piątek, 26 września 2014

Rozdział 23
„Beating heart”
Lizzie
“Wanna hear your beating heart,
Before the bleeding sun comes alive”

Lahti powitało nas mroźnym wiatrem. W samolocie siedziałam oczywiście z Gregorem, jak najdalej od Pointnera. Powoli traciłam nadzieję, że kiedykolwiek zapomnę to, co mi zrobił. Nadal się go bałam, a przerwa w terapii na pewno mi zaszkodzi.
Wciąż też nie rozumiem dlaczego Gregor wybrał wtedy alkohol, a nie mnie. Przecież wysłuchałbym go, pocieszyła, była przy nim kiedy musiałby stawić czoła problemom.
Nie mogłam uwierzyć, gdy powiedział mi, że siniak na jego szczęce to sprawka Kamila. Przecież chwilę po tym zajściu Stoch normalnie ze mną rozmawiał i śmiał się.
Martwiłam się o Gregora. Od samego początku nasz związek był wystawiany na próby. Dotąd jakoś wychodziliśmy z wszystkiego cało. I nie pozwolę, aby wybryk z ostatniej nocy się powtórzył. Będę walczyć, bo wiem, że warto. Czuję się przy Gregorze bezpiecznie, nie tak jak kiedyś- zastraszana i poniżana.
Kwalifikacje spędziłam oczywiście z Ewą. Po kilku skokach zaczęła udzielać mi się atmosfera i na moich ustach pojawił się uśmiech. Dla mnie bezcenny był grymas radości u Gregora po jego skoku.
Po kwalifikacjach zostaliśmy na skoczni, ponieważ konkurs był w ten sam dzień. Kibiców z każdą minutą przybywało i napięcie rosło.
Kamil miał dziś szansę na odzyskanie koszulki lidera, więc Ewa chodziła jak po szpilkach. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej tak podekscytowanej. Nawet podczas igrzysk była spokojniejsza.
-Ej, spokojnie, bo zawału dostaniesz- szturchnęłam ją lekko w ramię.
-Spadaj- odgryzła się.- Ty nie wiesz, jak to jest, kiedy twój…- nie dokończyła, bo dostała śnieżką. Nie zdążyłam nawet zareagować, a na mojej twarzy też rozprysł się biały puch. Podeszli do nas Janek, Maciek i Piotrek, śmiejąc się. Nie trwało długo, gdy z Ewką zaczęłyśmy im oddawać i zaczęła się prawdziwa bitwa.
Po kilku minutach byliśmy już cali biali, a na belce pojawiła się pierwsza dziesiątka Pucharu Świata. Gregor skoczył dobrze, ale jak zwykle się denerwowałam. Ewa po skoku Kamila nie była zadowolona.
-Przynajmniej Hofer nie chciał go zabić- mruknęłam i cała nasza „paczka” się roześmiała.
Druga seria minęła mi strasznie szybko i zanim się obejrzałam na belce znów zasiadł Gregor. Skoczył daleko, w dobrym stylu, ale to wystarczyło tylko na ósme miejsce. Kamil skończył na trzecim miejscu i nie odzyskał złotej koszulki, ale zbliżył się bardzo do Prevca. Szybko udałam się do domku Austriaków, żeby Gregor znów mi nie znikł. Musiałam go pilnować, aby nie zrobił znów jakiejś głupoty.
Gdy się przebrał, wyszliśmy na spacer. Słońce już dawno pożegnało świat, więc z każdą chwilą robiło się ciemniej. Śnieg lekko iskrzył się w świetle ulicznych latarni. Trzymaliśmy się za ręce i powoli przemierzaliśmy ulice miasteczka.
-O czym myślisz?- zapytał po chwili ciszy, bacznie mi się przyglądając.
-Tak sobie myślę, że ja poznałam twoich rodziców, a ty moich jeszcze nie znasz…- roześmiałam się, widząc jego krzywą minę.- Kiedyś musimy ich odwiedzić.
-Wiem- odpowiedział, nadal nieprzekonany.
-No przestań, nie są tacy źli- przystanęłam i wtuliłam się w jego tors.
-Mam nadzieję, kochanie- szepnął, całując mnie we włosy.- Chodź, pokażę Ci coś- powiedział  i pociągnął mnie za rękę. Po paru minutach stanęliśmy nad jeziorem, w którego tafli odbijały się miejskie światła. Gdzieś w oddali górował nad miastem kompleks skoczni.
-Ale pięknie- szepnęłam, a Gregor objął mnie ramieniem.
-Ty jesteś piękna- odpowiedział i wpił się w moje usta.- Będziesz ze mną zawsze, prawda? Nie ważne, co jeszcze głupiego zrobię?
-No jasne, Gregor, co to w ogóle za pytanie?…- odpowiedziałam szczerze, patrząc w jego oczy.
-Zdałem sobie sprawę, że tak bardzo Cię potrzebuję, że nie potrafiłbym żyć bez Ciebie- zobaczyłam, że zaszkliły mu się oczy, więc przytuliłam go najmocniej, jak tylko potrafiłam.
-A co, jeśli to znów okaże się silniejsze?- zapytał z nieskrywaną obawą.
-Wtedy zwalczymy to razem. Nie zostawię Cię z tym samego…
-Dziękuję…
-Nie. To ja dziękuję, że mówisz mi to wszystko.
-Ufam Ci- szepnął, a ja uśmiechnęłam się promiennie.

