sobota, 26 lipca 2014


Rozdział 14
„Something I need”
Gregor
“I know that we’re not the same,
but I’m so damn glad that we made it to this time”

Obudziłem się dosyć wcześnie, kiedy moja wspaniała dziewczyna jeszcze spała. Lizzie od wczoraj jest prawowitym lokatorem mojego pokoju. Morgi przyjął to z wielkim entuzjazmem, co trochę mnie zdziwiło. Musieli bardzo się zbliżyć, kiedy ja byłem cholernym dupkiem.
Obróciłem się na bok i spojrzałem na Lizzie. Wyglądała tak niewinnie, kiedy spała. Mógłbym tak leżeć i patrzeć się na nią cały dzień. Ale ona drgnęła, kiedy tylko ktoś zaczął walić w drzwi. Na sąsiednim łóżku Thomas gwałtownie wyprostował się.
-Kto tak się dobija?- mruknął, trąc oczy.
-Nie wiem- odpowiedziałem, a jako że byłem najbardziej rozbudzony, wstałem i otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazał się nieznany mi wcześniej sportowiec. Młody Austriak wydawał się być lekko zdziwiony moim nieogarniętym wyglądem, ale jego mina od razu przybrała miły wyraz. Przynajmniej stwarzał pozory.
-Co jest?- zapytałem zaspanym głosem.
-Kazano mi przekazać, że dzisiaj o 20.00 odbędzie się impreza dla skoczków na zakończenie zmagań w Soczi- odpowiedział bardzo oficjalnym tonem.
-Obowiązkowo?- wydarł się za moimi plecami Morgi.
-Dobrze by było, gdyby wszyscy przyszli- odparł chłopak. Przewróciłem oczami, a Morgi jęknął i zwalił się z powrotem na łóżko.
-Dobra, dzięki- powiedziałem do chłopca i zamknąłem drzwi. Usiadłem na moim łóżku i uśmiechnąłem się do Lizzie.
-Chcesz iść na imprezę?- zapytałem, a jej twarz rozjaśnił lekki uśmiech.
-Jasne- powiedziała, ale po chwili mina jej zrzedła- Tyle, że nie mam żadnej sukienki.
Zaśmiałem się i pocałowałem ją w czoło.
-To żaden problem.- mruknąłem- Tutaj jest mnóstwo sklepów.
-Super- powiedziała Lizzie, spoglądając na zegar, który wskazywał nieludzko wczesną godzinę.- Ale na razie idę jeszcze spać.
Przekręciła się na drugi bok i po chwili spała smacznie. Na drugim łóżku Morgi zachrapał potężnie. Zaśmiałem się cicho i położyłem obok brunetki, obejmując ją w pasie.

XXX

Kiedy tylko porządnie się wyspaliśmy, wyciągnąłem Lizzie z hotelu i udaliśmy się na zakupy. Przez tą dziewczynę zapomniałem, jak bardzo tego nie lubię, no ale cóż. Moja ukochana chodziła od sklepu do sklepu, przerzucając po kolei wszystkie sukienki, omawiając szczegółowo ich wady: ,, Okropny kolor, za długa, za krótka, za dużo haftów, za bardzo asymetryczna..." Kocham ją, ale w życiu jej nie zrozumiem. Podczas gdy ona szukała właściwej sukienki, ja rozglądałem się po okolicy. Widziałem całe mnóstwo sportowców, w większości skoczków, których partnerki życiowe miały dokładnie takie same problemy, jak Lizzie. Zdziwiłem się trochę, że żadna z nich nie pomyślała o tym, żeby zabrać sukienkę. A może to był po prostu pretekst, żeby kupić nową?
Nagle ktoś pociągnął mnie za rękaw. Obróciłem się i zobaczyłem moją brunetkę trzymającą w ręce jakąś błękitną tkaninę.
-Idę przymierzyć- powiedziała, machając mi sukienką przed nosem. Uśmiechnąłem się z ulgą.
-Nareszcie- mruknąłem.
-Hej! To, że idę przymierzyć, wcale nie oznacza, że ją kupię.- oznajmiła z uśmiechem.
-No dobra, dobra- powiedziałem, odwracając ją w stronę przymierzalni- Idź.
Ja za to usiadłem na pobliskim krzesełku i czekałem. Fakt, że krzesełko nie było zbyt wygodne, a pobyt Lizzie w przebieralni zdecydowanie się przedłużał, sprawiły, że cierpliwość wyczerpała się zdecydowanie szybciej niż powinna. Ale powiem, że warto było czekać.
Kiedy zasłonki się rozsunęły, zobaczyłem moją dziewczynę, ubraną w błękitną sukienkę nad kolana. Tkanina była zwiewna i lekka, co sprawiało wrażenie, że Lizzie unosi się nad ziemią.
-I co?- zapytała, ale ja nie byłem w stanie nic powiedzieć. Gdy w końcu wziąłem się w garść, zdołałem wydukać tylko:
-Wyglądasz... pięknie- Lizzie przewróciła oczami.
-Powiedziałbyś tak nawet wtedy, gdybym wyszła w firance. Nie wydaje Ci się, że to gryzie się z moimi oczami?
-Nic się z niczym nie gryzie- zapewniłem ją. Podszedłem do niej i pocałowałem lekko w usta.- Wyglądasz po prostu wspaniale.
Dziewczyna zarumieniła się lekko, po czym weszła z powrotem do przymierzalni, aby przebrać się w swoje normalne ciuchy.
Po zakupie sukienki, Lizzie przeniosła swoją uwagę na buty. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i wskazałem ręką na czarne szpilki. Lizzie przyjrzała się im i po przymiarce ruszyła w stronę kasy. Odetchnąłem z ulgą, że przynajmniej to poszło w miarę szybko.

