siada na belce, na najniebezpieczniejszej skoczni świata, podczas gdy wiatr wygina drzewa niczym ździebełka trawy. W momencie wybicia wyłączyłam telewizor. Nie mogłam na to patrzeć.

XXX

Drzwi otworzył mi Florek. Uśmiechnął się szeroko, kiedy mnie zobaczył.
-Elżunia!- zawołał, przytulając mnie i unosząc nad ziemię. Pomyślałam, że chyba nikt nie ma tylu bezsensownych i głupich przezwisk, ale Florek miał specjalne przywileje. W końcu był moim małym braciszkiem. Potarmosiłam go po głowie i zażądałam, aby odstawił mnie na ziemię. Posłuchał i złapał moją walizkę, po czym zaprosił do środka. Rodzice byli zachwyceni, ale wiem, że mieli do mnie lekki żal o to, że nie odzywałam się do nich przez długi czas.
Usiedliśmy przy stole i rozpoczęliśmy okropnie długą rozmowę. Nie przeszkadzały mi ciągłe pytania, ale kiedy Florek zapytał: „No to kim jest w końcu ten twój chłopak?”, pacnęłam go ręką w tył głowy.
Moja mama zrobiła wielkie oczy.
-Masz chłopaka?- zapytała.- Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Bo jesteśmy ze sobą od niedawna, mamo- mruknęłam. Rodzicielka przewróciła oczami.
-Dobra, już dobra… jak się nazywa? Jest Austriakiem, prawda? Czym się zajmuje? Ile ma lat?
Podniosłam ręce przerażona nawałem pytań.
-Spokojnie, spokojnie! Tak, jest Austriakiem. Ma na imię Gregor i jest skoczkiem narciarskim.- powiedziałam. Florek spojrzał na mnie zszokowany.
-To chyba nie jest TEN Gregor?- zapytał ostrożnie. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie.
-Owszem. To ten Gregor. Gregor Schlierenzauer.
-Łał. Wysoko mierzysz, siostra- mruknął mój braciszek.
-Ale chyba mu coś ostatnio nie idzie to skakanie, hmm?- odezwał się tata. Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.
-Każdy ma wzloty i upadki- mruknęłam cicho. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
-Cóż, mam nadzieję, że niedługo go poznamy- powiedziała w końcu mama.

XXX

Dwa dni zostały do finałowego konkursu w Planicy. Pomimo tego, że byłam niezwykle zła na Gregora, nie potrafiłam się oprzeć myśli, że wolałabym teraz być u jego boku, całować jego usta i mierzwić jego włosy.
Usiadłam na łóżku i westchnęłam ciężko, myśląc o mojej tęsknocie za nim. Pomimo tego, że czasem jest skończonym, egoistycznym dupkiem, kocham go najbardziej na świecie.
Nagle zadzwonił mój telefon, a ja zamarłam, patrząc na wyświetlacz. Zawahałam się przed odebraniem połączenia, mimo wszystkich moich uczuć. Tęsknota okazała się jednak silniejsza.
-Lizzie…- usłyszałam głos, którego tak mi brakowało.
-Część, Gregor- powiedziałam, czując jak do oczu napływają mi łzy.
-Jestem największym palantem na świecie, prawda?- zapytał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Owszem, jesteś- mruknęłam.
-Chciałbym Cię błagać o wybaczenie, Lizzie. Chcę paść przed Tobą na kolana i zapewnić, że to się już nigdy nie powtórzy. Brakuje mi Ciebie! Kiedy Cię nie ma, czuję się jakbym był nikim. Ja cię naprawdę kocham, skarbie.
-Wiem, Gregor, wiem- odpowiedziałam. Po moich policzkach płynęły słone łzy.- Ja Ciebie też kocham.
Po drugiej stronie nastąpiła cisza. Słyszałam tylko jego oddech.
-Przyjedziesz na konkurs do Planicy?- zapytał w końcu. Uśmiechnęłam się lekko, spoglądając na spakowaną walizkę, która była wypełniona moimi rzeczami od wczoraj.
-Przyjadę. Jak mogłabym opuścić zakończenie sezonu?- odparłam. Wiedziałam, że w tym momencie na twarzy Gregora wykwitł uśmiech ulgi. Czułam to.
-Kocham Cię.

-Ja Ciebie też kocham- rzuciłam telefon na łóżko i pomyślałam, że ta rozłąka i kłótnia dobrze nam zrobiły. Uświadomiły nam, jak bezwartościowy jest świat bez osoby, którą się kocha.