Gregor

Nazajutrz odbył się konkurs drużynowy. Były to jedyne zawody, w których mogłem liczyć na najwyższy stopień podium. Tak było też 1 marca. Zajęliśmy pierwsze miejsce, ale nie cieszyłem się ze swoich skoków. Lizzie przybiegła mi pogratulować. Na mojej twarzy wykwitł uśmiech, gdy tylko ją zobaczyłem. Wpiłem się w malinowe usta mojej dziewczyny. Od razu usłyszałem dźwięki robienia zdjęć. Nie przejmowałem się. Niech wszyscy widzą jaki jestem szczęśliwy, że znalazłem tą jedyną. Tak, ja Gregor Schlierenzauer, postanowiłem się ustatkować.
Drugi konkurs indywidualny w Lahti poszedł mi bardzo dobrze. Zająłem trzecie miejsce, zaraz za Severinem i Kamilem. Lizzie nie odstępowała mnie na krok. Do hotelu wróciliśmy busikiem reprezentacji. Moja dziewczyna udała się do pokoju, a ja na salę konferencyjną. Poza podstawowymi pytaniami typu: „Jak się dziś skakało?”, „Jak oceniasz swoje skoki?”, jeden dziennikarz zapytał:
-Jak życie poza skocznią wpływa na twoje skoki?
-Zawsze, kiedy siedzę na belce, próbuję się wyłączyć. Nie myśleć o niczym, tylko o skoku. Ale czasem to się nie udaje i muszę zdać się na swoją umiejętność radzenia sobie z emocjami.
-Kim jest ta tajemnicza dziewczyna, z którą jesteś ostatnio spotykany i czy myślałeś o niej dziś, podczas skoku?
-Raczej nie spowiadam się z życia prywatnego, więc nie zrobię wyjątku. Przyznam się, że myślałem. Czasem trzeba przed skokiem pomyśleć o czymś dobrym.
-Skaczesz dla niej?- zapytał inny dziennikarz. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Tak- moja odpowiedź wyraźnie ich usatysfakcjonowała.
Kiedy wróciłem do pokoju, Lizzie siedziała przy stoliku z laptopem.
-Kim jest ta twoja tajemnicza dziewczyna, hmm?- zapytała, odwracając wzrok od ekranu, na którym widniało nasze zdjęcie na pierwszej stronie jakiegoś portalu informacyjnego.
-Pewna piękna brunetka, którą kocham nad życie- wymruczałem jej do ucha i zabrałem się za całowanie jej szyi.
Nagle zadzwonił telefon Lizzie, ale ja nie miałem ochoty przerywać poprzedniej czynności.

Lizzie

-Halo?- odezwałam się do telefonu.
-Hejka, moja ukochana siostrzyczko- przywitał się, jak zwykle roześmianym głosem.- Stęskniłem się za Tobą…
-Ja za Tobą też, Florku. Niedługo Was odwiedzę- obiecałam.
-Gdzie teraz jesteś?- zapytał.
-Aktualnie w Lahti… z moim chłopakiem…
-CHŁOPAKIEM?! Siostrzyczko, czy ty się zakochałaś?- zapytał podejrzliwie, z nutką rozbawienia.
-Na to wychodzi.
-Mam nadzieję, że jest Ciebie wart.
-On mnie tak, nie jestem pewna czy ja jestem warta jego.
-Jesteś pewna, że Cię kocha?
-Jeszcze jak… właśnie mi to dosadnie okazuje, przeszkadzając w rozmowie z Tobą- zaśmiałam się.
-Ups… nie chciałem Wam przeszkadzać
-Spokojnie, jeszcze do niczego nie doszło.
-Jeszcze!
-Och, przestań! To kiedy moglibyśmy przyjechać?
-A kiedy Wam pasuje?
-Pod koniec marca…
-No to zapraszamy! A tak w ogóle to, jak on się nazywa?
-Jak przyjedziemy to Ci powiem. Zresztą jestem pewna, że go znasz.
-Okej. A wpadniecie może na moje zawody? Mamy w czerwcu rozgrywki szkolne.
-No jasne, że wpadniemy!
-Dzięki. Nie przeszkadzam Wam już więcej. Bądźcie grzeczni! Całuski.
-Papa, braciszku- rozłączyłam się.
-Z kim rozmawiałaś?- zapytał Gregor.
-Z kochankiem- odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie spode łba. Parsknęłam śmiechem.- Gdybyś teraz widział swoją minę… Rozmawiałam z moim kochanym braciszkiem, Gregorku. Jedziemy do nich po sezonie- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Po jego ustach błąkał się zawadiacki uśmieszek. Postanowiłam, że będę udawać, iż niczego nie widziałam.
-Co robimy?- zapytałam, wstając z krzesła.
-Co tylko zechcesz- odpowiedział, wtulony w moje plecy Gregor.
-Spać…
-Kochać się…
-Spać…
-Kochać się…
-Panie Schlierenzauer, jest Pan zboczony!
-Nie przeczę, ale dobrze mi z tym- wymruczał, zalotnie do mojego ucha.
-Obiecałam Florkowi, że będziemy grzeczni- powiedziałam, ale Gregor zamknął mi usta soczystym pocałunkiem. Nie pozostałam mu dłużna. Po chwili nasze ubrania leżały na podłodze, a my na łóżku.
-Wiesz, że jesteś idealna?- powiedział, dokładnie lustrując moje rozpalone ciało.
-Miło mi- odpowiedziałam, lekko się czerwieniąc. Gregor wodził palcami po całym moim ciele, jakby chciał je poznać jeszcze raz, na nowo.
Poczułam, że zaraz eksploduję z napięcia rosnącego gdzieś we mnie.
-No już. Zrób to, bo nie wytrzymam- poprosiłam.
-Hmmm… chyba się jeszcze nad Tobą trochę poznęcam- odpowiedział, bawiąc się w najlepsze moimi włosami.
-Gregor- jęknęłam.
-Okej, okej, już…- powiedział i ulżył mojemu „cierpieniu”. Po kilku minutach, które mogłyby trwać wiecznie, dobrnęliśmy na szczyt rozkoszy. Gregor ułożył się obok mnie i wpatrywał się w moją klatkę piersiową, która wciąż wariowała, nie mogąc znaleźć swojego rytmu. Gdzieś w środku czułam jeszcze lekki ból od jego pchnięć, czułam jego małą cząstkę, którą we mnie zostawił.
-Jestem, aż tak dobry?- zapytał, nadal mi się przyglądając.

