Rozdział 10
„Who am I to say’’
Lizzie
“But who am I to say you love me,
And who am I to say you need me,
And who am I to say you love me...”
-Spokojnie, przejdzie mu- usłyszałam, kiedy Morgi wszedł do
samochodu. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
-Dzięki, że próbujesz mnie pocieszyć- mruknęłam- ale prawda
jest taka, że rozwaliłam wszystko, co nas łączyło.
-Przestań- prychnął mój towarzysz- Gregorowi przejdzie.
Zawsze w końcu przechodzi- powiedział już mniej pewnie. Westchnęłam ciężko i
zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero kiedy Morgi zaparkował przed moim
hotelem. Podziękowałam mu cicho i ruszyłam w stronę drzwi.
Wzięłam prysznic, aby zmyć z siebie całe emocje, ale nic mi
nie pomagało. Czułam w środku taką pustkę, przygnębienie. Było mi wstyd za
wszystko co zrobiłam i powoli przestawałam się dziwić Gregorowi, przecież go
zraniłam, zniszczyłam…
Położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć. Nie chciałam
więcej o nim myśleć, wiedziałam, że to koniec. Nie wiem kiedy przyszedł do mnie
sen, ale czekałam na niego długo…
xxx
Obudziłam się, czując się jeszcze gorzej. Stwierdziłam, że
nie ruszam się dzisiaj z hotelu, nie miałam ochoty na nic. Moje życie
rozsypywało się na drobne kawałeczki, jak szkło, i każdy z nich otwierał nową
ranę w sercu.
Rozmyślałam, jak będę teraz żyć, gdy mój telefon
zakomunikował mi, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić.
-Halo?- odezwałam się do słuchawki.
-Cześć kochana, jak się czujesz?- zapytała Ewka.
-Okropnie, źle, jestem przygnębiona, pusta, ranię ludzi
wokół, jestem beznadziejna- rozpłakałam się.
-Nie jesteś beznadziejna!- usłyszałam jej spokojny głos.-
Idziesz dziś ze mną na kwalifikacje.
-Nie, proszę, nie rób mi tego.
-Oj, nie marudź, Kamil się ucieszy.
-Ewka…
-I tak Cię wyciągnę z tego hotelu. Masz tylko wybór, by
zrobić to dobrowolnie lub ja użyję swojej siły. Przyjdę po Ciebie o 17.00, bądź
gotowa.
-Ok.- uległam jej, bo i tak by mnie wyciągnęła.
Miałam cały dzień wolny i zero pomysłu co mogłabym robić.
Zrzuciłam wszystkie zdjęcia z aparatu na laptopa i zaczęłam je przeglądać.
Patrzyłam na każde zdjęcie, wspominając jak się wtedy czułam, jak zachwycałam
się każdą rzeczą w Soczi.
Na prawie każdym zdjęciu był Gregor. Piękny, uśmiechnięty,
emanujący pozytywną energią.
Wpatrywałam się właśnie w zdjęcie, które zrobiłam
austriackiej kadrze, w dniu w którym ich poznałam, gdy usłyszałam cisze pukanie
do drzwi. Otarłam szybko łzy i otworzyłam.
-Jedziemy do szpitala- oznajmił stojący w progu Morgi.
-Coś się stało?- byłam pewna, że moje serce przestało na
chwilę bić.
-Nie, po prostu musicie się w końcu pogodzić- odparł Thomas.
Weszłam do łazienki, aby doprowadzić się do stanu
używalności. Chwilę później byliśmy już pod szpitalem. Wiem, że gdyby Thomas
nie trzymał mnie za rękę, uciekłabym gdzie pieprz rośnie, aby tylko nie musieć
znosić znów jego wzroku.
Zobaczyłam go lustrującego sufit, jakby chciał wyczytać w
bieli coś interesującego. Myślałam, że mnie nie zauważył, ale on odezwał się do
mnie:
-Co tu znowu robisz?- zapytał. W jego głosie słychać było
ból i smutek, ale wychwyciłam w nim także złość. Stanęłam jak wryta, gotowa
uciec, ale Morgi popchnął mnie lekko do przodu.
-Przyszłam Cię przeprosić- mruknęłam.- Znowu- dodałam
sarkastycznie. Byłam już zirytowana faktem, że wszyscy (czytaj Thomas) mnie tu
taszczą. Gregor spojrzał na Thomasa nad moją głową, co dało mi do zrozumienia,
że Morgenstern zdecydowanie gestykuluje za moimi plecami. Schlieri spojrzał na
niego z przekąsem… a ja zirytowałam się tak bardzo, że powiedziałam coś, czego
potem żałowałam:
-No, ale nie musiałabym tego robić, gdybyś nie zachowywał
się jak dziecko.- mruknęłam.
