piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 38
"Jet Pack Blues"
Gregor
"I'm the kind that can turn july to september
The last one that you'll ever remember"


Trzymałem telefon w ręce, słuchając do ciężkiego i zmęczonego: "Tak, słucham?". Dwa krótkie słowa, a moja dusza wywinęła fikołka ze szczęścia... ona słucha. Słucha i nie odkłada telefonu... Słucha i nie krzyczy, nie wyrzuca. Ona chce, żebym się usprawiedliwił. 
-Lizzie...- Wyszło to ze mnie, jako szept. Ciche, złamane słowo, które znaczyło dla mnie tak wiele. Po drugiej stronie słuchawki rozległo się lekkie westchnięcie. Była zmęczona. Czułem to, nie dałem jej więc dojść do słowa.
-Lizzie, przepraszam!- powiedziałem.- Lizzie, ty nawet nie wiesz, jak mi przykro, jak bardzo zawaliłem... Jesteś najwspanialszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła! Lizzie, ja... ja nie wiem, co we mnie wstąpiło... już drugi raz mogłem cię stracić z mojej własnej winy... Lizzie...- uczepiłem się jej imienia, bo było to jedyne słowo, które w tamtym momencie miało sens. Jedyne słowo, którego mogłem być pewny, że istnieje. Mogłem mówić największe głupoty, ale "Lizzie" dawało mojej wypowiedzi sensu.
-Gregor... - usłyszałem.- Ja to wszystko wiem.
-Tak mi przykro.
-Mówiłeś... dlaczego to powtarzasz?
Dałem sobie spokój z wstrzymywaniem łez.
-Bo to prawda- powiedziałem.- Bo potrzebuję, żebyś w to uwierzyła. 
-Myślę, że ja też potrzebuję w to uwierzyć...- powiedziała,a potem zapadła cisza. Najgłośniejsza cisza na świecie, która grzmiała w moich uszach, niczym olbrzymia burza.- I myślę, że naprawdę bardzo chcę w to uwierzyć, Greg. Ale nie wiem, czy potrafię.
Och.
 -Przepraszam...- mruknąłem. Znowu to powiedziałem. Mój głos złamał się w połowie słowa.
-Czy ty płaczesz?- usłyszałem. Tak, Lizzie, płaczę jak małe dziecko. Ja, dorosły facet, utytułowany sportowiec płaczę.
-Ja...- zaciąłem się.
-Płaczesz.
-Płaczę- przyznałem.
-Dlaczego?- Bo jestem cholernym idiotą.
-Bo skrzywdziłem kogoś, bez kogo nie umiem żyć. Bo sprawiłem, że ta osoba płacze... Bo jestem cholernym idiotą.
-Gregor...
-Lizzie! Ty płakałaś! Przeze mnie! Nie obchodzi mnie, co zrobiłaś! Właściwie to przestało się liczyć w momencie, kiedy ci to zrobiłem! Bo ty płakałaś... przeze mnie.- Gwałtowny napad płaczu wstrząsnął moim ciałem. Nie byłem w stanie już nic powiedzieć. Okropność tego, co zrobiłem była tak oszałamiająca, że nie potrafiłem się z tego otrząsnąć. Wiedziałem, przez co przeszła. Wiedziałem, co stało się kiedyś. Ja to wszystko wiedziałem, a i tak zrobiłem dokładnie to samo. 
Usłyszałem krople deszczu, uderzające o parapet okna mojego pokoju. Niebo płakało razem ze mną, a po kilku sekundach zorientowałem się, że słyszę w słuchawce ciche pociągnięcia nosem.
-Nie Lizzie, tylko nie płacz. Ja... ja nie przeżyję, jeśli ty będziesz płakać... Lizzie proszę.
Ale ona nic nie powiedziała.
Minęła minuta...
Potem pięć...
Siedem...
-Gregor...- Wstrzymałem oddech.
-Tak?
-Ja ci wierzę...

