piątek, 17 października 2014

Rozdział 26
„Timber”
Gregor
“It’s going down, I’m yellin timber.
You better move, You better dance.
Let’s make a night, you won’t remember.
I’ll be the one, you won’t forget.”

Obudziłem się wczesnym rankiem. Lizzie nie było przy mnie, a z łazienki dobiegł mnie odgłos wody lecącej z prysznica. Pomyślałem o naszej wczorajszej rozmowie. Pokazałem Lizzie swoją najsłabszą stronę charakteru: małego, przestraszonego chłopca, którym zawsze byłem. Zazwyczaj zakładałem maskę, ale wczoraj zorientowałem się, że przed Lizzie nie muszę niczego ukrywać. Po prostu opuściłem wszystkie mury, jakie wokół siebie wybudowałem i pozwoliłem ponieść się emocjom. Nie zachowałem się jak mężczyzna, ale było mi lepiej. To był ból, z którym żyłem wiele lat i przyzwyczaiłem się do niego, ale kiedy zniknął, poczułem niewyobrażalną ulgę.
Uśmiechnąłem się do Lizzie, która właśnie wyszła z łazienki. Jej mokre włosy przylepiły się do twarzy i ramion. Podeszła do mnie, opatulona w ręcznik i pocałowała mnie w czoło.
-Jak się spało?- zapytała z uśmiechem na ustach.
-Lepiej niż kiedykolwiek…- odmruknąłem, a ona uśmiechnęła się szerzej. Odwróciła się i zaczęła szperać w szufladzie, w poszukiwaniu ubrań.
Nie chciałem jeszcze wstawać, ale wiedziałem, że jeśli się nie pospieszę, spóźnimy się na samolot. W sumie mógłbym odpuścić sobie kolejne konkursy. Dla mnie ten sezon i tak był już skończony, ale wiedziałem, że media nie zostawiłyby na mnie suchej nitki, a w dodatku zawiódłbym kibiców i fanów. Zerwałem się z łóżka, ubrałem się i wykonałem typowe poranne czynności. Kiedy skończyłem była 8.00. Złapałem nasze bagaże i razem z Lizzie ruszyliśmy na parking. Podróż, zarówno autobusem, jak i samolotem, minęła bardzo szybko. Nim się obejrzałem, byliśmy w Trondheim. Byłem trochę zmęczony, ale kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je i ujrzałem uśmiechniętą twarz Stefana.
-Polacy organizują imprezę!- krzyknął na powitanie.- Bezalkoholową, oczywiście- mrugnął do mnie i ulotnił się, aby obwieścić cudowną nowinę reszcie kadry. Lizzie podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
-Czujesz się na siłach?- zapytała, a ja doskonale wiedziałem, że nie chodzi jej o zmęczenie.
-Powiedział, że bezalkoholowa- mruknąłem. Lizzie prychnęła.
-Powiedział też, że Polacy ją organizują, a te dwie rzeczy się wykluczają- powiedziała z ironią w głosie. Uśmiechnąłem się do niej, złapałem w talii i pocałowałem zachłannie.
-Obiecałem Ci już, że będę grzeczny- mruknąłem cicho, a Lizzie uśmiechnęła się słodko.
-Wierzę Ci na słowo, Gregor- powiedziała i pocałowała mnie. A później wyszeptała w moje usta:
-Naprawdę Ci wierzę.

XXX

Impreza miała się odbyć w naszym hotelu, który posiadał odpowiednią do tego salę, która została ozdobiona różnego rodzaju światełkami i błyskotkami.
Jak na razie na sali byli tylko Polacy, Czesi i reszta mojej kadry, a w głośnikach rozbrzmiewało coś, co Lizzie skwitowała głośnym westchnięciem. Kiedy spojrzałem na nią pytająco, powiedziała tylko „Disco-polo” i stwierdziła, że trzeba znaleźć kogoś odpowiedzialnego za muzykę. Pierwszą osobą, która wpadła jej do głowy, był Piotrek Żyła, więc podeszliśmy do niego. Stał akurat niedaleko nas, obok stołu z przekąskami.
-Piotrek, co wy najlepszego puszcza…- zamarła, widząc co znajduje się na stole.- Ty to nazywasz przekąską?- zapytała, podnosząc batonik zbożowy.
-No… trenerzy zgodzili się na imprezę, pod warunkiem, że nie będziemy pchać w siebie kalorii… no więc… Są batoniki zbożowe- powiedział niepewnie. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Żyła uśmiechnął się do mnie i obiecał, że zrobi coś z muzyką, po czym odszedł.
Na sali zaczął robić się coraz większy tłum. Były już prawie wszystkie reprezentacje, a muzyka w głośnikach zaczęła być w końcu znośna, więc porwałem Lizzie na parkiet. Tańczyłem z nią jak szalony, zapominając o Bożym świecie, o swoich problemach i humorach.
Dobra impreza (nawet bezalkoholowa, bo Pan Kruczek zarekwirował Piotrkowi butelkę wódki) potrafi dobrze człowieka oczyścić.
Zostaliśmy odesłani do łóżek o 23.00, ale i tak byliśmy zbyt zmęczeni, aby dalej tańczyć.
Kiedy tylko wróciliśmy do pokoju, położyłem się na łóżku, nie mając nawet siły zdjąć ubrań, czy iść do łazienki. Ostatnie co pamiętam to to, że Lizzie położyła się obok mnie i pocałowała w czoło, mówiąc:
-Dobranoc, kochanie.

Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Zasnąłem.




-----------------------
Hmmm... Co by tu napisać... w sumie to jest okej, ale czy tak zostanie? Zobaczycie :D
Jak tam u Was?
Całusy, Milka i Molly :***

5 komentarzy:

  1. Normalnie mnie powaliłyście tym rozdziałem :) Miałam ubaw z Piotrka i jego batoników zbożowych, disco polo itp. Poza tym było uroczo pomiędzy Lizzie i Gregorem :* Oby tak zostało ;)
    Buźki ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko, ale treściwie ^^ "Pan Kruczek zarekwirował Piotrkowi butelkę wódki" - rozwaliłyście mnie tym tekstem :) Aż miło się na sercu robi, kiedy widać, że między Gregorem a Lizzie zaczyna się powoli wszystko układać. W końcu! Bo już wystarczająco było złych chwil... Chociaż znając Was, to pewnie znowu coś wykombinujecie :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Impreza u Polaków przebiła cały rozdział :D
    Razem z batonikami i disco-polo ;)
    Pozdrawiam i weny dziewczyny :***

    OdpowiedzUsuń
  4. A czemu tak krótko? :) Tak dobrze mi się czytało, no...
    To o tej rekwizacji wódki było niezłe. :D
    A i również napawać może optymizmem to, co dzieje się pomiędzy Lizzie a Gregorem. Oby tak dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ się rozpłynęłam nad treścią , którą stworzyłyście kochane.
    Co do relacji Greg i Lizze proszę pokomplikujcie im troche życie , bo ta sielanka zaczyna mnie przerażać:D
    Poza tym rozdział nadzwyczaj cudowny,!
    Greg♥!
    http://du-sei-stark.blogspot.com/
    Ann.

    OdpowiedzUsuń