Na początku chciałybyśmy Was przeprosić za nieopublikowanie rozdziału wczoraj, ale brak czasu i lekka skleroza wzięły górę :)
Jak zawsze mamy nadzieję, że rozdział się spodoba C:
Całuski, Milka i Molly :***

piątek, 18 lipca 2014


Rozdział 13
„I could be the one”
Lizzie
“When you need a way to beat a pressure down,
When you need to find a way to breath,
I could be the one to make you feel that way,
I could be the one to set you free.”

Obudziłam się z głową na jego piersi. Gregor już nie spał. Obejmował mnie ramieniem i wodził palce po moim policzku.
-Dzień dobry!- wyszczerzył się. Pocałowałam go, a do moich uszu doszedł dźwięk cichego chrapania.
-O której wrócił?- spytałam Gregora.
-Bardzo późno, ledwo trafił do łóżka- odpowiedział, a ja roześmiałam się.
-Aż tak źle?
-Zdziwiłabyś się ile on może wypić
Leniwie zwlekliśmy się z łóżka i zaczęliśmy się ubierać.
-Jestem Ci winien bluzkę- mruknął, a ja tylko uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy. Gregor dał mi jego koszulkę, która sięgała mi do połowy ud i była przesiąknięta jego perfumami.
Zeszliśmy razem do stołówki na śniadanie. Osoby ze sztabu patrzyły na nas, gdy siadaliśmy przy stole. Gregor zmroził ich wzrokiem, więc wrócili do swoich poprzednich czynności.
Po skończonym posiłku wróciliśmy do pokoju.
-Wody!- jęczał Morgi, zwijając się na swoim łóżku.- Moja głowa… Wody!
Podałam mu szklankę z wodą, a Gregor kazał mu połknąć tabletkę. Kiedy Thomas odpłynął znów w krainę snów, mój chłopak kazał mi usiąść obok niego na łóżku.
-Opowiedz mi wszystko o tym artykule.- powiedział z powagą. Westchnęłam tylko i zaczęłam:
-Przyleciałam tutaj z zadaniem poznania twoich mrocznych tajemnic. Mój były szef nie zna litości. Byłam totalnie zamroczona wizją awansu. Pointner powiedział mi wszystko. Napisałam ten artykuł, wysłałam i… zakochałam się w Tobie. Dzwoniłam do szefa, prosiłam, żeby tego nie publikował, ale nic do niego nie docierało. Zwolnił mnie i zostawił na lodzie. Nawet nie wiesz, jak wciąż kropnie się czuję, jak mi wstyd.- powiedziałam, a on pocałował moje czoło i przytulił. W jego ramionach czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że przy nim nikt mnie nie skrzywdzi.
-Co tak naprawdę stało się z Tobą i Sarah?- zapytałam.
-Byliśmy razem bardzo szczęśliwi, ale pewnego dnia, gdy do niej przyszedłem, nie poczułem nic. Tak jakby cała miłość wyparowała. Próbowałem to ciągnąć, szukać tego zgubionego uczucia, ale nie udało mi się. Wtedy poznałem Sandrę i zostawiłem Sarah. To wszystko działo się za szybko. Sandra się do mnie kleiła, a Sarah… Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłaby zrobić coś takiego. Zawsze była taka uśmiechnięta… A ja zamknąłem się w sobie, całymi dniami trenowałem, żeby zapomnieć. Mama zapisała mnie na terapię, bo gotów byłem ze sobą skończyć… Byłem jeszcze potem z Sandrą, ale ona była tylko pocieszeniem. W sercu czułem pustkę, którą dopiero ty zapełniłaś- zakończył, całując mnie w usta. Nie spodziewałam się, że aż tak się przede mną otworzy.
-Zamieszkasz z nami?- zaskoczył mnie tym pytaniem, ale zgodziłam się. Zamówiliśmy taksówkę i weszliśmy do mojego hotelu. Ja pakowałam się, a Gregor siedział na łóżku z moim laptopem na kolanach. Po około trzech godzinach byłam gotowa. Skoczek zabrał moje bagaże i ruszyliśmy z powrotem taksówką do hotelu, w którym mieszkali Austriacy.
Resztę dnia spędziliśmy oglądając zawody, robiąc zdjęcia i włócząc się bez celu po Soczi. Wieczorem pojechałam z chłopakami na ceremonię medalową. Mimo iż nie stali na najwyższym stopniu podium, dla mnie byli Mistrzami.