__________

Okej, po pierwsze: przepraszam, że nas tak długo nie było! Nie chciałyśmy tak znikać bez uprzedzenia, ale tak jakoś wyszło... Wybaczycie nam? 
A po drugie: Kolejny rozdział!!! :)))
Mamy nadzieję, że był wart czekania (co z tego, że jakiś taki krótkawy xD) Coś w końcu zaczyna się dziać dobrego :D
Dajcie znać, jak Wam się podoba!
Kochamy Was
Milka i Molly <3






niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 37
“Over the Love”
Lizzie
“And I’ll sing from the piano,
Tear my yellow dress and
Cry and cry and cry
Over the love of  you”



Tydzień po wizycie Gregora, pojechałam z Ewą do szpitala, aby odebrać stamtąd Kamila. Zostałam chwilę u nich w domu, co skoczek wykorzystał, żeby wyciągnąć ze mnie pewne informacje. Nie było sensu ukrywać przed nim prawdy, bo Ewa i tak w końcu by mu powiedziała.
Widziałam, że zagotował się w środku, ale podszedł do mnie, lekko kulejąc i przytulił mocno.
- Boże, Lizzie… czemu ty się zawsze pakujesz w takie chore związki? - zamknęłam oczy, ale spod powiek i tak pociekły mi słone łzy. - Tak mi przykro, Skrzacie… ale… jak to się stało, że… ty z Thomasem…
- Bo… chodzi o to Kamil, że będziesz nie tylko ojcem, ale też wujkiem.
- Chcesz mi powiedzieć, że też jesteś w ciąży? - pokiwałam tylko głową, co wywołało u niego uśmiech. - Ale… to tym bardziej nie rozumiem dlaczego przespałaś się z Thomasem…
Więc opowiedziałam mu wszystko jeszcze raz, nie pomijając żadnego szczegółu.
- Rozmawiałaś z Gregorem? - zapytał.
- Był u mnie, ale nie miałam ochoty się do niego odzywać - odpowiedziałam. W tym momencie do naszej rozmowy dołączyła Ewa, mówiąc:
- Porozmawiaj z nim. Myślę, że oboje zachowaliście się idiotycznie i powinniście to sobie wszystko wyjaśnić. I to jak najszybciej!


Gregor


Nie wiem jak oni to robią. Nie mam pojęcia jak mnie znaleźli, ale od kiedy jestem w Polsce, pod moim hotelem cały czas czatuje grupka dziennikarzy. Nie wychodziłem ze swojego pokoju często, ale kiedy już to zrobiłem i podążałem do mojego auta, cała grupa pobiegła za mną, pstrykając zdjęcia i próbując wyciągnąć ze mnie jakiekolwiek informacje. Już miałem wsiadać do samochodu, kiedy ktoś krzyknął:
- Rozstaliście się?
A później posypało się ze wszystkich ust naraz: “ Rozwodzicie się? “ , “ Podobno wpadłeś w szał...” , “Zdradziła cię z Morgensternem?”.
Wkurzyłem się. Totalnie się wkurzyłem, ale próbowałem zachować względny spokój.
- Co wy wygadujecie? Skąd wzięliście te bzdury? - zapytałem.
- Austriackie gazety aż kipią od plotek - odpowiedział mi jeden z dziennikarzy. Oczyma wyobraźni widziałem, co dzieje się teraz w Austrii. Co dzieje się teraz na moim podwórku.
Najbardziej żal mi było mojej rodziny, którzy musieli to wszystko znosić. I to bez słowa wyjaśnienia z mojej strony. Moi rodzice dowiedzą się jaki jest ich syn, czytając gazety. Dowiedzą się, jaką jestem bestią…
- Pewnie wszystko o czym tam piszą, jest nieprawdą! Nie rozwodzimy się, jesteśmy szczęśliwi! - uciąłem ich spekulacje i wsiadłem do samochodu.
Było mi ciężko. Musiałem skłamać i udawać, że wszystko jest w porządku. A tak naprawdę nie było. Próbowałem się do niej dodzwonić przez ostatni tydzień, ale nie odbierała telefonu. Zresztą dobitnie mi uświadomiła, że nie chce ze mną rozmawiać.
Byłem w szoku, kiedy ostatnio ją zobaczyłem. Wyglądała, jak cień siebie. Wiotka, słaba i wychudzona. Chciałem ją przytulić, zaciągnąć się jej zapachem. Ale powstrzymałem się. Widziałem, że nie ma ochoty nawet na mnie patrzeć. A to złamało mi serce.
Miałem wciąż nadzieję, że wybaczy mi, to co zrobiłem, ale ta nadzieja gasła z każdą minutą, z każdym nieodebranym połączeniem.
Pojechałem na siłownię, na krótki trening. Chciałem zapomnieć, nie myśleć o tym wszystkim chociaż przez chwilę.
Dwie godziny później wróciłem do hotelu. Po krótkim prysznicu spróbowałem skontaktować się z nią jeszcze raz. Po kilku sygnałach usłyszałem jej słaby, ale jakże wyczekiwany głos. Moje ciało ogarnęło przyjemne ciepło, a nade mną znów zaświeciło słońce.