-Nie bądź taki skromny… jesteś najlepszy- szepnęłam i uśmiechnęłam się.



---------------------------
Nie, to jeszcze nie koniec. I wcale nie będzie różowo, więc jeszcze się nad nimi poznęcamy :D (zacieramy ręce).

Morgi... łzy same cisnął się nam do oczu. Dziękujemy, za to że dawałeś nam zawsze tyle radości, dziękujemy za piękne skoki, dziękujemy za twój uśmiech, ale przede wszystkim za Twoją siłę, którą pokazałeś podczas ostatnich igrzysk w Soczi. Należy Ci się szacunek do końca życia.
DANKE, THOMAS! <3

Całusy, Milka i Molly :*

piątek, 19 września 2014

Rozdział 22
„Leave out All the Rest”
Lizzie
“Don’t be affraid,
I’m taken my beating, I’ve shared what I made,
I’m strong on the surface, not all the way through.”

Nie chciałam przy nim płakać, ale kiedy tylko zamknęły się za mną drzwi, z moich oczu popłynęły łzy. Był środek nocy, więc nie bardzo mogłam wparować Stochom do pokoju i wypłakać się im w ramię. Usiadłam na fotelu, który stał na korytarzu i zwinęłam się w kłębek.
Nie chciałam, aby Gregor tak skończył. Żeby zrażony niepowodzeniami przestał skakać, a zaczął nałogowo pić. Wiem, że na razie zdarzyło się to tylko raz, ale bałam się o niego. A najgorsze było to, że nie wiedziałam, jak mu pomóc.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Morgiego. Wiedziałam, że odbierze i że mnie zrozumie.
-Lizzie? Coś Cię opętało?- zapytał zachrypniętym głosem. Uśmiechnęłam się mimowolnie, ale od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Mnie nie… ale Gregora owszem- powiedział cicho.
-Co się stało?- oprzytomniał nagle, a ja opowiedziałam mu o całej sytuacji. Kiedy skończyłam, westchnął głośno.
-Gregor zawsze nie najlepiej znosił porażki, ale chyba jeszcze się nie schlał. Musiało mu pójść fatalnie…
-No niezbyt dobrze, to fakt, ale to nie powód do takiej desperacji… prawda?
-Prawda, ale martwi mnie rzecz innej natury… Gregor może zostać dyscyplinarnie zwolniony z kadry- mruknął Thomas. Westchnęłam ciężko.
-Co ja mam robić?- zapytałam płaczliwym głosem.
-Chyba powinnaś dać mu się samemu ogarnąć. To być dla Ciebie ciężkie…
-Dać mu się samemu ogarnąć?- zapytałam trochę głośniej, niż zamierzałam.- Moim zdaniem potrzebna mu jest długa rozmowa z psychologiem.
-Nie przepada za nimi…- usłyszałam w słuchawce.
-Nie obchodzi mnie za kim on przepada, a za kim nie! Nie chcę, żeby rozwalił sobie życie, rozumiesz?!- nie zważałam no to, że jest środek nocy i niektórzy chcą się wyspać. Przypomniałam sobie o tym dopiero, gdy drzwi jednego z pokoi się otworzyły i wyjrzała z nich głowa Stefana.
-Boże, Lizzie… to jakiś Armagedon?- zapytał zaspany.
-Kraft, jakbyś mógł wypierdalać do swojego łóżka, byłoby miło!- warknęłam na niego zdenerwowana. W słuchawce usłyszałam śmiech Morgiego.
-Biedny Stefan, czym on sobie na to zasłużył?- zapytał rozbawiony.
-Po prostu znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie…- mruknęłam.
-Masz rację, druga w nocy jest naprawdę złą porą nocy…- w wyobraźni widziałam, jak szczerzy się do sufitu, leżąc na wznak w łóżku. Ale po chwili usłyszałam jego głos w bardziej poważnym wydaniu.
-Słuchaj, Lizzie… myślę, że kierowanie go od razu do psychologa po jednym incydencie to zdecydowanie za szybkie i gwałtowne posunięcie…
-Ale jeśli to się powtórzy…- zaczęłam niepewnie.
-Jeśli się powtórzy, wtedy będziemy ciągnąć go po psychologach, psychiatrach i czym tam tylko będziesz chciała, ok.?- przerwał mi.
-No nie wiem- powiedziałam cicho.- Martwię się o niego.
-Wiem, Lizzie. Rozumiem Cię… ale nie dawaj ponieść się emocjom, Mała- powiedział. Z racji tego, że był środek nocy i nie miałam już siły, postawiłam zignorować „małą”.
-Może masz rację…- szepnęłam.
-Ja zawsze mam rację!- zapewnił mnie z entuzjazmem.- A poza tym, jeśli mi nie wierzysz, że tak będzie lepiej, możesz zapytać Kamila, prawda?
-Nie będę mu wpadać do pokoju o drugiej w nocy!- oburzyłam się.
-Hej! Nie miałaś jednak oporów, żeby dzwonić do mnie o drugiej!- wydarł się całkiem głośno, zwarzywszy na porę nocy.
-Dzwonienie, a wpadanie do pokoju to zupełnie co innego.
-Mogłaś zadzwonić do Stocha!
-To byłoby co najmniej dziwne.
-No dobra, masz rację, ale…
-Skoro nie chcesz ze mną gadać…- zaczęłam z uśmiechem.
-Oj, no wiesz, że chcę- przerwał mi. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-No, ja myślę- mruknęłam do słuchawki.
-Ja po prostu dzisiaj z rana muszę zawieźć Lilkę do babci, a potem mam zajęcia z fizjoterapeutą, także wiesz…
-Czy ty dyskretnie sugerujesz mi, że mam Ci powiedzieć coś w stylu: „Jesteś najlepszy! Bardzo mi pomogłeś! Dziękuję!” i dać ci spać?- zapytałam, czym wywołałam cichy śmiech.
-No tak, mniej więcej o to chodzi- powiedział wesoło.
-A więc: Jesteś najlepszy! Bardzo mi pomogłeś! Dziękuję!
-Ależ proszę… dobranoc, Lizzie- powiedział, oddzielając niektóre słowa głośnym ziewnięciem.
-Dobranoc, Morgi- mruknęłam, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Siedziałam jeszcze chwilę na tym fotelu. Nie chciałam wracać do mojego pokoju, gdzie prawdopodobnie spał zapijaczony Gregor. Po krótkim zastanowieniu postanowiłam spać na korytarzu. Zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy. Zimno było dość duże, więc złapałam koc leżący na podłodze obok mojego „łóżka”. Okryłam się nim i momentalnie zasnęłam.