Dzisiaj krótko, ale parę faktów się wyjaśniło :) Mamy szczerą nadzieję, że Wam się podoba.  Dziękujemy za miłe słowa w komentarzach <3
Całuski, Milka i Molly :* 

piątek, 11 lipca 2014


Rozdział 12
„Love me again”
Gregor
“I need to know, know now,
Can you love me, again?”

Po wczorajszym w miarę dobrym miejscu na dużej skoczni, nadszedł czas, by rozgromić konkurencję w drużynówce.
Pod skocznią było już mnóstwo kibiców, kiedy się tam pojawiliśmy. Złapałem się na tym, że szukam w tłumie Lizzie. Zastanawiałem się wczoraj nad słowami, które wypowiedział do mnie Kamil. Chciałem jej wybaczyć, ale coś mnie po prostu powstrzymywało.
Po swoim pierwszym skoku byłem wściekły. Wkurzyło mnie to, że po pierwszej serii byliśmy drudzy. My! Kandydaci do złotego medalu. W domku Pointner wymruczał coś, co miało być „mową motywacyjną”, ale raczej nic mu z tego nie wyszło. Kiedy trener wyszedł, jego rolę przejął Morgi, który zawsze był dobry w te klocki. Słuchając jego motywacyjnych słów, wyglądałem przez okno, obserwując przewijających się tam skoczków i trenerów. Widziałem Noriakiego Kasai, który z miną najszczęśliwszego dziecka na świecie maszerował między domkami. Gdzieś tam przemknął mi Stoch z lekko zawiedzioną miną. Mimo woli pomyślałem czy wie, gdzie jest Lizzie. Wzdrygnąłem się i zamrugałem, odpędzając od siebie rozmarzenie. Musiałem być skupiony.
Thomas właśnie skończył mówić, a że rozpoczynała się druga seria, pierwsi zawodnicy udali się na górę. Ja wszedłem do windy trochę później, wraz z Severinem Freundem. Niemiec spojrzał na mnie, uśmiechnął się przyjacielsko i powiedział:
-Powodzenia, stary- posłałem mu swój powszechnie znany uśmiech.
-Tobie też- powiedziałem, a potem winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i drzwi się rozsunęły. Wkroczyliśmy do pomieszczenia pełnego skoczków. Kiedy w końcu nadeszła moja pora, poczułem ciążącą na mnie odpowiedzialność. Żebyśmy wygrali musiałem skoczyć rewelacyjnie. Nie byłem w najlepszej formie, wiedział o tym każdy fan skoków. Wiedziałem jednak, że nie oddam Niemcom złota bez walki.
Usiadłem na belce, uderzyłem się w pierś, poprawiłem okulary. Zacząłem wpatrywać się w sekundnik, który odliczał czas, kiedy paliło się żółte światełko. Sekundy dłużyły mi się niemiłosiernie. Jeszcze trochę… Jeszcze chwila… Zielone. Odepchnąłem się od belki i pozwoliłem, by moje ciało przełączyło się na automat. Wpatrywałem się w próg, myśląc: „Nie spóźnij. Proszę, tylko nie spóźnij”. Kiedy tylko się odbiłem, wiedziałem, że skok będzie dobry. Czułem, jak wiatr muska moją twarz, jak mnie niesie.
Wylądowałem daleko. Podniosłem zaciśniętą pięść do góry. To mógł być ten skok. 132 metry… trochę bliżej, niż się spodziewałem, ale ciągle mieliśmy szansę. Podszedłem do pierwszego lepszego monitora i obserwowałem skok Severina. Sekundę później dołączyli do mnie Michi, Diethart i Morgi. Staliśmy razem, patrząc, jak obok nazwiska niemieckiego skoczka pojawia się nota o 2,7 pkt wyższa od naszej. Pomimo tego uśmiechnąłem się. Objąłem chłopaków ramionami.
-Hej!- krzyknąłem, widząc ich skwaszone miny- Jesteśmy wicemistrzami olimpijskimi! Nie ma co się boczyć.
Chyba wzięli sobie moje słowa do serca, bo od razu się uśmiechnęli. Byliśmy wielkimi przegranymi, ale nie można mieć w życiu wszystkiego. Ja jednak wiedziałem, że dzisiaj muszę odzyskać jedyną osobę, na której mi zależy. A kiedy już będę miał ją, będę miał wszystko.