Usłyszałam za sobą cichy jęk, a w oczach Gregora zobaczyłam
czystą wściekłość.
-Czyli wszystko sprowadza się do tego, że to moja wina?-
krzyknął na mnie.
-Gdybyś był bardziej dojrzały…- zaczęłam.
-To byś nie napisała tego cholernego artykułu?
-To byś zareagował inaczej?
-Tego się spodziewasz? Że zapomnę? I wybaczę tak po prostu?
-Nie! Tak! Nie… wiem. Nie wiem! Chciałabym… żebyś…- złapałam
się za głowę, z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wycofałam się powoli z pokoju,
cały czas patrząc mu w oczy, które w tym momencie przepełnione były bólem… Po
prostu bólem…
xxx
Ewa ciągnęła mnie za rękę pomiędzy domkami skoczków.
Jęczałam i marudziłam, żeby pozwoliła mi wrócić do hotelu. Ona jednak była
nieugięta.
-Chłopaki będą na mnie wściekli, jeśli Cię do nich nie
zaprowadzę- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Jakoś niespecjalnie chciałam,
aby polscy skoczkowie widzieli mnie w chwili największego załamania, no ale
cóż. Ewce nie przegadasz.
Nim się obejrzałam wepchnęła mnie do drewnianego budynku.
Niestety, moja wspaniała koordynacja ruchowa sprawiła, że potknęłam się o próg.
Na szczęście okazało się, że pewien chłopak o ciemnej cerze i czarnych włosach,
ma lepszy refleks ode mnie.
Kiedy w końcu stanęłam na nogach i spojrzałam na twarz
mojego wybawcy, nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
-Kotek!- wykrzyknęłam z radością i rzuciłam mu się na szyję.
Maciek zaśmiał się i objął mnie w pasie. Był moim przyjacielem od czasów
szkolnych, ale odkąd wyjechałam do Austrii nasz kontakt się urwał. Zresztą,
podobnie jak z pozostałymi członkami reprezentacji, z którymi przed
przeprowadzką miałam bardzo przyjacielskie stosunki.
Kiedy zostałam wyściskana przez wszystkich, poczułam, jak
całe napięcie ze mnie schodzi. Spojrzałam zdziwiona na Mistrza Olimpijskiego i
Dawida Kubackiego, którzy nie przebierali się, ani nie rozgrzewali.
-A wy co?- zapytałam. Kamil wzruszył ramionami.
-Odpuszczam sobie kwalifikacje- mruknął. Był wyraźnie
spokojny. Dawid za to uśmiechnął się lekko.
-Ja dostałem szansę na małej skoczni- powiedział.- Teraz
czas na Janka.
Ziobro uśmiechnął się z dumą i byłam pewna, że zajmie w
konkursie dobre miejsce.
Po chwili rozmowy, udałyśmy się z Ewką na trybuny. Byłam
pełna pozytywnej energii, ale od momentu oddalenia się od domku naszych
skoczków, poczułam się jak sflaczały balon. Ewa popatrzyła na mnie z troską.
-Nie możesz się tak martwić tym wszystkim.- powiedziała,
łapiąc mnie za rękę. Po moim policzku spłynęła łza, którą momentalnie otarłam.
-To nie takie proste- szepnęłam, a moja przyjaciółka
delikatnie objęła mnie ramieniem.
Kwalifikacje przebiegły jak najbardziej po naszej myśli.
Maciek zajął wspaniałe 9 miejsce, Janek uplasował się na 13 pozycji, a Piotrek
był 27. W czołowej „dziesiątce” nie skakali tylko Kamil, no i Gregor, który
(według prognoz lekarzy) miał wystartować w kolejnym konkursie.
Razem z panią Stoch udałyśmy się z powrotem w kierunku domku
skoczków. Po drodze pogratulowałam Austriakom awansu do konkursu, a Ewa
przybiła piątkę z kimś, kto pod bandamą, która zakrywała mu pół twarzy,
wyglądał jak Tom Hilde.
Kiedy w końcu dotarłyśmy do domku Polaków, zostałyśmy
przywitane okrzykami radości. Byli szczęśliwi. Mieli przecież powód. Całym
składem zakwalifikowali się do konkursu, co samo w sobie było sukcesem. Po
wymienieniu gratulacji i czułości, zostałam oficjalnie zaproszona na konkurs.
Jęknęłam w myślach, ale stwierdziłam, że niegrzecznie byłoby odmówić. Poczułam
ukłucie w sercu na myśl, że ON tam będzie.
Po chwili niezobowiązującej rozmowy, udałam się na krótki
spacer. Ruskie Gorki są naprawdę przytulną miejscowością, ale brak tu
ustronnych miejsc. Usiadłam więc na pierwszej lepszej przydrożnej ławce i
zagłębiłam się w myślach. A im więcej myślałam, tym więcej po moich policzkach
płynęło łez. Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się na dobre. Nie mam
pojęcia ile czasu siedziałam na tamtej ławce, ale nagle poczułam czyjąś ciepłą
dłoń na swoim ramieniu.
-Hej, Skrzacie- powiedział ten „Ktoś”- Czemu płaczesz?
Po sposobie, w jaki się do mnie zwrócił doskonale wiedziałam
kto to jest. Podniosłam jednak głowę i zobaczyłam, że mój pocieszyciel nie jest
sam. Kamil i Ewa byli chyba najlepszą ekipą na trudne dni, jaką byłam w stanie
sobie wymarzyć. Nic nie mówili. Po prostu usiedli obok mnie, każdy z innej
strony i czekali, aż im wszystko opowiem. A ja opowiedziałam. Wszystko. Z
najdrobniejszymi szczegółami. Przy nich nie musiałam wstydzić się swoich uczuć.
Pamiętam jeszcze, jak Kamil zwierzał mi się, bojąc się zagadać do Ewki, a ja
namawiałam go, aby w końcu się przemógł. Teraz los sprawił, że role się
odwróciły. W tym momencie on był zmuszony wysłuchać moich żali i pocieszyć w
jakiś sposób. W sumie wątpiłam, żeby mu się to udało. No, ale Stoch jak zwykle
mnie zaskoczył. Uśmiechnął się do mnie, jakby chciał powiedzieć „Ty to masz
problemy, dziewczyno”. Ewka wyglądała na równie zdezorientowaną, jak ja.
Obdarzyła Kamila kuksańcem w żebra i zapytała:
-Co się szczerzysz?- Mistrz Olimpijski wzruszył ramionami.
-Przecież Gregor to Gregor- wyjaśnił, jakby to był balsam na
wszystkie moje żale. Myślałam, że w tej sekundzie będę zmuszona zbierać szczękę
z chodnika.
-I to stwierdzenie, twoim zdaniem, wyjaśnia wszystko?-
zapytała Ewa, potwierdzając moje podejrzenia, co do tego, że jest w tym
momencie tak samo ogłupiała, jak ja.
-Słuchaj, Skrzacie- zaczął Kamil- Gregor to osoba, która nie
potrafi się gniewać, ale bardzo często się gniewa.
-To samo siebie wyklucza…- mruknęłam.
-Bo Schlieri to jedno wielkie wykluczenie samego siebie-
stwierdził Stoch.
-Robiliście mu psychoanalizę?- zapytała Ewa. Kamil
przewrócił oczami, jakbyśmy nie potrafiły pojąć, że 2+2=4.
-Chodzi mi o to, że jeżeli Gregor jest na Ciebie zły, to
znaczy, że jesteś dla niego ważna.- wyjaśnił.- Wiesz ile artykułów o nim
czytałem? I były też takie o wiele gorsze, niż ten twój. A po nim to po prostu
spływało. Jest teraz taki zły na ciebie, bo nie znosi, jak bliskie mu osoby go
krzywdzą. A jeżeli jesteś mu bliska, to Ci wybaczy. Wszystko będzie dobrze-
zakończył, sprawiając, że poczułam się co najmniej jak na wizycie u psychologa.
-Nie wiedziałam, że tak dobrze go znasz- mruknęłam.
-Nie…- Kamil machnął ręką- Robiliśmy mu kiedyś z chłopakami
psychoanalizę- powiedział, co skwitowałam szczerym, radosnym śmiechem.
Hejka! Mamy mały jubileusz xD 10 rozdział za nami, a nie jesteśmy
nawet w ¼ opowiadania, więc trochę Was jeszcze pomęczymy ;) Przepraszamy
bardzo, że rozdział nie ukazał się w piątek, a w sobotę, ponieważ miałyśmy problemy z Internetem.
Całuski, Milka i Molly :***