XXX

Obudził mnie dotyk czyichś rąk. Ktoś lekko dotykał moje ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą zatroskaną twarz Kamila.
-Cześć, Mistrzu- mruknęłam zaspana.
-Lizzie… co ty robisz na korytarzu?- zapytał, a do mnie momentalnie wróciły wspomnienia z dzisiejszej nocy. Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu.
-Spałam- mruknęłam przez zaciśnięte zęby. Mój przyjaciel zmarszczył brwi.
-A Gregor? Pozwolił Ci spać na korytarzu? I dlaczego, do cholery, chciałaś tu spać?!- podniósł lekko głos. Łzy spłynęły po moich policzkach.
-Nie każ mi o tym mówić… proszę- szepnęłam, a Stoch obrócił się na pięcie i ruszył w stronę mojego pokoju. Zanim zdołałam wyprzątać się z koca i zawołać, aby tego nie robił, był już przy drzwiach i naciskał klamkę. Nie chciałam upokorzyć Gregora przed Kamilem. Nie chciałam, aby Austriak powiedział coś, czego potem będzie żałować, a skacowany na pewno nie będzie oszczędzał języka.
Chciałam wejść za Kamilem do mojego pokoju, ale ten chyba uznał, że moja obecność jest zbędna, bo zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Nie dobijałam się. Tak naprawdę chyba nie chciałam tam wchodzić. Po prostu usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać.

Gregor

Siedziałem na łóżku, trzymając się za głowę, co chyba miało stłumić kołaczący w niej ból. Ale nie pomogło. A bynajmniej nie pomógł fakt, że ktoś wparował mi do pokoju z głośnym trzaskiem drzwi. Podniosłem wzrok i zobaczyłem tegorocznego podwójnego Mistrza Olimpijskiego.
-Co Cię do mnie sprowadza?- nie miałem ochoty na uprzejmości. Brew Kamila powędrowała do góry.
-Chyba powinieneś wiedzieć- powiedział. Przewróciłem oczami. To jasne, że chodziło o Lizzie. Pewnie przybiegła do nich w środku nocy, zapłakana.
-Lizzie Cię przysłała? Jesteś jej aniołem stróżem?- mruknąłem. Spojrzał na mnie wrogo.
-Nie przysłała mnie. A co do anioła: przykro mi, że ty nim nie jesteś. A powinieneś!- zabolało mnie to stwierdzenie. Ale w tym momencie nie mogłem przyznać mu racji. Wstałem z łóżka i podszedłem do niego.
-Nic Ci do tego- powiedziałem. Nie wiem dlaczego. Chyba alkohol nie do końca przestał nade mną panować.
-A jednak. Jest moją przyjaciółką, ale traktuję ją jak siostrę. I nie pozwolę, żeby jakiś zadufany Austriak ją skrzywdził- znów zadał mi cios. Może zrobił to specjalnie, a może nie. Ale zabolało. Ni chciałem jej skrzywdzić. Do tego też jednak nie mogłem się przyznać.
-To nie twoja sprawa. Będę ją traktował tak, jak mi się podoba- nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Nie chciałem tego mówić. Ale nie mogłem też tego cofnąć.
A Kamil zareagował błyskawicznie.
Początkowo nie poczułem bólu. Chyba byłem w szoku, że ktoś taki jak Kamil mógłby mnie uderzyć. I to jak! Zamrugałem kilka razy i dopiero wtedy mnie zabolało. Mocny cios. Zachwiałem się lekko, ale Kamil mnie nie podtrzymał. Widziałem w jego oczach, że nie żałował.
-A na następny konkurs może nie przychodź schlany, co? Tak chyba będzie lepiej dla twojej kariery, nie uważasz?- zapytał, po czym odwrócił się i wyszedł, zostawiając mnie z kacem, bolącą szczęką i mętlikiem w głowie.
Szczerze? Po prostu nienawidzę siebie.