--------------------------------
No i mamy kolejny :) Nie, to jeszcze nie ta sprawa, która trochę skomplikuje im życie :D W sumie to kolejne rozdziały są pełne miłości i szczęścia, więc przygotujcie się xD
Ale to już nie potrwa długo.
Czujemy mściwą satysfakcję, bo wy jeszcze nie wiecie co się stanie :DDD

Całusy, Milka i Molly :*

PS. Wesołego Halloween ;D

piątek, 24 października 2014

Rozdział 27
„Kiss me”
Lizzie
“Settle down with me,
And I’ll be your safety,
You’ll be my lady,
I was made to keep your bady warm.
But I’m cold as a wind blows, so hold me in your arms”

Sen jest naprawdę piękną rzeczą. Szkoda tylko, że zaczyna się go doceniać, kiedy jakiś okrutny osobnik gatunku ludzkiego, brutalnie przerywa twój wypoczynek, waląc zaciekle w drzwi.
Gregor mruknął gniewnie i wtulił się we mnie, nie zamierzając wychodzić z łóżka. Osoba za drzwiami nie poddawała się. Austriak porwał butelkę wody, która stała na stoliku nocnym i z głośnym „Spadaj”, cisnął w drzwi.
Przez chwilę mój chłopak leżał, ignorując nieustające pukanie, ale w końcu zwlekł się z łóżka i przeklinając cały świat, ruszył w stronę hałasu.
-Cześć!- zawołał radośnie Stefan, gdy tylko drzwi się rozchyliły. Nigdy nie widziałam, aby ktoś na twarzy miał tak szeroki uśmiech, jak on teraz.
-Czego chcesz?- mruknął Gregor, wyraźnie zaspany i niezadowolony.
-Nie było Was na śniadaniu- oznajmił Kraft.
-Śniadanie? A co to jest śniadanie?- zapytał Tyrolczyk. Ukryłam twarz w poduszki, próbując stłumić śmiech. Kiedy znowu podniosłam głowę to Gregor szczerzył się jak głupi, a Stefan wyglądał na zdezorientowanego. Wzruszył tylko ramionami i zaczął wyjaśniać:
-Nie było Was na śniadaniu, więc masz spotkanie z trenerem. I nie wiem co od ciebie chce- dodał młodszy skoczek, widząc, że Gregor chce mu przerwać.- ale postaraj się być miły, bo nie jest w najlepszym humorze.
-Okej, dzięki- odezwał się Gregor, a ja pomachałam Stefanowi, który udał się do swojego pokoju.
-Jak myślisz, co może od Ciebie chcieć?- zapytałam, kiedy Gregor zaczął wyciągać nowe ubrania z szafy.
-Nie mam pojęcia- westchnął i zniknął w łazience. Po piętnastu minutach mój chłopak wyszedł na spotkanie z trenerem.
Wzięłam szybki prysznic. Dochodziła już dwunasta, ale na dworze było zimno, więc ubrałam dżinsowe rurki i kremowy sweterek. Nałożyłam makijaż i rozczesałam włosy.
W kieszeni moich spodni zaczął wibrować telefon. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Morgiego.
-Cześć, Thomas- przywitałam się z uśmiechem na ustach.
-Hej, Mała- odpowiedział z entuzjazmem.
-Nie masz zamiaru zmienić mi przezwiska?- jęknęłam.
-Oczywiście, że nie. Pasuje do Ciebie, jesteś ode mnie młodsza i wyglądasz jak nastolatka. I żeby nie było, to był komplement!- wyjaśnił, a ja lekko się zarumieniłam.- A co, nie podoba Cie się?
-Po prostu nie lubię przezwisk odnoszących się do mojego wzrostu.
-Nikt Ci nigdy nie powiedział, że „małe jest piękne”?- zdziwił się.
-Owszem, co nie zmienia faktu, że nie pogardziłabym dziesięcioma centymetrami więcej- powiedziałam całkiem poważnie, ale on roześmiał się.- Ej! Co jest w tym takiego śmiesznego? Zawsze uważałam, że to nie fair, że ja jestem taka niska, a mój braciszek ma prawie dwa metry!
-Masz rację, to jest niesprawiedliwe.
-No widzisz!- zaśmiałam się.- Co tam u Ciebie?
-Wszystko dobrze. Liluś jest zdrowa, ja też. Wracam do spokojnego życia. Ale nie gadajmy o mnie. Jak tam z Gregorem?- zapytał, a ja westchnęłam ciężko.
-Będę musiała go ciągnąć do psychologa…
-Znów to zrobił?- Thomas przerwał mi zszokowany.- Czy on jest skończonym idiotą?
-Nie wiem, Thomas. Kiedy znalazłam go w barze, pomyślałam, że to już koniec i chciałam wyjechać, ale wtedy zachowałabym się ja tchórz. Porozmawialiśmy na spokojnie i wyjaśniliśmy sobie wiele rzeczy.
-I jesteś pewna, że więcej tego nie zrobi?- zapytał nieprzekonany.
-Powiedziałam mu, że następnym razem odejdę…
-Jakby co, to wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjechać?
-Dzięki, Thomas. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?- zapytałam z nieukrywaną wdzięcznością w głosie.
-Super Morgi zawsze do usług- powiedział, a ja roześmiałam się serdecznie.
Rozmawialiśmy jeszcze parę minut, po czym pożegnaliśmy się. Thomas poprawił mi humor, czym zaraziłam Gregora, który od trenera wrócił wyraźnie przygnębiony. Na początku nie chciał mi nic powiedzieć, ale w końcu wyjawił, że Pointner nie pozwolił mu zrezygnować z reszty sezony.
-Dasz radę, zobaczysz. Potem wyjedziemy, na jak długo będziesz chciał- pocieszałam go. Uśmiechnął się, a godzinę później byliśmy już pod skocznią.
O 16.00 odbył się trening, a o 18.00 kwalifikacje. Patrzyłyśmy z Ewą na skoki, przygryzając gorące frytki.

