piątek, 11 lipca 2014


Rozdział 12
„Love me again”
Gregor
“I need to know, know now,
Can you love me, again?”

Po wczorajszym w miarę dobrym miejscu na dużej skoczni, nadszedł czas, by rozgromić konkurencję w drużynówce.
Pod skocznią było już mnóstwo kibiców, kiedy się tam pojawiliśmy. Złapałem się na tym, że szukam w tłumie Lizzie. Zastanawiałem się wczoraj nad słowami, które wypowiedział do mnie Kamil. Chciałem jej wybaczyć, ale coś mnie po prostu powstrzymywało.
Po swoim pierwszym skoku byłem wściekły. Wkurzyło mnie to, że po pierwszej serii byliśmy drudzy. My! Kandydaci do złotego medalu. W domku Pointner wymruczał coś, co miało być „mową motywacyjną”, ale raczej nic mu z tego nie wyszło. Kiedy trener wyszedł, jego rolę przejął Morgi, który zawsze był dobry w te klocki. Słuchając jego motywacyjnych słów, wyglądałem przez okno, obserwując przewijających się tam skoczków i trenerów. Widziałem Noriakiego Kasai, który z miną najszczęśliwszego dziecka na świecie maszerował między domkami. Gdzieś tam przemknął mi Stoch z lekko zawiedzioną miną. Mimo woli pomyślałem czy wie, gdzie jest Lizzie. Wzdrygnąłem się i zamrugałem, odpędzając od siebie rozmarzenie. Musiałem być skupiony.
Thomas właśnie skończył mówić, a że rozpoczynała się druga seria, pierwsi zawodnicy udali się na górę. Ja wszedłem do windy trochę później, wraz z Severinem Freundem. Niemiec spojrzał na mnie, uśmiechnął się przyjacielsko i powiedział:
-Powodzenia, stary- posłałem mu swój powszechnie znany uśmiech.
-Tobie też- powiedziałem, a potem winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i drzwi się rozsunęły. Wkroczyliśmy do pomieszczenia pełnego skoczków. Kiedy w końcu nadeszła moja pora, poczułem ciążącą na mnie odpowiedzialność. Żebyśmy wygrali musiałem skoczyć rewelacyjnie. Nie byłem w najlepszej formie, wiedział o tym każdy fan skoków. Wiedziałem jednak, że nie oddam Niemcom złota bez walki.
Usiadłem na belce, uderzyłem się w pierś, poprawiłem okulary. Zacząłem wpatrywać się w sekundnik, który odliczał czas, kiedy paliło się żółte światełko. Sekundy dłużyły mi się niemiłosiernie. Jeszcze trochę… Jeszcze chwila… Zielone. Odepchnąłem się od belki i pozwoliłem, by moje ciało przełączyło się na automat. Wpatrywałem się w próg, myśląc: „Nie spóźnij. Proszę, tylko nie spóźnij”. Kiedy tylko się odbiłem, wiedziałem, że skok będzie dobry. Czułem, jak wiatr muska moją twarz, jak mnie niesie.
Wylądowałem daleko. Podniosłem zaciśniętą pięść do góry. To mógł być ten skok. 132 metry… trochę bliżej, niż się spodziewałem, ale ciągle mieliśmy szansę. Podszedłem do pierwszego lepszego monitora i obserwowałem skok Severina. Sekundę później dołączyli do mnie Michi, Diethart i Morgi. Staliśmy razem, patrząc, jak obok nazwiska niemieckiego skoczka pojawia się nota o 2,7 pkt wyższa od naszej. Pomimo tego uśmiechnąłem się. Objąłem chłopaków ramionami.
-Hej!- krzyknąłem, widząc ich skwaszone miny- Jesteśmy wicemistrzami olimpijskimi! Nie ma co się boczyć.
Chyba wzięli sobie moje słowa do serca, bo od razu się uśmiechnęli. Byliśmy wielkimi przegranymi, ale nie można mieć w życiu wszystkiego. Ja jednak wiedziałem, że dzisiaj muszę odzyskać jedyną osobę, na której mi zależy. A kiedy już będę miał ją, będę miał wszystko.