Lizzie

Kiedy tylko Kamil wyszedł z pokoju, przykucnął przy mnie i powiedział:
-Słuchaj, Skrzacie. Wiem, że go kochasz, ale naprawdę nie warto. Odpuść.
-Nie odpuszczę- powiedziałam bez chwili zastanowienia.- On teraz potrzebuje mnie najbardziej. Nie mogę mu pozwolić wdać się w alkoholizm, rozumiesz? A to, co zaprezentował dzisiaj w nocy jest do tego pierwszym krokiem.
-Moim zdaniem nie warto…- mruknął mój przyjaciel.
-Kamil…- westchnęłam cicho.- Ja uważam, że warto. A moje zdanie w tej kwestii jest chyba najważniejsze.
Niechętnie przyznał mi rację. Po chwili milczenia zaoferował, że Ewa da mi parę swoich rzeczy, żebym nie musiała wchodzić do mojego pokoju.
-Oferujesz mi takie coś, nie pytając swojej żony o zdanie?- zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Ewka jest  dobrym samarytaninem. Na pewno się zgodzi.- powiedział, szczerząc się do mnie i jakby zapominając o powadze sytuacji, roześmiał się. Zrozumiałam, że niektórzy ludzie nie przestaną być w pewnym stopniu dziećmi.

XXX

Spacerowałam po parku, który znajdował się nieopodal naszego hotelu. Ewa bezproblemowo pożyczyła mi swoje ciuchy, ale nie obyło się bez pytających spojrzeń. Zostawiłam to jednak w rękach Kamila, a sama poszłam na spacer. Wyjeżdżać z Falun mieliśmy dopiero dziś wieczorem, a ja chciałam mieć czas, aby poukładać sobie w głowie dzisiejsze wydarzenia.
Nie mogłam jednak tego zrobić, bo ktoś do mnie dołączył.
-Cześć, księżniczko- przywitał się nie kto inny, tylko Tom Hilde.
-Witaj, ale z łaski swojej nie nazywał mnie „księżniczką”- poprosiłam. Norweg przewrócił oczami.
-No, a gdzie jest król skoków narciarskich, hmm?- zapytał, zmieniając temat i gwałtownie pogarszając mój nastrój.
-Trzeźwieje- mruknęłam na tyle cicho, aby Hilde tego nie słyszał.
-Przepraszam, co?- dopytywał się.
-W pokoju. On… odpoczywa- powiedziałam, bawiąc się swoimi włosami.
-Pokłóciliście się?- brnął w temat. Czy on nie może gadać o czymś innym?
-Chyba nie powinnam Ci o tym mówić- szepnęłam.
-Dlaczego?- zdziwił się.- Czy powodem jest to, że jestem szalonym paplą z Norwegii?
Parsknęłam śmiechem.
-Tak, dokładnie o to chodzi- powiedziałam, klepiąc go po ramieniu. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Rozumiem Cię. Sam ze sobą czasem nie umiem wytrzymać- westchnął.- Ale jak pomyślę o tym, że koledzy z reprezentacji nie wytrzymują ze mną przez cały czas, to robi mi się lepiej.
Nie mogłam się nie roześmiać. Hildziak jest takim pociesznym stworzeniem.

XXX

Wróciłam po godzinie rozmowy z Tomem. Ten chłopak niesamowicie poprawił mi humor, ale niestety nadszedł czas, aby wrócić do rzeczywistości.
Stałam przed drzwiami swojego pokoju, zastanawiając się, co mam zrobić. Musiałam w końcu z nim porozmawiać, ale bałam się. Bałam się, że pokłócimy się na dobre i nie będziemy w stanie na siebie spojrzeć.
Ale weszłam tam. Zastałam go, siedzącego na łóżku, z twarzą ukrytą w dłoniach. Podniósł głowę, kiedy usłyszał, że wchodzę. Miał podkrążone oczy i brzydki siniak na szczęce. Patrzył na mnie z wielkim smutkiem w oczach. Wstał i nie zachwiał się. Było to dla mnie dobrym znakiem.
-Przepraszam- szepnął po chwili milczenia. Bałam się jego reakcji, ale nie spodziewałam się, że to ja wybuchnę.
-Przepraszasz mnie!- krzyknęłam, a on skrzywił się.- Myślisz, że jeśli mnie przeprosisz, to rzucę Ci się na szyję i zapomnę?!
-Nie chciałem, żeby tak wyszło- powiedział, podnosząc lekko glos.
-A jednak wyszło! Gregor, ja się o Ciebie martwię!- krzyknęłam.- Co by się stało, gdyby trener się dowiedział?
-Nie rozumiesz, że tak nie miało tak być?- wydarł się na mnie.- To samo tak wyszło…
-Samo wyszło?!- wrzasnęłam.- Zastanów się, co mówisz, Schlierenzauer! To ty decydujesz o swoim życiu! To nie wyszło „samo”!
-Myślałem, że to będzie najlepsze wyjście!- krzyknął.
-Problem leży w tym, że ty nie do końca myślałeś- powiedziałam już spokojnie, krzyżując ręce na piersi. Spojrzał na mnie z miną zbitego psa. Byłam pewna, że zaraz znów zacznie krzyczeć, ale on usiadł na łóżku i ciężko westchnął. Na jego policzkach ujrzałam łzy.
-Masz rację… byłem… jestem głupi- powiedział.- Zrobiłem Ci straszną przykrość. Nie znoszę siebie. Nienawidzę!
Automatycznie podeszłam do niego i usiadłam obok. Położyłam rękę na jego ramieniu. Czułam, jak drży. Wiedziałam, że żałuje.
-Gregor…- powiedziałam szeptem.- Po prostu powiedz, że to się nie powtórzy.
Spojrzał na mnie z nadzieją.