XXX

Nazajutrz wszyscy żyliśmy już tylko konkursem. Po śniadaniu skoczkowie udali się na trening na siłownię. Od samotności i nudy wyrwała mnie Ewa, która tonem nieznoszącym sprzeciwu, oznajmiła, że idziemy na zakupy.
Weszłyśmy do dużej galerii. O tej porze było tutaj pełno ludzi spieszących do jakiegoś sklepu, targających ciężkie torby i oglądających wystawy. Wchodziłyśmy po kolei do każdego sklepu, poszukując czegoś ładnego. Ewa zaczęła cicho burczeć coś o guście norwegów, kiedy wychodziłyśmy z piątego z kolei sklepu z pustymi rękami. Ale wtedy Ewka gwałtownie się zatrzymała i przytrzymała mnie za nadgarstek.
-Widzisz je?- zapytała, wskazując czarne rurki na wystawie.
-Widzę. Są nawet ładne- stwierdziłam po dokładnym zlustrowaniu spodni.
-Wiedzę je na Tobie. Chodź, przymierzysz- usłyszałam i ruszyłam za Ewą. Po chwili wcisnęła mi do ręki spodnie mojego rozmiaru i kazała wejść do przymierzalni. Może na manekinie wyglądały świetnie, ale ja nie miałam figury modelki.
-Idealnie- szepnęła Ewa, kiedy wyszłam się jej pokazać.
-Idealnie? Jeszcze bardziej widać moje grube nogi i wielki tyłek- mruknęłam, a Ewa spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć: Żartujesz sobie ze mnie?
-Kobieto, czy ty się słyszysz? Gregor kocha twój tyłem, więc ty też powinnaś, a poza tym nóg to ja Ci zawsze najbardziej zazdrościłam.
Spierałam się z nią jeszcze chwilę, mimo iż byłam na przegranej pozycji. Ewka zawsze musi postawić na swoim. Do spodni dobrałam jeszcze pomarańczową, luźną bluzkę z delikatnym, czarnym paskiem, zapinanym na talii.
Pani Stoch uśmiechnęła się triumfalnie, gdy poszłam do kasy. Kiedy otworzyłam portfel, doznałam szoku. Było w nim więcej pieniędzy niż przypuszczałam i nie wiedziałam skąd się tam wzięły. Popatrzyłam ze zdziwieniem na Ewę, ale ona oglądała już biżuterię u jubilera. Dostęp do mojego portfela mógł mieć tylko… Gregor.
-Pamiętaj, że dziś wieczorem powinnaś ubrać te nowe ciuchy- powiedziała Ewa i pociągnęła mnie w stronę stoiska z gorącą czekoladą.
„Aha. To już wszystko wiem. Miejcie sobie te swoje tajemnice, ale ja się dowiem co knujecie”, pomyślałam, popijając gorący napój.
Po czterech godzinach zakupów, wróciłyśmy do hotelu. Zdążyłam się tylko przebrać w kupione niedawno rzeczy i wyszłam na skocznię, gdzie czekała już na mnie Ewa. Od rana nie widziałam Gregora, ani z nim nie rozmawiałam. Zobaczyłam go dopiero, siedzącego na belce. Skoczył 130 metrów i zajął 17 miejsce. Tragedii nie było, bo jakby nie patrzyć, warunki były coraz gorsze. Najlepszym tego przykładem był Peter Prevc.
-Ewa, patrz! Czy on jest wkurzony?- zapytałam cicho, głęboko poruszona.
-No, a przecież zawsze jest taki spokojny…

