Rozdział 11
„Let her go”
Gregor
„Only know you love her, when you let her go,
And you let her go...”
Opuściłem szpital wczesnym rankiem, a nasz kadrowy kierowa
zawiózł mnie od razu na skocznię. Zacząłem trening, chciałem dać z siebie
wszystko, jednocześnie oszczędzając siły na wieczorny konkurs. Poza skokami
miałem już dość tych igrzysk i tego miejsca. Chciałbym już znaleźć się w domu,
w Austrii, wypłakać się w poduszkę i zacząć resztę sezonu z nową energią.
Musiałem zapomnieć o wszystkim, ale jak zapomnieć osobę,
która nauczyła mnie kochać? Przez ostatnie miesiące byłem nieczułym tyranem, a
ona pozwoliła mi być sobą… Kochałem ją, pomimo wszystko, ale nie byłem jeszcze
gotowy, by jej wybaczyć.
Usiadłem na belce i wykonałem mój rytuał przed skokiem.
Momentalnie wszystkie emocje mnie opuściły, myśli się ulotniły. Poczułem zimny
wiatr na moich policzkach, gdy nabierałem prędkości na rozbiegu. Wybiłem się i
frunąłem nad zeskokiem. Serce przez tą chwilę się zatrzymało, by później
gwałtownie przyspieszyć po wylądowaniu. Kochałem to uczucie, rozpierająca
adrenalina, ale jednocześnie też spokój i cisza. I, nie wiem dlaczego, ale
czułem dumę z wykonywania tak niebezpiecznego sportu.
xxx
Na godzinę przed konkursem wioska pod skocznią aż huczała od
prowadzonych rozmów, szybkich kroków i dudniącej w którymś domku muzyki.
Założyłem moje ogromne słuchawki i zacząłem się rozgrzewać. Wyłączyłem się
totalnie, nie myślałem o niczym prócz ćwiczeń. Konkurs powoli się zaczynał,
więc wziąłem na ramię narty i ruszyłem na górę skoczni.
Lizzie
Ewka przyszła po mnie na godzinę przed konkursem, więc
pozostały czas spędziliśmy z chłopakami pod skocznią. Kadrowicze rozgrzewali
się, żartowali, rozmawiali. Zachowywali się, jakby byli na treningu, a nie na
igrzyskach. Widać było, że nikt nie wywierał na nich presji, a jednocześnie
byli zdeterminowani, by wypaść jak najlepiej.
Chłopaki już zbierali się na skocznię, więc życzyłyśmy im
powodzenia.
-I pamiętajcie o naszym motto!- przykazała Ewa.
-No oczywiście! Luz w dupie musi być!- wyszczerzył się
Janek, zarzucając sobie narty na ramię.
Razem z Ewą i Dawidem, który dzisiaj nie skakał, poszłam na
trybuny. Mieliśmy miejsca wśród sztabu i rodzin skoczków, więc czułam się
swobodnie. Niestety zobaczyłam kogoś, kogo nie chciałam widzieć, a jednocześnie
nie chciałam, by zniknął z zasięgu mego wzroku. Szedł powoli, jakby zamyślony,
z nartami na ramieniu, ze spuszczoną głową. Patrzyłam na niego jak zaczarowana,
a on powoli podniósł wzrok. Gdy mnie zobaczył, dostrzegłam w jego czekoladowych
oczach tylko smutek. Nie było już w nich gniewu, czy bólu. Był po prostu
smutek.
Z otępienia wyrwał mnie głos spikera, który zapowiedział
pierwszego skoczka. Zacisnęłam kciuki , próbowałam uspokoić bijące szybko
serce, ale ni potrafiłam. Moje myśli krążyły wokół niego. Stał się moim
nałogiem.
Pierwszym Austriakiem na belce był Michael, który pofrunął
134 metry, ale zachwiał się przy lądowaniu. Później nadszedł czas na Polaków.
Zaraz za Piotrkiem skakał Maciek, który został sklasyfikowany na szóstej
pozycji. Znów zacisnęłam kciuki, gdy na belce usiadł Janek. Uzyskał 128,5 metra
i uplasował się na ósmym miejscu. Wiatr pozwalał sobie na coraz więcej i kibice
drżeli o los konkursu.
Z 40 numerkiem startowym skakał Thomas, który uzyskał 122
metry, ale gdy był w powietrzu strasznie nim szarpało i musiałam odwrócić.
Zajął 31 miejsce, ale cieszyłam się, że wylądował bezpiecznie i nic mu się nie
stało. Diethart też nie pokazał się z najlepszej strony, bo zajął dopiero 21
miejsce skokiem na 126,5 metra.
Wstrzymałam oddech podczas skoku Gregora. Leciał daleko-
132,5, ale to starczyło tylko na 11 miejsce. Musiałby stać się cud, by zdobył
dzisiaj medal, ale i tak byłam dumna, że się nie poddał. O Kamila już nie
drżałam, bo poleciał daleko i utrzymał pierwsze miejsce. Dawid z Ewką
komentowali oczywiście wszystkie skoki, ale czasem po prostu wyłączałam się i
ich nie słuchałam.
Po kilku minutach rozpoczęła się II seria i prawdziwe
emocje. Janek poprawił swój wynik o metr. Przyszła kolej na Gregora, a
sędziowie znów obniżyli belkę. Zastanawiałam się, jak bardzo musiało go to
zirytować.