-Obiecuję, Lizzie. Przysięgam Ci, że to się nigdy, ale to nigdy nie powtórzy- powiedział. Ujęłam jego twarz w dłonie i lekko go pocałowałam. Wybaczyłam mu. Wiedziałam, że to, co zrobił, było wywołane złością i stresem. A teraz obiecał mi, że więcej tego nie zrobi.




---------------
Macie tu taki długaśny rozdział. Jest dużo Thomasa i Toma, więc chyba się cieszycie?
Jak myślicie, czy to już koniec Gregorowych wybryków?
Jak tam w szkole? Żyjecie? :D
Całusy, Milka i Molly :*****

piątek, 12 września 2014

Rozdział 21
„Nothing Left to Say”
Gregor
“Who knows’ what’s right?
The lines keep getting thinner”

Następne dni mijały mi na treningach. Lizzie codziennie chodziła do psychologa. Cieszyłem się, że coraz częściej się uśmiecha, że ze mną rozmawia. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie.
Wrzucałem do walizki kolejne potrzebne rzeczy. Dziś wieczorem wylatujemy do Falun. Cieszyłem się jak dziecko, gdy Lizzie w końcu zgodziła się lecieć ze mną. Około 18.00 pod naszym domem pojawił się srebrny busik z całą kadrą. Gdy wsiadaliśmy, otoczyłem Lizzie ramieniem, aby przestała choć na chwilę drżeć. Pointner popatrzył na nas dziwnie i zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle pamięta co zrobił. Zajęliśmy miejsca możliwie jak najdalej od trenera. Trzymałem Lizzie za rękę przez całą drogę na lotnisko.
-Cieszę się, że jesteś tu ze mną…- szepnąłem jej do ucha, a ona uśmiechnęła się promiennie. Pocałowałem jej pełne, malinowe usta. Chciałem, aby ta chwila się nie skończyła, ale musieliśmy już wychodzić.
Oddaliśmy walizki i ruszyliśmy do samolotu. Posadziłem Lizzie przy oknie i objąłem ją ramieniem. Chwilę później stewardessa postawiła przed nami wielki puchar lodów.
-I weź tu człowieku schudnij- zaśmiała się Lizzie i zabrała do pałaszowania. Spokojne jedzenie nie trwało długo, bo rozmazałem jej na policzku czekoladowe lody. Zaraz później oberwałem gałką o smaku truskawkowym. I zaczęła się prawdziwa wojna „na śmierć i życie”. Na ziemię sprowadziła nas mina zastępcy trenera, który przez przypadek oberwał lodami w twarz.
-Jak dzieci…- skomentował i ruszył w stronę łazienki.
Po trzech godzinach lotu wylądowaliśmy w Sztokholmie. Na lotnisku czekał już na nas autobus, w którym mieliśmy spędzić następne 2,5 godziny. Pointner, mimo dość późnej pory, nie pozwolił nam zająć się sobą, tylko stanął pośrodku pojazdu i zaczął wygłaszać swoją „mowę motywacyjną”. Lizzie wzięła moje słuchawki i zatopiła się w muzyce, zamykając oczy.
-Chłopaki, bierzemy się do roboty na kolejnych konkursach. Musimy zdobyć Puchar Narodów! Ale teraz skupmy się na konkursach indywidualnych. Nie wyobrażam sobie, żeby przynajmniej pięciu z nich nie wygrał któryś z Was. Szczególnie ty, Gregor, wciąż masz szansę na zdobycie Kryształowej Kuli- powiedział, a ja roześmiałem się w duchu. Czy on w ogóle słyszy, co mówi?
Autobus zatrzymał się przed wielkim hotelem. Na parkingu zauważyłem busy kadr norweskiej i polskiej. Ale będzie impreza…
Wziąłem nasze walizki i udaliśmy się do recepcji. Zapłaciłem za dwuosobowy pokój dla nas. Mam gdzieś rezerwacje trenera. Pewnie gdybym mu pozwolił, zostawiłby Lizzie na ulicy. Winda wwiozła nas na czwarte piętro. Nasz pokój był dość duży. Łóżka stały całkiem blisko siebie, więc przesunąłem je tak, aby się złączyły. Rozpakowanie walizek zajęło nam niecałą godzinę, a później zapadliśmy w sen.
O 9.00 wyszliśmy na śniadanie. Na korytarzu spotkaliśmy Stochów. Nie obyło się bez czułych powitań i uścisków. Po posiłku udaliśmy się na skocznię, na serię treningową. Lizzie siedziała z Ewą na trybunach, więc byłem zupełnie spokojny.