XXX

Druga seria skończyła się bardzo szybko, a to wszystko przez pogarszające się warunki. Gregor ostatecznie zajął 13 miejsce, Kamil był dziewiąty.
-Miłego wieczoru- Ewka mrugnęła do mnie kiedy poszłyśmy do swoich mężczyzn.
-Powiesz mi, o co chodzi?- zatrzymałam się, patrząc pytająco na panią Stoch.
-Dzisiaj jest siódmy marzec, miesiąc temu…- przerwała, gdy pacnęłam się w czoło.
-Poznałam Gregora- dokończyłam za nią. Ona uśmiechnęła się tylko i odeszła do Kamila.
Odwróciłam się i zauważyłam Gregora, zmierzającego w moim kierunku, z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Hej, Śliczna- szepnął i pocałował mnie w policzek. Wziął mnie za rękę i ruszył w kierunku wyjścia ze skoczni. Zaprowadził mnie do pięknej restauracji. Wszystko był schludne, czyste  i urządzone z gustem. Na początku myślałam, że lokal jest zamknięty, ale gdy tylko weszliśmy, podszedł do nas kelner, wskazując nam miejsce. Okazało się, że Gregor zarezerwował całą restaurację tylko dla nas. Nasz stolik był w pełni zastawiony, w srebrnym wiaderku chłodziła się butelka wina, a pośrodku paliły się dwie świece. Wszystko wyglądało jak z jakiegoś filmu.
Do tej pory nie lubiłam romantycznych kolacji, ale człowiek się zmienia, szczególnie pod wpływem ukochanej osoby.
Po pysznej kolacji wyszliśmy na spacer. Miejski park był pogrążony w blasku zachodzącego słońca. Przechadzało się tu kilka par, podobnych do nas.
-Nie uważasz, że mam wielki tyłek?- zapytałam, a on popatrzył na mnie z uśmiechem.
-Skąd takie pytanie?
-Zawsze był wielki i wydaje mi się, że w tych spodniach jest jeszcze większy.
-Wcale nie jest większy. Wyglądasz bardzo atrakcyjnie- zatrzymał się i wziął mnie w ramiona.- Kocham twoje nogi, ręce, piękne dłonie, palce, paznokcie, uszy, kocham twoje zielone oczy i rzęsy, które czasem malujesz. Kocham twój chudy brzuch. Kocham twoje pachnące włosy, które nocą łaskoczą mój nos. Kocham twoje naturalne piersi i kocham twój, jak sama mówisz, duży tyłek. Kocham twoje wcięcie w talii i kocham twoje zaokrąglone ciało. Kocham twoje pełne, malinowe usta, za którymi tęsknię kiedy nie są złączone z moimi- zakończył swój monolog namiętnym pocałunkiem.

-Mam coś dla Ciebie- szepnął i sięgnął do kieszeni swojej kurtki. Po chwili otwierał już srebrne pudełko.- wytrzymałaś ze mną miesiąc, mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną kolejne- powiedział i zawiesił mi na szyi naszyjnik z wisiorkiem z białego złota w kształcie serduszka.



---------------
Tak, wiemy, że słodzimy, ale tak już musi po prostu być. Obiecujemy Wam, że im głębiej w las, tym będzie gorzej xD
A co tam u Was?
Ściskamy mocno, Milka i Molly :*

piątek, 17 października 2014

Rozdział 26
„Timber”
Gregor
“It’s going down, I’m yellin timber.
You better move, You better dance.
Let’s make a night, you won’t remember.
I’ll be the one, you won’t forget.”

Obudziłem się wczesnym rankiem. Lizzie nie było przy mnie, a z łazienki dobiegł mnie odgłos wody lecącej z prysznica. Pomyślałem o naszej wczorajszej rozmowie. Pokazałem Lizzie swoją najsłabszą stronę charakteru: małego, przestraszonego chłopca, którym zawsze byłem. Zazwyczaj zakładałem maskę, ale wczoraj zorientowałem się, że przed Lizzie nie muszę niczego ukrywać. Po prostu opuściłem wszystkie mury, jakie wokół siebie wybudowałem i pozwoliłem ponieść się emocjom. Nie zachowałem się jak mężczyzna, ale było mi lepiej. To był ból, z którym żyłem wiele lat i przyzwyczaiłem się do niego, ale kiedy zniknął, poczułem niewyobrażalną ulgę.
Uśmiechnąłem się do Lizzie, która właśnie wyszła z łazienki. Jej mokre włosy przylepiły się do twarzy i ramion. Podeszła do mnie, opatulona w ręcznik i pocałowała mnie w czoło.
-Jak się spało?- zapytała z uśmiechem na ustach.
-Lepiej niż kiedykolwiek…- odmruknąłem, a ona uśmiechnęła się szerzej. Odwróciła się i zaczęła szperać w szufladzie, w poszukiwaniu ubrań.
Nie chciałem jeszcze wstawać, ale wiedziałem, że jeśli się nie pospieszę, spóźnimy się na samolot. W sumie mógłbym odpuścić sobie kolejne konkursy. Dla mnie ten sezon i tak był już skończony, ale wiedziałem, że media nie zostawiłyby na mnie suchej nitki, a w dodatku zawiódłbym kibiców i fanów. Zerwałem się z łóżka, ubrałem się i wykonałem typowe poranne czynności. Kiedy skończyłem była 8.00. Złapałem nasze bagaże i razem z Lizzie ruszyliśmy na parking. Podróż, zarówno autobusem, jak i samolotem, minęła bardzo szybko. Nim się obejrzałem, byliśmy w Trondheim. Byłem trochę zmęczony, ale kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je i ujrzałem uśmiechniętą twarz Stefana.
-Polacy organizują imprezę!- krzyknął na powitanie.- Bezalkoholową, oczywiście- mrugnął do mnie i ulotnił się, aby obwieścić cudowną nowinę reszcie kadry. Lizzie podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
-Czujesz się na siłach?- zapytała, a ja doskonale wiedziałem, że nie chodzi jej o zmęczenie.
-Powiedział, że bezalkoholowa- mruknąłem. Lizzie prychnęła.
-Powiedział też, że Polacy ją organizują, a te dwie rzeczy się wykluczają- powiedziała z ironią w głosie. Uśmiechnąłem się do niej, złapałem w talii i pocałowałem zachłannie.
-Obiecałem Ci już, że będę grzeczny- mruknąłem cicho, a Lizzie uśmiechnęła się słodko.
-Wierzę Ci na słowo, Gregor- powiedziała i pocałowała mnie. A później wyszeptała w moje usta:
-Naprawdę Ci wierzę.