Gregor
Zobaczyłem ją przed konkursem, ale nie wiedziałem, czy to
dobrze, czy źle. Wciąż o niej myślałem, co na pewno mi nie pomagało, ale jej
widok dodawał mi też sił, jak wtedy na treningu.
Nawet nie wiem, kiedy minęła pierwsza seria, a ja już
przygotowywałem się do mojego drugiego skoku. Wiatr dawał o sobie znać, więc
sędziowie obniżyli mi belkę. „Cholera, zabiję kiedyś”, pomyślałem i
przypomniałem sobie siebie kilka lat wstecz w Vikersund, kiedy nie miałem
oporów przed pokazywaniem, co myślę.
Cóż, usiadłem na belce i poczułem smak tej wolności.
Leciałem, po prostu chciałem się tylko nacieszyć skokiem, pogodziłem się już, że medalu
nie zdobędę. Mimo to doleciałem na 130,5 metra i zająłem 2 miejsce.
Gdy
zawody skończyłem na siódmej pozycji, pomyślałem, że nie jest tak źle. To są
igrzyska, najwyższy poziom światowy, a trener mocno dał nam do zrozumienia, że
spisał ten sezon na straty. Trudno, przestałem być maszynką do wygrywania i wszyscy
powinni to zaakceptować.
Wygrał
Kamil, mocno mu dziś kibicowałem, więc poszedłem mu pogratulować. Przybiłem z
nim piątkę, ale on powiedział mi:
-Nie
próbuj robić z siebie kogoś, kim nie jesteś. Ona cię kocha, Gregor. Nie
zapomnij no tym.- Pokiwałem głową, a on odszedł na dekorację.
Jedenastka ląduje w Waszych rękach :) Piszcie co o tym wszystkim sądzicie.
Trochę spóźnione, ale szczere życzenia: wesołych, słonecznych, pełnych najpiękniejszych chwil wakacji życzą Milka i Molly <333
Mam nadzieję, że Gregor weźmie sobie te słowa Kamila na serio :) Mógłby wybaczyć Lizzi, przecież ona potem żałowała... Rozdział super! Bo... wygrał Kamil! Nie no żartuję ;P Pozdrawiam i weny :*
OdpowiedzUsuńO cholerka... Te końcowe słowa Kamila. Coś mi tutaj tak... Nie wiem, jakby jakaś niechęć co do niego zmalała heh. :D (ale tylko troszkę, więc nadal zostaję tą samą Klaudią. :D) Mądre słowa. Ciekawe czy sam Gregor się ich posłucha. Tak strasznie jest mi go szkoda... Nawet sobie tego nie wyobrażacie, moje kochane.
OdpowiedzUsuń'...ale jak zapomnieć osobę, która nauczyła mnie kochać?'- i te słowa sprawiły, że JUŻ NA SAMYM POCZĄTKU miałam łzy w oczach... Tak po prostu, nawet nie wiem czemu. A teraz? Teraz się jakoś nieswojo czuję. Gregor tak cierpi... ;/ Taka myśl dobija, chociaż to fikcja literacka, a same widzicie jak ja się tu u Was wczuwam! ♥ Swoją drogą... Wiecie co sobie pomyślałam, kiedy Greg zobaczył Lizzie przed konkursem? Że cała Jego koncentracje pryśnie jak bańka mydlana i coś się stanie... Ale nie. Naszczęscie moje przypuszczenia okazały się mylne i chwała Wam za to. ♥
Czekam na następny!♥
Zapraszam na dwudziestą odsłonę codzienności! :)
Usuńhttp://wiaze-z-toba-codziennosc.blogspot.com/
Na początku muszę wam powiedzieć jedno: właśnie zyskałyście nową stałą czytelniczkę :* Nadrobiłam wszystkie rozdziały w około pół godziny, tak mnie wciągnęłyście :3 Trochę się rozpiszę, ale muszę, bo zgromadzę tu całą moją opinię o wszystkich 11 rozdziałach :) Zakochałam się w waszym stylu pisania. Macie talent, dziewczyny :* Potraficie sprawić, że człowiek się smuci, ale jednocześnie często wywołujecie uśmiech na twarzy. Pomysł na fragmenty piosenek na początku każdego rozdziału - genialny :) Fabuła też świetna, zaciekawiłyście mnie jak nie jedna dobra książka :D Od teraz będę tutaj na bieżąco czytała i komentowała. Gregor na początku opowiadania ma charakterek, całkiem jak u mnie :) Hehe w końcu to Gregor. Ja mam szczerą nadzieję, że on w końcu wybaczy Lizzie i wszystko będzie okey, bo kocham te romantyczne momenty z ich udziałem :) Zdziwiłaś mnie tą historią z córką Pointnera. W ogóle bym się czegoś takiego nie spodziewała, więc punkt dla was :* Ogólnie co by tu jeszcze powiedzieć... Podoba mi się jak nie wiem i czekam na więcej ♥♥♥ Dużo weny kochane :*
OdpowiedzUsuńSchlieri powinien wziąć sobie słowa Kamila baaaardzo głęboko do serducha. "Jak zapomnieć osobę, która nauczyła mnie kochać?" - rzadko wzruszam się czytając coś, ale tym razem... dziewczyny, ogromny plus dla Was, bo ryczałam jak głupia ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na next i zapraszam do siebie - ostatni rozdział :*