XXX

Po dekoracji kwiatowej razem z chłopakami udaliśmy się do domku. Pointner strasznie ubolewał nad naszą obecną formą i dyspozycją na olimpiadzie. Byłem cholernie wdzięczny Morgensternowi, który w końcu powiedział mu, żeby się zamknął. Zatrzymałem się na chwilę, by pogratulować ekipie niemieckiej, a kiedy ruszyłem wpadła na mnie niewielka osóbka. Jej długie brązowe włosy targał wiatr, miała zaczerwieniony nos, a na twarzy uśmiech, który stopiłby największy lodowiec. Uśmiech, który oczywiście zgasł, kiedy zobaczyła na kogo wpadła.
-Gregor…- powiedziała. W jej oczach zobaczyłem smutek. „Czy moje oczy były tak samo smutne, kiedy na nią patrzyłem?” Już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zdążyłem ją ubiec.
-Byłem głupi- mruknąłem, a ją zatkało.- Tak. Byłem głupi, egoistyczny, zachowywałem się jak małe, rozpuszczone dziecko. Nie wiem, co mnie ugryzło, żeby być na Ciebie zły. Nie wiem, co mi się stało, że Ci nie wybaczyłem. Chodzi o to, że… że ja Cię po prostu kocham. Kocham Cię tak, jak nikogo jeszcze nigdy nie kochałem. Czuję, że rozpuściłaś mi w sercu olbrzymią kulę lodu. Jesteś dla mnie jak… słońce. Nie mogę bez Ciebie żyć, rozumiesz Lizzie?- zobaczyłem, że z jej oczu płyną łzy. Wziąłem jej twarz w dłonie i otarłem kciukami słone krople. Lizzie przytuliła się do mnie i rozpłakała się na dobre. „Super, Gregor. Ty to potrafisz przeprosić kobiety”. Odsunąłem ją od siebie i pocałowałem namiętnie. Objąłem Lizzie w pasie i uniosłem do góry. Oddała mi pocałunek, sprawiając, że pomimo niezbyt rewelacyjnego występu, był to zdecydowanie najlepszy dzień mojego życia. Kiedy tylko oderwaliśmy się od siebie, a nogi Lizzie znalazły się bezpiecznie na ziemi, ujrzałem Thomasa Morgensterna i Kamila Stocha, patrzących na tą scenę z satysfakcją i przybijających sobie piątkę. Obiecałem sobie, że kiedyś im „podziękuję”.
Złapałem Lizzie za rękę i nie zważając na czekających na wywiady dziennikarzy, pociągnąłem ją w stronę hotelu. Zostałem na chwilę oślepiony fleszami aparatów, ale na ten moment niewiele mnie to obchodziło. Kiedy w końcu znaleźliśmy się w pokoju, wpiłem się w jej usta i zerwałem z niej kurtkę. Lizzie również ściągnęła ze mnie niepotrzebną warstwę i zabrała się do odpinania paska od spodni. Ja za to rozerwałem jej cieniutką tunikę. Nie zważała na zniszczone ubranie. Pocałowała mnie namiętnie, a ja oddałem jej pocałunek. Nie męczyłem się zbytnio z jej stanikiem. Po chwili leżał już na podłodze, a jego los podzieliły nasze spodnie. Pogładziłem ją po udzie, a ona wplotła palce w moje włosy. Nie wiedziałem, jak znaleźliśmy się na łóżku. Przez moją głowę myśl, że to również pokój Morgiego i mój przyjaciel ma jak najbardziej prawo, aby tu wejść. Zapomniałem jednak o tym, kiedy Lizzie zaczęła całować linię mojej szczęki. Jakoś nie miałem ochoty na przedłużającą się grę wstępną. Złapałem ja w pasie i okręciłem tak, że siedziałem teraz na niej okrakiem. Pocałowałem ją i wszedłem w nią. Słyszałem, jak szepce coś po polsku. Jakieś słowa przeplatane moim imieniem. Czułem, jak jej ręce błądzą po moich plecach, jak jej paznokcie wbijają się w moją skórę. Wtapiałem się w jej usta, jakby to była ostatnia rzecz na tym świecie. Czułem, że Lizzie jest moim ratunkiem od codzienności. Że jest moim jedynym prawdziwym życiem.