XXX

Impreza miała się odbyć w naszym hotelu, który posiadał odpowiednią do tego salę, która została ozdobiona różnego rodzaju światełkami i błyskotkami.
Jak na razie na sali byli tylko Polacy, Czesi i reszta mojej kadry, a w głośnikach rozbrzmiewało coś, co Lizzie skwitowała głośnym westchnięciem. Kiedy spojrzałem na nią pytająco, powiedziała tylko „Disco-polo” i stwierdziła, że trzeba znaleźć kogoś odpowiedzialnego za muzykę. Pierwszą osobą, która wpadła jej do głowy, był Piotrek Żyła, więc podeszliśmy do niego. Stał akurat niedaleko nas, obok stołu z przekąskami.
-Piotrek, co wy najlepszego puszcza…- zamarła, widząc co znajduje się na stole.- Ty to nazywasz przekąską?- zapytała, podnosząc batonik zbożowy.
-No… trenerzy zgodzili się na imprezę, pod warunkiem, że nie będziemy pchać w siebie kalorii… no więc… Są batoniki zbożowe- powiedział niepewnie. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Żyła uśmiechnął się do mnie i obiecał, że zrobi coś z muzyką, po czym odszedł.
Na sali zaczął robić się coraz większy tłum. Były już prawie wszystkie reprezentacje, a muzyka w głośnikach zaczęła być w końcu znośna, więc porwałem Lizzie na parkiet. Tańczyłem z nią jak szalony, zapominając o Bożym świecie, o swoich problemach i humorach.
Dobra impreza (nawet bezalkoholowa, bo Pan Kruczek zarekwirował Piotrkowi butelkę wódki) potrafi dobrze człowieka oczyścić.
Zostaliśmy odesłani do łóżek o 23.00, ale i tak byliśmy zbyt zmęczeni, aby dalej tańczyć.
Kiedy tylko wróciliśmy do pokoju, położyłem się na łóżku, nie mając nawet siły zdjąć ubrań, czy iść do łazienki. Ostatnie co pamiętam to to, że Lizzie położyła się obok mnie i pocałowała w czoło, mówiąc:
-Dobranoc, kochanie.

Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Zasnąłem.




-----------------------
Hmmm... Co by tu napisać... w sumie to jest okej, ale czy tak zostanie? Zobaczycie :D
Jak tam u Was?
Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 10 października 2014

Rozdział 25
„Secrets”
Lizzie
“So I’m gonna give all my secrets away.
This time, don’t need another perfect lie”