-------------
Mamy kolejny rozdział :D Mamy nadzieję, że się Wam podoba :)

My też chciałybyśmy życzyć Wam wesołych świąt i mokrego (lub suchego, jeśli wolicie) dyngusa ;)
Całusy, Milka i Molly :***

PS. Molly zaprasza do siebie :) ----> http://i-never-let-you-down.blogspot.com/

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 36
“What I did fo Love”
Lizzie
“It hurts, but I remember every scar,
And I’ve learned,
But Living is the hardest part....”


Jego szorstka dłoń po raz kolejny spotkała mój policzek. Jęknęłam cicho, ale nie prosiłam go, żeby przestał. Zbytnio się bałam, aby wydusić z siebie ledwie słowo. W jego oczach nie było złości. Widziałam w nich tylko nieuzasadnioną niczym radość.  Może bawił go mój ból? Albo moja uległość.
Otrząsnęłam się z myśli, kiedy jego dłoń powędrowała pod moją koszulkę. Odruchowo strzepnęłam ją, a on popatrzył mi w oczy.
-Co się dzieje, skarbie? Nie masz ochoty się pobawić? - zapytał, uśmiechając się zawadiacko. Przełknęłam ślinę.
-Zostaw mnie, proszę…- wyszeptałam ledwie słyszalnym głosem. Zaśmiał się okrutnie, złapał mnie za nadgarstki i przywarł do ściany.
- Jestem pewien, że tego chcesz. - wymruczał całując mnie po szyi. Ogarnęło mnie obrzydzenie. Chciałam wyrwać mu się i uciec jak najdalej, ale każdy mięsień w moim ciele odmawiał mi posłuszeństwa. Kiedy rozdarł moją koszulkę, po moim policzku spłynęły łzy. Nie miał racji. Nie chciałam tego. Jednym sprawnym ruchem odpiął mój stanik i zrzucił go na ziemię. Wydałam z siebie cichy jęk, kiedy zaczął mnie dotykać. Jego ręce i usta wędrowały po moim ciele i nim się spostrzegłam, byłam już całkowicie naga. Otarł palcami moje łzy, które płynęły obficie z moich oczu.
- Nie płacz, skarbie. Przecież chcesz mnie zaspokoić, czyż nie? - zapytał, ale ja nie odpowiedziałam. Nie chciałam go zaspokajać, nie chciałam czuć go w sobie, ale zbytnio się bałam. Mógł mnie znowu uderzyć, mógł się nade mną znęcać.
Spuścił swoje spodnie i bokserki i bez ostrzeżenia wszedł we mnie. Nie mogłam opanować krzyku bólu, który wyrwał mi się z ust. Był gwałtowny i niedelikatny. Nie było w tym żadnego uczucia, żadnej przyjemności, która towarzyszy dwóm zakochanym osobom. Wyładowywał na mnie swoją frustrację i gniew, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Stałam się jego zabawką. Uwielbiał nade mną dominować. Kochał słuchać moich krzyków bólu, patrzeć na mnie skuloną ze strachu przed nim.
Kiedy skończył, upuścił mnie na ziemię, całkowicie o mnie zapominając. Zupełnie jakbym była prostytutką, której nie miał zamiaru płacić. Leżałam na ziemi przez chwilę. Ale kiedy tylko trzasnęły drzwi, wstałam i ruszyłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam zimną wodę. Ślady po uderzeniach i zadrapaniach płonęły żywym ogniem. Znowu zaczęłam płakać. Nie chciałam takiego życia. Nie chciałam utknąć z nim do śmierci, która przy takim traktowaniu, mogła nadejść szybciej, niż zazwyczaj.
Osunęłam się bez siły i skuliłam na dnie kabiny.