I wszystko w końcu jest tak, jak powinno być ;) Jednak to jeszcze nie koniec, spokojnie... zostało nam jeszcze wieeele rozdziałów ;D
Mamy nadzieję, że Wam się podoba ^^
Całuski, Milka i Molly ;***

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 11
„Let her go”
Gregor
„Only know you love her, when you let her go,
And you let her go...”

Opuściłem szpital wczesnym rankiem, a nasz kadrowy kierowa zawiózł mnie od razu na skocznię. Zacząłem trening, chciałem dać z siebie wszystko, jednocześnie oszczędzając siły na wieczorny konkurs. Poza skokami miałem już dość tych igrzysk i tego miejsca. Chciałbym już znaleźć się w domu, w Austrii, wypłakać się w poduszkę i zacząć resztę sezonu z nową energią.
Musiałem zapomnieć o wszystkim, ale jak zapomnieć osobę, która nauczyła mnie kochać? Przez ostatnie miesiące byłem nieczułym tyranem, a ona pozwoliła mi być sobą… Kochałem ją, pomimo wszystko, ale nie byłem jeszcze gotowy, by jej wybaczyć.
Usiadłem na belce i wykonałem mój rytuał przed skokiem. Momentalnie wszystkie emocje mnie opuściły, myśli się ulotniły. Poczułem zimny wiatr na moich policzkach, gdy nabierałem prędkości na rozbiegu. Wybiłem się i frunąłem nad zeskokiem. Serce przez tą chwilę się zatrzymało, by później gwałtownie przyspieszyć po wylądowaniu. Kochałem to uczucie, rozpierająca adrenalina, ale jednocześnie też spokój i cisza. I, nie wiem dlaczego, ale czułem dumę z wykonywania tak niebezpiecznego sportu.

xxx

Na godzinę przed konkursem wioska pod skocznią aż huczała od prowadzonych rozmów, szybkich kroków i dudniącej w którymś domku muzyki. Założyłem moje ogromne słuchawki i zacząłem się rozgrzewać. Wyłączyłem się totalnie, nie myślałem o niczym prócz ćwiczeń. Konkurs powoli się zaczynał, więc wziąłem na ramię narty i ruszyłem na górę skoczni.