Wrzucałam do torby kolejne rzeczy, nieludzko gniotąc ubrania. Niespodziewanie natrafiłam na koszulkę Gregora, którą dał mi jeszcze w Soczi, a której do tej pory mu nie oddałam. Wtuliłam w nią twarz, pozwalając, aby delikatny, subtelny zapach mnie omotaj.
Uspokoiłam swoje ciało, zatrzymałam łzy. Wsunęłam walizkę z powrotem pod łóżko. Swoje kroki skierowałam do łazienki, gdzie obmyłam twarz zimną wodą. Czy mogłabym mu to teraz zrobić? Czy mogłabym wyjechać i zostawić go z tym wszystkim samego? Przecież obiecałam, że zawsze będę przy nim. Dałam mu wolną rękę, pozwoliłam, żeby samemu kontrolował swoje życie. Jeśli nie potrafi sam sobie poradzić, czuję się zobowiązana, żeby mu pomóc. Ale z drugiej strony, czy warto zostawać przy kimś, kto utapia niepowodzenia w alkoholu? Podobno z tego nigdy się nie wychodzi…
Co jeśli zostanę? Czy podołam temu trudnemu zadaniu? Co jeśli mi się nie uda? Sięgnę po kieliszek, sama sobie przybijając gwoździe do trumny? Patrząc, jak sięgamy dna, czy starczy mi sił, aby błagać o pomoc?
Nie mogę odejść. Oboje siebie potrzebujemy. „Jesteś słaba, Lizzie. Wiesz o tym” rozum zaczął sobie ze mnie drwić, ale postanowiłam słuchać serca. Serca, które zaczęło wyrywać się z piersi, gdy usłyszałam jak Gregor wchodzi do pokoju.
Popatrzyłam na siebie w lustrze. Wciąż ta sama twarz, a jednak zupełnie inna. Zmieniłam się, wiem o tym. Zmieniłam się przez niego. A może to był proces, w którym uczestniczyliśmy oboje?
Poczułam, że jestem gotowa, aby walczyć. O nas, o naszą przyszłość, nasze życie i szczęście.
Usłyszałam jęk bezsilności, dochodzący z pokoju. Bezszelestnie wyszłam z łazienki do pomieszczenia pogrążonego w mroku. Zobaczyłam Gregora, opierającego się czołem o drzwi, ukrywającego twarz w dłoniach. Płakał. Szczerymi łzami, wyrażającymi żal i smutek.
Zbliżyłam się powoli i położyłam lekko rękę na jego ramieniu. Odwrócił się gwałtownie. W jego oczach królował obłęd, ale zauważyłam też ulgę.
-Gregor…- wyszeptałam, przerażona jego stanem. Upadł na kolana, oplótł mnie desperacko ramionami i wyłkał:
-Wiem, że nawaliłem, ale wybacz mi, proszę… zabiję się jeśli Cię stracę…
-Gregor! Uspokój się! Porozmawiajmy…- szlochał jeszcze chwilę w moją bluzkę, ale w końcu wzięłam go za rękę i usiedliśmy na łóżku. Czułam, jak cały drży. Bałam się. Nie wiedziałam do końca, co się z nim dzieje. Wzięłam go w ramiona i głaskałam po włosach, tak jak robią to matki. A jego ciałem wstrząsnęła kolejna fala dreszczy. Płacz przerodził się w ciche krzyki. I teraz przestraszyłam się na dobre.
-Gregor, co się dzieje?- szepnęłam, lekko drżącym głosem.
-Nie wiem…- odpowiedział, patrząc mi w oczy. Był przestraszony, a na jego twarzy malowało się cierpienie.
-Coś Cię boli?- spytałam znowu, widząc jego krzywą minę.
-Nie…- odpowiedział, zatapiając się w moich ramionach. Powoli zaczął się uspokajać. A wraz z jego spokojem, moja dusza też odnalazła ukojenie. Pogładził mnie po policzku. Zamknęłam oczy, ale momentalnie poczułam jak jego ręka znów nerwowo drga.
-Boję się. Panicznie się boję- szepnął. Popatrzyłam na niego zszokowana.
-Czego się boisz?
-Wszystkiego…- otarłam samotną łzę, leniwie wydostającą się z jego oka, zmierzają do linii ust.- Nie wiem, czego się boję- ta druga odpowiedz zupełnie mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam też, która z tych odpowiedzi jest gorsza. Gregor zmagał się z wewnętrznymi lękami, których sam nie potrafił określić.
-Spróbuj mnie zrozumieć… żyję w ciągłym strachu, nie wiedząc nawet czego się boję.
-Doskonale Cię rozumiem- powiedziałam, trzymając w dłoniach jego twarz i patrząc mu w oczy. Odetchnął z ulgą.
-Mów- rozkazałam mu delikatnie.- Opowiedz mi o tym.