Nie lubię tej skoczni. Może dlatego moje skoki mnie nie satysfakcjonowały. Po treningu Pointner znów wylewał na nas swoje żale. Kiedy w końcu skończył, skierowałem się na trybuny do Lizzie, która siedziała w towarzystwie Ewy i Kamila. Przysiadłem się do nich i zaczęliśmy rozmawiać.
Przyglądałem się szczęściu Stochów i strasznie zazdrościłem Kamilowi, że ma już na zawsze przy sobie ukochaną kobietę. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać, jakby to było, gdyby Lizzie czekała na mnie zawsze, gdziekolwiek bym był, jakby to było, gdybyśmy nosili już obrączki… gdybyśmy mieli dzieci…
Po kilku godzinach wróciliśmy do hotelu. Zobaczyłem dziennikarzy czających się za rogiem budynku. Oczywiście mignęły flesze, a Lizzie wtuliła się w moją pierś, skrywając twarz przed obiektywami.
Cały następny dzień spędziliśmy na skoczni. Rano odbyły się serie treningowe, a wieczorem kwalifikacje. Nie wiem dlaczego, ale miałem strasznie dobry humor i szczerzyłem się do każdej napotkanej kamery. Lizzie kibicowała mi z trybun, a po każdym skoku podchodziła do mnie. Dodawała mi otuchy swoją obecnością.
Przyszedł czas  na konkurs, a ja czułem się dziwnie wypompowany i zmęczony. Mój dobry humor z kwalifikacji zniknął i straciłem cały zapał do skakania. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Udałem się jednak posłusznie na skocznię- w końcu miałem dla kogo skakać.
119 metrów w pierwszej serii było dla mnie totalną katastrofą. Starałem się zachować spokój, ale w środku aż kipiałem od negatywnych emocji.
Przerwa minęła mi szybko i już siedziałem znów na belce. Skok na 124,5 metra był tylko minimalnie lepszym wynikiem. Nie czekając na koniec zawodów, przebrałem się, rzuciłem sprzęt do bagażnika naszego busa i ruszyłem na miasto. Włóczyłem się bez celu, Aż w końcu stanąłem przed wejściem do jakiegoś baru. Przez chwilę stałem, wpatrując się w drzwi. A potem wszedłem do odrapanego, pełnego dymu papierosowego pomieszczenia. Za wysoką ladą stała barmanka ubrana w skórzaną mini i bluzkę z wielkim dekoltem. Nie była specjalnie urodziwa. Może dlatego na twarzy miała tyle makijażu, ile tylko się dało. Pomyślałem, jak można tak bardzo się zeszmacić, ale na głos powiedziałem:
-Daj mi coś mocnego.
Chwilę później postawiła przede mną szklane naczynie i butelkę wódki. Piłem powoli jeden kieliszek za drugim, aż się upiłem. Było już późno w nocy, gdy stwierdziłem, że powinienem wrócić do hotelu.
Droga powrotna zajęła mi więcej czasu, niż przypuszczałem. Nogi strasznie mi się plątały i raz po raz zatrzymywałem się, aby złapać równowagę. Gdy w końcu wpakowałem się do pokoju, przede mną stanęła Lizzie, żywo gestykulując i mówiąc stanowczo za głośno, jak na mój gust.
-Gdzie byłeś?
-Nie ważne- wybełkotałem, opierając się o ścianę.
-A właśnie, że bardzo ważne- wycedziła przez zęby.- Czy ty wiesz, która jest godzina?
-Sądząc po twojej reakcji dosyć późna- mruknąłem.
-„Dosyć późna”?!- wydarła się na mnie.- Jak możesz tak mówić? Wiesz jak się o Ciebie martwiłam? A tak poza tym…- podeszła do mnie i wciągnęła powietrze nosem.- Gregor, czy ty jesteś pijany?
-A nawet jeśli, to co? Zabronisz mi?- krzyknąłem na nią. Wzdrygnęła się i odsunęła ode mnie.
-Gregor… posłuchaj. Ja wiem, że ten sezon nie jest najlepszym, jaki miałeś, ale to nie powód, żeby się upijać- powiedziała spokojnie. Zaśmiałem się szyderczo.
-Widzisz, Lizzie… to jest wystarczający powód- powiedziałem. Brunetka westchnęła cicho.