Lizzie

Ewka przyszła po mnie na godzinę przed konkursem, więc pozostały czas spędziliśmy z chłopakami pod skocznią. Kadrowicze rozgrzewali się, żartowali, rozmawiali. Zachowywali się, jakby byli na treningu, a nie na igrzyskach. Widać było, że nikt nie wywierał na nich presji, a jednocześnie byli zdeterminowani, by wypaść jak najlepiej.
Chłopaki już zbierali się na skocznię, więc życzyłyśmy im powodzenia.
-I pamiętajcie o naszym motto!- przykazała Ewa.
-No oczywiście! Luz w dupie musi być!- wyszczerzył się Janek, zarzucając sobie narty na ramię.
Razem z Ewą i Dawidem, który dzisiaj nie skakał, poszłam na trybuny. Mieliśmy miejsca wśród sztabu i rodzin skoczków, więc czułam się swobodnie. Niestety zobaczyłam kogoś, kogo nie chciałam widzieć, a jednocześnie nie chciałam, by zniknął z zasięgu mego wzroku. Szedł powoli, jakby zamyślony, z nartami na ramieniu, ze spuszczoną głową. Patrzyłam na niego jak zaczarowana, a on powoli podniósł wzrok. Gdy mnie zobaczył, dostrzegłam w jego czekoladowych oczach tylko smutek. Nie było już w nich gniewu, czy bólu. Był po prostu smutek.
Z otępienia wyrwał mnie głos spikera, który zapowiedział pierwszego skoczka. Zacisnęłam kciuki , próbowałam uspokoić bijące szybko serce, ale ni potrafiłam. Moje myśli krążyły wokół niego. Stał się moim nałogiem.
Pierwszym Austriakiem na belce był Michael, który pofrunął 134 metry, ale zachwiał się przy lądowaniu. Później nadszedł czas na Polaków. Zaraz za Piotrkiem skakał Maciek, który został sklasyfikowany na szóstej pozycji. Znów zacisnęłam kciuki, gdy na belce usiadł Janek. Uzyskał 128,5 metra i uplasował się na ósmym miejscu. Wiatr pozwalał sobie na coraz więcej i kibice drżeli o los konkursu.
Z 40 numerkiem startowym skakał Thomas, który uzyskał 122 metry, ale gdy był w powietrzu strasznie nim szarpało i musiałam odwrócić. Zajął 31 miejsce, ale cieszyłam się, że wylądował bezpiecznie i nic mu się nie stało. Diethart też nie pokazał się z najlepszej strony, bo zajął dopiero 21 miejsce skokiem na 126,5 metra.
Wstrzymałam oddech podczas skoku Gregora. Leciał daleko- 132,5, ale to starczyło tylko na 11 miejsce. Musiałby stać się cud, by zdobył dzisiaj medal, ale i tak byłam dumna, że się nie poddał. O Kamila już nie drżałam, bo poleciał daleko i utrzymał pierwsze miejsce. Dawid z Ewką komentowali oczywiście wszystkie skoki, ale czasem po prostu wyłączałam się i ich nie słuchałam.
Po kilku minutach rozpoczęła się II seria i prawdziwe emocje. Janek poprawił swój wynik o metr. Przyszła kolej na Gregora, a sędziowie znów obniżyli belkę. Zastanawiałam się, jak bardzo musiało go to zirytować.

Gregor

Zobaczyłem ją przed konkursem, ale nie wiedziałem, czy to dobrze, czy źle. Wciąż o niej myślałem, co na pewno mi nie pomagało, ale jej widok dodawał mi też sił, jak wtedy na treningu.
Nawet nie wiem, kiedy minęła pierwsza seria, a ja już przygotowywałem się do mojego drugiego skoku. Wiatr dawał o sobie znać, więc sędziowie obniżyli mi belkę. „Cholera, zabiję kiedyś”, pomyślałem i przypomniałem sobie siebie kilka lat wstecz w Vikersund, kiedy nie miałem oporów przed pokazywaniem, co myślę.
Cóż, usiadłem na belce i poczułem smak tej wolności. Leciałem, po prostu chciałem się tylko nacieszyć skokiem, pogodziłem się już, że medalu nie zdobędę. Mimo to doleciałem na 130,5 metra i zająłem 2 miejsce.
Gdy zawody skończyłem na siódmej pozycji, pomyślałem, że nie jest tak źle. To są igrzyska, najwyższy poziom światowy, a trener mocno dał nam do zrozumienia, że spisał ten sezon na straty. Trudno, przestałem być maszynką do wygrywania i wszyscy powinni to zaakceptować.
Wygrał Kamil, mocno mu dziś kibicowałem, więc poszedłem mu pogratulować. Przybiłem z nim piątkę, ale on powiedział mi:

-Nie próbuj robić z siebie kogoś, kim nie jesteś. Ona cię kocha, Gregor. Nie zapomnij no tym.- Pokiwałem głową, a on odszedł na dekorację.



Jedenastka ląduje w Waszych rękach :) Piszcie co o tym wszystkim sądzicie. 
Trochę spóźnione, ale szczere życzenia: wesołych, słonecznych, pełnych najpiękniejszych chwil wakacji życzą Milka i Molly <333