-Nie potrafię się odnaleźć w codzienności. Czuję się, jakbym gnał na złamanie karku, nawet nie wiedząc dokąd- wypuścił powietrze z płuc i znowu się rozpłakał.- Nie śpię w nocy. Boję się zamknąć oczy. Czasem… czasem słyszę, jak szepczesz przez sen moje imię- popatrzył na mnie i uśmiechnął się smutno. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Trawiłam każde jego słowo i niestety utwierdzałam się w przekonaniu, że jest z nim bardzo źle.
-Mam takie wahania nastrojów, że czasem sam nie mogę uwierzyć. Muszę sam ze sobą walczyć, żeby nie wybuchnąć. Najgorzej jest na treningach. Atmosfera jest strasznie napięta. Pointner po tamtym zdarzeniu stracił cały nasz autorytet i teraz się na nas wyżywa.
-Gregor, kiedy to wszystko się zaczęło?- zapytałam.
-Kilka tygodni przed Igrzyskami. Tylko, że wtedy miałem to gdzieś. Nie zwracałem na to uwagi, nic nie czułem. Dopiero kiedy zacząłem znów prawdziwie kochać, poczułem, że przecież nie mogę tak żyć… ale to wszystko się nasilało, a ja… ja jestem coraz bardziej zmęczony.
-Czy to ten sezon tak Cię zmęczył?- zapytałam. Otwierał już usta, zapewne aby zaprzeczyć, ale zwiesił tylko głowę.- Powiedz, czy wolałbyś być teraz w Austrii?
Pokręcił twierdząco głową i przytulił mnie.
-Moglibyśmy się ukryć, odpocząć, nacieszyć sobą- wyszeptał mi do ucha.
-Wyjedziemy… ale myślę, że powinieneś udać się do jakiegoś specjalisty- zaczęłam powoli, bojąc się jak zareaguje.
-Nie jestem chory- mruknął.
-Mylisz się, Gregor. Nie bój się do tego przyznać. Ja… ja… też tak kiedyś miałam…- szepnęłam. Wspomnienia, które myślałam, że są tak odległe, znów zraniły moje serce.
-Ty?- zapytał zaskoczony Gregor.
-Nigdy nie byłam herosem, idącym przez życie z uśmiechem na ustach.
-Opowiesz mi o tym?- drążył nadal. Mimo iż wiedziałam, że otwieram stare rany, postanowiłam, że nie będę trzymać tego przed nim w tajemnicy.
-Kochałam kiedyś kogoś, kogo nie powinnam kochać…- zaczęłam. Gregor wpatrywał się we mnie uważnie.- Krzywdził mnie, ale ja ślepo za nim podążałam. Aż poczułam, że sięgam dna. Na szczęście Kamil był wtedy przy mnie. Gdyby nie on, mogłoby mnie już nie być na świecie. Tak, Gregor- dodałam, widząc jego zdziwioną minę- tamten wybryk w Soczi to nie był mój pierwszy raz.
Gregor z trudem przełykał ślinę. Zauważyłam, że jest w jeszcze większym szoku.
-Z doświadczenia wiem, że najlepiej szybko z tego wyjść, bo w końcu to Cię zniszczy.
-Pójdę- powiedział stanowczo. Uśmiechnęłam się szczerze i pocałowałam go w usta.
-Mogę jeszcze o coś spytać?
-Pytaj.
-Co to znaczy, że Cię krzywdził?- spojrzał mi w oczy, a ja westchnęłam. Bałam się, że może postawić takie pytanie. Wtuliłam się w jego tors i cicho pisnęłam:
-Bił mnie.
Gregor poruszył się niespokojnie i jeszcze mocniej mnie przytulił.
-Siedzi w więzieniu?- spytał znowu.
-Nie wiem. Może ktoś w końcu złapał go z narkotykami.
-Czy… ty…
-Nigdy nie brałam. To był częsty temat naszych awantur- powiedziałam, przypominając sobie namowy mojego byłego i każdy nowy siniak, z każdym moim „nie”.
-Mogę jeszcze o coś zapytać? Już więcej nie będę- powiedział, wyraźnie czymś speszony.
-No, wyrzuć to z siebie- zachęciłam go.
-Byłaś kiedyś z Kamilem? No wiesz… jako… chłopak i dziewczyna?
-Co?! Nie! Kamil jest tylko, a może aż, moim najlepszym przyjacielem. Kochamy się, ale tak jak kocha się rodzeństwo. I nigdy nawet nie myśleliśmy o byciu razem- odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Gregor uśmiechnął się i pocałował mnie.
-Napędziłaś mi niezłego stracha… myślałem, że naprawdę mnie zostawiłaś.
-Następnym razem to zrobię.
-Nie będzie następnego razu- powiedział stanowczo.
-Obyś miał rację. Nie chcę się znów pakować w takie bagno, jakim jest alkohol.

-Już będę grzeczny, obiecuję- powiedział i ułożyliśmy się do sny. Gregor zasnął prawie natychmiast i miałam nadzieję, że zasnął bez ciężkiego serca i że jest to efektem naszej rozmowy. Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.




---------------------------
No, trochę zaczęło się wyjaśniać. Do przeszłości Lizzie pewnie jeszcze nie raz wrócimy ;)  
Będziemy ich jeszcze męczyć dość długo.
Mamy nadzieję, że się podoba?
Całusy, Milka i Molly :***

piątek, 3 października 2014

Rozdział 24
„Drunk”
Gregor
“Maybe I’ll get drunk again.
I’ll be drunk, again.
I’ll be drunk, again.
To fell a little love”


Obudził mnie budzik, który wspaniałomyślnie nastawiłem, aby nie spóźnić się na wyjazd do Kuopio. Nie przewidziałem jednak faktu, że nie będę jeszcze wtedy spakowany. Zerwałem się z łóżka, a Lizzie, która już była całkowicie ubrana, popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Stała nad moją walizką, wkładając tak jedną z moich koszul.
-Czy ty nas spakowałaś?- zapytałem, patrząc na nią z szeroko otwartymi oczami.
-Eeee… no tak…- powiedziała niepewnie. Odetchnąłem z ulgą i przytuliłem ją.
-Jesteś niezastąpiona, wiesz o tym?- wymruczałem w jej włosy.
-No oczywiście, że wiem- parsknęła śmiechem, po czym wcisnęła mi w ręce jakieś ciuchy.
-Idź się ubrać- rozkazała. Wyszczerzyłem do niej zęby.
-Wczoraj wolałaś mnie w wydaniu bez ubrań- powiedziałem, a ona posłała mi jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Zaśmiałem się pod nosem i nałożyłem na siebie ciuchy. Kiedy skończyłem wykonywać standardowe poranne czynności, chwyciłem moją walizkę i tę należącą do Lizzie, wyciągnąłem je z pokoju i zaciągnąłem na zewnątrz, do autobusu.
Pointner, jak zwykle spojrzał na nas zimnym wzrokiem. Objąłem Lizzie ramieniem i wprowadziłem ją do naszego „Austria Busu”. Usiedliśmy bliżej końca, niedaleko Michiego i Stefana.
-Witaj, księżniczko- przywitał się Hayboeck. Lizzie już miała powiedzieć, coś na temat nazywania jej „księżniczką”, kiedy dodał:
-I Lizzie też jest!
Parsknęła śmiechem, a ja posłałem mu mordercze spojrzenie, które zbagatelizował radosnym śmiechem.
Brunetka poczochrała moje włosy i cmoknęła mnie w policzek.
-Moja szaloooona księżniczka- powiedziała, na co my spojrzeliśmy na nią, nie wiedząc o co jej chodzi. Zaśmiała się cicho i mruknęła coś o jakimś komentatorze sportowym. Chyba miała z tego gościa niezły ubaw. Kiedy chcieliśmy wyciągnąć z niej coś więcej, pokazała nam język i wsadziła sobie do uszu słuchawki, mrucząc, że jeśli zapytamy odpowiednich osób, to o wszystkim się dowiemy.
Stefan stwierdził, że chłopaki z Polski na pewno będą coś na ten temat wiedzieć. Wzdrygnąłem się, pamiętając, jak skończyła się moja ostatnia rozmowa z pewnym polskim skoczkiem. Odruchowo potarłem dłonią szczękę. Mój ruch zauważyła zatopiona już w muzyce Lizzie. Szturchnęła mnie lekko i położyła swoją głowę na mojej piersi. Po chwili spała słodko, wtulona we mnie. Przyglądałem się jej i gładziłem jej włosem. Mimo woli zacząłem myśleć, czy aby na pewno na nią zasługuję. Mój ostatni wybryk pokazywał, że rzeczywiście czasem zachowuję się niedojrzale, może wręcz dziecinnie. Chociaż sam nienawidziłem kiedy ktoś nazywał mnie rozkapryszonym dzieciakiem, wiedziałem, że czasem naprawdę taki jestem. Jeszcze raz spojrzałem na brunetkę, na jej słodką, śpiącą twarz, na jej piękne włosy i pomyślałem, że mam skarb, na który z całą pewnością nie zasługuję, ale kocham ją nad życie i będę pokazywał i jej i wszystkim dookoła, że staram się chociaż trochę jej dorównać. Pocałowałem ją w czoło i oparłem o nie swoją głowę z zamiarem przespania się parę godzin.
Lizzie

Konkurs w Kuopio wypadł średnio. Gregor nie zajął najwyższych lokat, ale końca świata, jak na razie, nic nie zwiastowało. Miałam jednak złe przeczucia. Ufałam Gregorowi, ale coś mi mówiło, że nasze problemy jeszcze nie do końca z nami skończyły.
Szybko podbiegłam do polskiej drużyny, gratulując udanych startów, jednak coś nie dawało mi spokoju. Kręciłam się pośród zawodników i sztabów trenerskich, szukając mojego chłopaka. Miał dzisiaj chrapkę na podium, zwłaszcza po udanych występach w Lahti, a że znalazł się daleko od celu, mogło strzelić mu coś do głowy. Błagałam Boga w myślach, aby to były tylko moje urojenia, ale w momencie, gdy wbiegłam do pobliskiego baru i zobaczyłam Gregora, wlewającego w siebie alkohol, wszystkie moje nadzieje diabli wzięli.
Chciałam do niego podbiec, wyrwać kieliszek z ręki, uderzyć go w twarz, żeby się opamiętał. Ale tego nie zrobiłam. Po prostu patrzyłam, ze łzami w oczach, na to, co robi ze swoją osobą, którą kocham najbardziej na świecie. Oparłam się o ścianę i wpatrywałam w niego, czekając, aż mnie zauważy. I w końcu to zrobił. Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami, teraz pokrytymi siatką czerwonych żyłek.
Zerwał się z miejsca i podszedł do mnie, chwiejąc się lekko.
-Lizzie… ja nie chciałem…- wykrztusił z siebie.
-Nie obchodzi mnie, czego chciałeś, a czego nie, Gregor- powiedziałam, czując jak łzy spływają po moich policzkach.- Ty po prostu mnie okłamałeś!
-Nie, kochanie…- zaczął.
-Nie mów tak do mnie!- krzyknęłam mu w twarz.- Dzisiaj straciłeś wszelkie prawo, żeby tak się do mnie zwracać!
Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, trawiąc każde słowo.
-Nie będę Cię do niczego zmuszać, Gregor- dodałam.- Chcesz pić- pij. Już mnie to nie obchodzi. Nie będę planować swojego przyszłego życia z kimś, kto wlewa w siebie alkohol tylko dlatego, że coś mu nie wyszło.
I po prostu wyszłam z tamtego baru, zostawiając go wśród bandy pijaków, łatwych kobiet i ludzi z problemami.

I nie chciałam wracać, pomimo tego, że jest moją największą miłością.



-------------------
Dzisiaj trochę krótko i smutno, ale doskonale się to złożyło z naszym dzisiejszym humorem. A raczej jego brakiem.
Jest nam smutno... cholernie smutno... bo ludzie odchodzą, a my tylko potrafimy za nimi płakać....
Milka i Molly