-Skoro tak uważasz…- mruknęła, po czym zręcznie mnie wyminęła i wyszła z pokoju. Patrzyłem za nią potem ogłupiałym wzrokiem. Nie rozumiałem, co się właściwie stało. Ale w tym momencie tego nie chciałem. Po prostu podszedłem chwiejnym krokiem do łóżka i opadłem na nie, od razu zasypiając.



----------------
No i jest długo oczekiwany rozdział, w którym wszystko zaczyna się psuć :D Rozdział zapoczątkował serię problemów, które tak szybko się nie rozwiążą i pociągną za sobą wydarzenia, które przyjemne nie będą. Ale dosyć już. Reszty dowiecie się w kolejnych rozdziałach.
Mamy już napisanych 28 rozdziałów (to i tak nie wszystko, co zaplanowałyśmy), więc jeszcze trochę to opowiadanie potrwa ;)
Całusy, Milka i Molly :****

piątek, 5 września 2014

Rozdział 20
„We are Young”
Lizzie
“So let’s rise a toast,
Couse I found someone to carry me home”

Czekałam na niego w samochodzie. Musiał jeszcze coś załatwić. Chyba kłócił się z Pointnerem, o to, że nie będzie go na treningu. Czułam lekkie wyrzuty sumienia, że to przeze mnie, no ale z drugiej strony miał przecież prawo do dnia wolnego.
Uśmiechnęłam się do niego, kiedy wsiadł do samochodu. Gregor odwzajemnił mój gest i ścisnął moją rękę.
-Wszystko w porządku?- zapytał, a w jego głosie słychać było troskę. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, podczas gdy on wycofywał auto z podjazdu.
-O co Ci chodzi?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie patrzył na mnie. Obserwował drogę.
-No… chodzi mi o… wczorajszą  noc.- powiedział, po czym zarumienił się. Na ten widok parsknęłam śmiechem. Zmroził mnie spojrzeniem.
-A co? Nie podobało Ci się?- zapytałam, ocierając łezki, które przez śmiech, popłynęły z moich oczu. Gregor przewrócił oczami.
-Wręcz przeciwnie. Bardzo mi się podobało, ale… martwię się o ciebie…
-O mnie? Dlaczego?- byłam zdziwiona. Nie potrafiłam pojąć, o co mu chodzi.
-Nie mogę pozbyć się myśli, że nie powinienem Ci tego robić tak szybko po… tym… incydencie- spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam przebłysk strachu w tym morzu troski. Sięgnęłam po jego rękę i uścisnęłam ją.
-Nie zadręczaj się. Ja tego chciałam. Nie ważne, co inni ludzie chcieli mi zrobić. Ty nie jesteś nimi, a ja Cię kocham- powiedziałam, po czym wychyliłam się i pocałowałam go w policzek.
Całe trzy godziny drogi z Fulmpes do Linzu upłynęły nam niezwykle szybko. Gregor jeździł jak wariat, więc siedziałam wbita w fotel przez większość podróży. Rozmawialiśmy o rzeczach ważnych i mniej ważnych. Jednak te drugie miały znaczną przewagę.
Kiedy w końcu dotarliśmy do Linzu, poprowadziłam Gregora w kierunku mojej kamienicy. Gdy do niej dotarliśmy, spojrzałam na mojego chłopaka z niepewnością. To będzie koszmar…
-Może zostaniesz tutaj?- zapytałam. Zmarszczył brwi.
-Dlaczego?- w jego oczach zobaczyłam przebłysk niepewności. Przewróciłam oczami.
-Mam współlokatorkę, która jest… eee… psychofanką skoków i samych skoczków- powiedziałam, szczerząc zęby. Gregor parsknął śmiechem.
-Aż tak?- zapytał. Pokiwałam twierdząco głową. Wzruszył ramionami i pociągnął mnie w stronę drzwi.
-Chciałbym to zobaczyć- powiedział, a ja westchnęłam zrezygnowana. Weszliśmy do budynku i ruszyliśmy w stronę schodów.
-Brak windy? Kocham to…- skomentował Gregor.
-A czego się spodziewałeś po takim budynku?- zapytałam, a on wzruszył ramionami.
Mieszkałam na trzecim piętrze, ale dotarliśmy tam w miarę szybko. Stanęłam przed drzwiami mieszkania i spojrzałam jeszcze raz na Schlierenzauera.
-Jesteś pewien, że nie chcesz zaczekać w samochodzie?- zapytałam, a on uśmiechnął się.
-Przestań, przecież na pewno nie jest tak źle.
-Oj, zdziwisz się- mruknęłam i wsunęłam klucz do dziurki. Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. „Proszę, żeby jej nie było…”, modliłam się, ale po chwili usłyszałam donośny, kobiecy głos:
-Kto tam?- westchnęłam cicho.
-To ja, Lizzie- odpowiedziałam, a po chwili przytulała mnie wysoka blondynka, Ana.
-Boże, Lizzie! Gdzie ty byłaś? Miałaś zadzwonić i co? Martwiłam się o ciebie!- wykrzyczała mi w twarz. Na szczęście nie zauważyła, kto ze mną przyszedł.
-Przepraszam Cię, Ana. Ale masz już mnie teraz z głowy. Wyprowadzam się…- mruknęłam.
-Co? Do kogo?- zapytała, marszcząc brwi.
-Do mojego chłopaka- powiedziałam, wskazując ręką Gregora, który stał w drzwiach.
Otworzyła szeroko oczy i gapiła się na niego, jak cielę na malowane wrota.
-Ale… przecież to… O Mój Boże!- westchnęła, po czym osunęła się na podłogę.
Złapałam ją w pasie, a Schlieri pomógł mi wpakować ją na łóżko. Spojrzeliśmy po sobie i parsknęliśmy śmiechem.
-Nie było tak źle…- mruknął Gregor, kiedy ja zaczęłam wyjmować resztki ubrań z szafy.
-Uważaj, może się jeszcze obudzi- zaprosiłam z wesołym uśmiechem. Ja na zawołanie moja prośba się spełniła, bo Ana zerwała się nagle na równe nogi.
-Lizzie… posłuchaj mnie… czy ty wiesz, kto to jest?- zapytała powoli, wskazując na Gregora.
-No tak. Mój chłopak- powiedziałam z rozbrajającym uśmiechem.
-Czy ty wiesz, czym on się zajmuje?- zapytała.
-Studiuję- odparł Gregor, obejmując mnie w pasie.
-Studiujesz?- Ana wyglądała na zmieszaną.
-Tak, jestem na drugim roku. Studiuję fotografię- odparł.
-Więc przepraszam… musiałam Cię z kimś pomylić.
-W porządku- Gregor wyglądał na rozbawionego.
-Ja już jestem gotowa- oznajmiłam, trzymając w ręku zapakowaną torbę i popychając nogą pudło pełne książek. Schlieri cmoknął mnie w czubek głowy.
-Jedźmy do domu- powiedział po czym zabrał karton i wyszedł z mieszkania. Zdążyłam pomachać Anie, zanim drzwi się zatrzasnęły.
Kiedy znaleźliśmy się w samochodzie, oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Zabierz mnie do domu, studenciku- powiedziałam, a Gregor pocałował mnie.
-Dobrze, skarbie- wymruczał w moje usta, pomiędzy jednym pocałunkiem, a drugim.
A kiedy skończyliśmy, ruszyliśmy do domu.

Naszego domu.


------
Ostatni taki słodki rozdział. W następnym to, niemal idealne szczęście się zakończy :D
Jak żyjecie po pierwszym tygodniu nauki? My mamy już tyle roboty, że nie wiemy jak to wszystko pogodzimy.
Co myślicie o piosenkach, których krótkie fragmenty znajdują się na początku rozdziałów?
Całusy, Milka i Molly :***