XXX

Po dekoracji kwiatowej razem z chłopakami udaliśmy się do domku. Pointner strasznie ubolewał nad naszą obecną formą i dyspozycją na olimpiadzie. Byłem cholernie wdzięczny Morgensternowi, który w końcu powiedział mu, żeby się zamknął. Zatrzymałem się na chwilę, by pogratulować ekipie niemieckiej, a kiedy ruszyłem wpadła na mnie niewielka osóbka. Jej długie brązowe włosy targał wiatr, miała zaczerwieniony nos, a na twarzy uśmiech, który stopiłby największy lodowiec. Uśmiech, który oczywiście zgasł, kiedy zobaczyła na kogo wpadła.
-Gregor…- powiedziała. W jej oczach zobaczyłem smutek. „Czy moje oczy były tak samo smutne, kiedy na nią patrzyłem?” Już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zdążyłem ją ubiec.
-Byłem głupi- mruknąłem, a ją zatkało.- Tak. Byłem głupi, egoistyczny, zachowywałem się jak małe, rozpuszczone dziecko. Nie wiem, co mnie ugryzło, żeby być na Ciebie zły. Nie wiem, co mi się stało, że Ci nie wybaczyłem. Chodzi o to, że… że ja Cię po prostu kocham. Kocham Cię tak, jak nikogo jeszcze nigdy nie kochałem. Czuję, że rozpuściłaś mi w sercu olbrzymią kulę lodu. Jesteś dla mnie jak… słońce. Nie mogę bez Ciebie żyć, rozumiesz Lizzie?- zobaczyłem, że z jej oczu płyną łzy. Wziąłem jej twarz w dłonie i otarłem kciukami słone krople. Lizzie przytuliła się do mnie i rozpłakała się na dobre. „Super, Gregor. Ty to potrafisz przeprosić kobiety”. Odsunąłem ją od siebie i pocałowałem namiętnie. Objąłem Lizzie w pasie i uniosłem do góry. Oddała mi pocałunek, sprawiając, że pomimo niezbyt rewelacyjnego występu, był to zdecydowanie najlepszy dzień mojego życia. Kiedy tylko oderwaliśmy się od siebie, a nogi Lizzie znalazły się bezpiecznie na ziemi, ujrzałem Thomasa Morgensterna i Kamila Stocha, patrzących na tą scenę z satysfakcją i przybijających sobie piątkę. Obiecałem sobie, że kiedyś im „podziękuję”.
Złapałem Lizzie za rękę i nie zważając na czekających na wywiady dziennikarzy, pociągnąłem ją w stronę hotelu. Zostałem na chwilę oślepiony fleszami aparatów, ale na ten moment niewiele mnie to obchodziło. Kiedy w końcu znaleźliśmy się w pokoju, wpiłem się w jej usta i zerwałem z niej kurtkę. Lizzie również ściągnęła ze mnie niepotrzebną warstwę i zabrała się do odpinania paska od spodni. Ja za to rozerwałem jej cieniutką tunikę. Nie zważała na zniszczone ubranie. Pocałowała mnie namiętnie, a ja oddałem jej pocałunek. Nie męczyłem się zbytnio z jej stanikiem. Po chwili leżał już na podłodze, a jego los podzieliły nasze spodnie. Pogładziłem ją po udzie, a ona wplotła palce w moje włosy. Nie wiedziałem, jak znaleźliśmy się na łóżku. Przez moją głowę myśl, że to również pokój Morgiego i mój przyjaciel ma jak najbardziej prawo, aby tu wejść. Zapomniałem jednak o tym, kiedy Lizzie zaczęła całować linię mojej szczęki. Jakoś nie miałem ochoty na przedłużającą się grę wstępną. Złapałem ja w pasie i okręciłem tak, że siedziałem teraz na niej okrakiem. Pocałowałem ją i wszedłem w nią. Słyszałem, jak szepce coś po polsku. Jakieś słowa przeplatane moim imieniem. Czułem, jak jej ręce błądzą po moich plecach, jak jej paznokcie wbijają się w moją skórę. Wtapiałem się w jej usta, jakby to była ostatnia rzecz na tym świecie. Czułem, że Lizzie jest moim ratunkiem od codzienności. Że jest moim jedynym prawdziwym życiem.

I wszystko w końcu jest tak, jak powinno być ;) Jednak to jeszcze nie koniec, spokojnie... zostało nam jeszcze wieeele rozdziałów ;D
Mamy nadzieję, że Wam się podoba ^^
Całuski, Milka i Molly ;***

3 komentarze:

  1. I wreszcie tak jak powinno być. Lizzie i Gregor razem, szczęśliwi. ;D Tak powinno zostać już na zawsze! :)
    Tylko, przygnębiające jest to, że kiedy znajdzie się już szczęście, wiele rzeczy od tak po prostu potrafi się zepsuć i właśnie obawiam się tego w przypadku tej dwójki...
    Cóż, należy czekać na dalszy rozwój wypadków. ;)
    Rozdział, kochane, jak zawsze jest świetny. ♥ Przyjemny dla oka, przede wszystkim. :D

    Zapraszam na http://wiaze-z-toba-codziennosc.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że wpadniecie. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Lizzie i Schlieri - to mi się bardzo podoba, bo do siebie pasują jak dwie krople wody. Skoro będzie jeszcze wieeele rozdziałów, to coś czuję, że wszystko może się jeszcze zmienić o 180 stopni...
    Zapraszam do siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje!
    Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji na: http://moje-serce-moja-zagadka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń