Rozdział 9
„Reason to love”
Lizzie
“Even with a warning,
I couldn’t have fixed us to save my life,
It’s hard when you’re alone to pick up the
pices.”
Wracałam do hotelu płacząc, dając upust swojej złości. Nie
zwracałam uwagi na pytające spojrzenia przechodniów- niech zajmą się swoim
życiem. Przez te kilka dni byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, ale
oczywiście musiałam to zniszczyć. Zdałam sobie sprawę, jak ta praca mnie
zmieniła. Stałam się nieczułą zołzą. Nie rozmawiałam z rodzicami dwa lata, nie
wiedziałam co dzieje się u mojego brata. Nie zauważyłam wielkiego talentu
Kamila, bo byłam zbyt zajęta sobą i pracą.
Najbardziej bolały mnie jego słowa, wiem, że to co zrobiłam
było złe i wredne, ale nie spodziewałam się tego po nim. Widocznie za krótko go
znałam… Może powinnam zapomnieć?
Postanowiłam się ogarnąć i wyjść na skocznię, by pożegnać
się z tym miejscem. Kiedy dotarłam do celu, okazało się, że jest trening. Już
zamierzałam wracać, nie chciałam znów go widzieć, kiedy ktoś mnie zawołał.
Chwilę zajęło mi zlokalizowanie tej osoby, ale gdy już ją zobaczyłam od razu na
mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zatonęłam w objęciach drobnej blondynki Ewy,
żony Kamila.
Po wymianie uprzejmości usiadłyśmy razem na trybunach i
oglądałyśmy trening.
-Stało się coś?- zapytała Ewa.
-Nie, dlaczego?- skłamałam. Znów to robię, nie jestem sobą.
-Masz zapuchnięte oczy- odparła moja koleżanka. Westchnęłam.
Znała mnie za dobrze, bym mogła coś przed nią ukryć. Opowiedziałam jej
wszystko, z najmniejszymi szczegółami. Gdy skończyłam, po prostu mnie
przytuliła. Za to ją lubię- za jej ludzkie odruchy, matczyne wsparcie.
-O wilku mowa…- Ewa wskazała belkę, na której siedział
Gregor. Sprawdził zapięcia kasku i nart, poprawił gogle, uderzył się w pierś. Wybił
się z progu, ale już wiedziałam, że coś jest nie tak. Boczny podmuch wiatru
sprawił, że stracił równowagę i uderzył w zeskok. Widziałam jego bezwładne
ciało, gdy zsuwał się w dół skoczni. Nie wiem jak, ale chwilę później byłam już
przy bandzie i chciałam do niego biec. Ktoś mnie zatrzymał, trzymając za ręce.
-Czekaj- szepnął mi do ucha z pozoru spokojnym głosem. Gdy
się odwróciłam, zobaczyłam przestraszoną twarz Thomasa. Chciałam się mu wyrwać,
ale był za silny. Na skoczni już pojawili się lekarze i karetka, zabrali
Gregora i odjechali… Tak po prostu… Znów mnie tu zostawiając.
-Pojedziemy do szpitala. Nie martw się- z zamyślenia wyrwał
mnie głos Thomasa.
Wziął mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Droga minęła
nam w ciszy i napięciu. Chciałam już przy nim być, wziąć go za rękę, dodać mu
sił. Gdy tylko zatrzymał samochód pobiegłam do szpitala. Thomas ciągle mi
towarzyszył i w głębi serca byłam mu za to wdzięczna. Pielęgniarka zaprowadziła
nas pod salę, ale lekarze jeszcze badali Gregora, więc nie mogliśmy wejść.
Usiedliśmy na krzesłach naprzeciwko drzwi.
-Nie martw się- położył mi rękę na ramieniu- Przynajmniej
masz zapewnioną dobrą pracę- powiedział starając się dostrzec pozytywy w tej
całej beznadziejnej sytuacji.
-Przestań, nakrzyczałam na szefa, żeby tego nie wydawał, a
on mnie wyrzucił.
-Czyli nie chciałaś tego?
-Tak… Nie… To znaczy na początku tak, ale później go bliżej
poznałam i… no… zakochałam się- westchnęłam- Co nie zmienia faktu, że wszystko
zniszczyłam.
-Wybaczy Ci…
-Jasne- prychnęłam.
-Gdy pozna prawdę to Ci wybaczy- dosłyszałam w jego glosie
pewność.
-Tylko, że on nie chce mnie słuchać.
-Spróbujesz jeszcze raz, a jak to nic nie da, to ja z nim
pogadam.
-Dziękuję- wtuliłam się w niego. Nie miałam już siły udawać,
potrzebowałam bliskości drugiego człowieka. Pogłaskał mnie po głowie i
zapewniał, że nadal jestem dla Gregora ważna i że wszystko się ułoży.
Chwilę później z sali wyszedł lekarz, a my poderwaliśmy się
z miejsc jak poparzeni.
-I co z nim?- zapytał Thomas.
-Jego stan jest stabilny. Pan Schlierenzauer jest przytomny.
Zostawimy go jednak na obserwacji na dwa dni.- odpowiedział lekarz po angielsku
z rosyjskim akcentem, także musiałam nieźle się natrudzić, żeby go zrozumieć.
-Ale możemy go zobaczyć?- zapytałam, kiedy rozszyfrowałam
jego rosyjski-angielski. Doktor zastanowił się.
-Myślę, że nie będzie problemu.
Weszliśmy do sali, a pode mną nogi się uginały. Bałam się
jego reakcji. Przez chwilę pomyślałam nawet co ja tu robię, ale Morgi
dyskretnie popchnął mnie do przodu. Stanęłam przy jego łóżku, a on powoli
przeniósł wzrok zza okna na mnie. I zrobiło mi się strasznie wstyd. Jego
brązowe oczy, które tak kochałam, były przesiąknięte gniewem i wyrzutem. Tak
jakby mówiły „To twoja wina, że tu leżę.” Patrzył na mnie, jakby nic między
nami nie było, ale dostrzegłam w jego oczach jakiś błysk… jakąś iskierkę,
której intencji nie mogłam rozszyfrować. Jego głos był jednak zimny.
-Co ty tu robisz?- zapytał, wpatrując się we mnie. Do oczu
napłynęły mi łzy. „Nie! Nie będziesz znowu płakać, idiotko!”, krzyknęłam w
myślach.
-Chciałam Cię przeprosić- starałam się, aby mój głos brzmiał
pewnie, ale wiedziałam, że Gregor słyszy ile wysiłku muszę w to włożyć- Byłam…
głupia. Myślałam… Myślałam…- znowu się popłakałam. Super. Opadłam na krzesło
obok jego łóżka i ukryłam twarz w dłoniach. On słuchał. Dał mi się wypłakać.
Nic nie mówił. Miałam świadomość, że gdzieś w drzwiach stoi Morgi i słyszy
każde moje słowo, ale nie miałam nic przeciwko. Nabrałam do niego zaufania.
-Lizzie…- usłyszałam Gregora. Głos mu się trząsł- Idź stąd.
-Ale…- zaczęłam cicho.
-Proszę Cię, odejdź- powiedział trochę głośniej.
-Gregor!- zaprotestowałam dziwnym, piskliwym głosem.
-Zostaw mnie! Idź stąd!- krzyczał na mnie.
Zerwałam się z miejsca i mijając Morgiego, zalałam się
łzami. Usiadłam na ławce przed szpitalem i płakałam.
Gregor
Czułem się, jakby ktoś wbijał mi miliony szpileczek w serce.
Widziałem jej łzy, chciałem ją pocieszyć, ale rozum mi to uniemożliwiał i wciąż
wołał, że zasłużyła i nie powinienem mieć wyrzutów sumienia.
-Jesteś idiotą- usłyszałem głos Morgiego, który wciąż stał w
drzwiach.
-A to niby czemu?- podniosłem lekko głowę.
-Nie widzisz, jak ona cierpi?!- znalazła się Matka Teresa w
postaci Thomasa.
-Zasłużyła! Zniszczyła mnie w oczach wielu ludzi!- ryknąłem
do niego.
-A wysłuchałeś jej do końca?
-Nie, bo po co?
-Więc nie znasz całej prawdy!
-A po co ją znać?
-Żeby ją zrozumieć!- wydarł się. Może i miał rację, ale nie
chciałem o tym słuchać.
-Daj mi spokój.
-Czyli masz ją w dupie…- rzucił i wyszedł z sali. Poczułem
się, jakbym dostał w twarz od najlepszego kumpla. Zostawił mnie z natłokiem
myśli i czy chciałem czy nie, zacząłem się zastanawiać nad jego słowami.
Kolejny rozdział zostawiamy Wam ;* Dziękujemy bardzo za pozytywne komentarze. Bardzo się cieszymy, że mamy coraz więcej czytelniczek. I mamy prośbę: jeśli coś Wam się tu nie podoba- prosimy o informację w komentarzach. Z góry dzięki :)
Pozdrowienia, Milka i Molly <333
Żal mi Lizzie, naprawdę. Ja bym się chyba załamała na jej miejscu. Dobrze, że chociaż Thomas był przy niej i ją wspierał. A Gregor zachowuje się jak kompletny ignorant, myślący tylko o sobie...
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
[my-ski-life.blogspot.com]
Dziś nadrobiłam wszystkie rozdziały, czytałam z wielkim.. jakby to powiedzieć.. zaciekawieniem? Cudowne opowiadanie jak żadne inne, czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńDawajcie go jak najszybciej!:*
Dziękujemy za miłe słowa! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszymy, że komuś tak się to opowiadanie podoba.
UsuńO rozdziały dodajemy zawsze w piątki, ale zazwyczaj informujemy na blogach, więc na pewno nie przegapisz ;)
Jeszcze raz dziękujemy i pozdrawiamy, Milka i Molly
Mam tydzień czekać na kolejny?! :( O Panie.. Ja nie wytrzymam!! :(
UsuńBiedna Lizzie... Ale że z Gregor taka gwiazdeczka, która nie widzi czubka nosa?
OdpowiedzUsuńNie no nie... Aż mi się trochę nie chce wierzyć. Ale z drugiej strony Thomas i jego wsparcie... Mam takie przeczucie, że on może nie robić tego do końca bezinteresownie...
Cześć dziewczyny! Trafiłam na waszego bloga przez przypadek i strasznie mi się podoba ;) Pisany z perspektywy obojga bohaterów jest taki niezwykły, bardziej zrozumiały. Czekam z niecierpliwością na następny :D Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńps. Zapraszam do siebie :) http://mirisblogus.blogspot.com/
http://spojrzenie-naszych-oczu.blogspot.com/