XXX


Donośny dzwonek do drzwi potoczył się echem po domu moich rodziców. Nie miałam siły się ruszyć, więc po prostu leżałam na łóżku, rozprawiając o przeszłości, o tym, co przeżyłam.
Nagle usłyszałam rozwścieczony głos Florka.
- Co ty tu robisz?! - serce mi podskoczyło, kiedy zorientowałam się, że mówi po niemiecku.
- Proszę, daj mi z nią porozmawiać! - usłyszałam głos, którego naprawdę nie chciałam usłyszeć.
- Zwariowałeś? Nie pozwolę ci się do niej zbliżyć! - głos mojego brata wypełniał puste korytarze. Nie chciałam, żeby coś się stało. Nie zamierzałam zawozić któregoś z nich do szpitala, więc powoli zeszłam ze schodów.
- Florek - powiedziałam cicho. Oboje momentalnie odwrócili się w moją stronę. Gregor wyglądał, jakby nie spał przez parę nocy. Miał bladą skórę i wory pod oczami. Pewnie też nie wyglądałam lepiej, co widziałam w sposobie, jakim na mnie patrzył. Martwił się o mnie. Ale ja nie zamierzałam mu ulec. Zrobił o jeden krok za daleko. No dobrze, ja też nie byłam święta, ale…
- Lizka? Powinnaś wracać do łóżka.- z rozmyślań wyrwał mnie mój młodszy brat. Ja jednak pokręciłam głową.
- Nie chcę.
- Chcesz z nim porozmawiać? - zapytał, ale ja nie znałam na to odpowiedzi. Naprawdę za nim tęskniłam i chciałam podbiec do niego i przytulić się mocno. Ale z drugiej strony czułam strach o siebie i moje dziecko.
- Nie - odpowiedziałam stanowczo. W jego oczach zobaczyłam wszechogarniający smutek, ale uszanował moją decyzję. Nie opierał się, kiedy Florek delikatnie, aczkolwiek stanowczo wypchnął go za drzwi.
Łzy  napłynęły mi do oczu. Nie chciałam, aby moje dziecko wychowywało się bez ojca. Mój brat momentalnie znalazł się przy mnie i przytulił mocno. Nie powiedziała nic w stylu “Wszystko będzie dobrze”, bo nikt z nas nie wiedział, czy tak właśnie będzie. Nie mieliśmy pojęcia, co stanie się jutro. Wiedziałam tylko, że bałam się przyszłości bardziej, niż czegokolwiek na świecie.




------------
A więc wróciłyśmy :)
Po długiej nieobecności, spowodowanej problemami technicznymi i szkolnymi, meldujemy się z nowym rozdziałem. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Jak tam u Was? Płaczecie, że to już koniec sezonu?
Pozdrawiamy i przepraszamy, Milka i Molly :D

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 35
“This is what it feels like”
Lizzie
“Without your love, without you I drown.
Somebody save me, I’m going down.”



Moich rodziców na szczęście nie było, gdy wróciłam do domu. Od Florka dowiedziałam się, że wyjechali na urlop. Była to jedyna wiadomość, która mnie w tym czasie ucieszyła. Jeszcze by tego brakowało, żebym musiała tłumaczyć się rodzicom. Za to Florek od razu wyczuł, że coś jest nie tak, ale jemu ufałam i opowiedziałam mu wszystko.
-Wiesz… lubiłem tego gościa, ale teraz… nie ręczę za siebie, jak go zobaczę- podsumował mój brat, kiedy usłyszał całą opowieść.
-Co masz zamiar teraz zrobić?- zapytał po chwili ciszy.
-Nie wiem… jestem w totalnej rozsypce… nie mam pojęcia co teraz będzie, a najgorsze jest to, że jestem w ciąży…
Florek obdarzył mnie tak pięknym i szerokim uśmiechem, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Będziesz miała takiego maluszka?- rozczulił się.- Wiesz kto jest ojcem?
-Tak. Gregor jest ojcem. I to jest mój największy problem.
-Czy on wie?
-Nie, i na razie się nie dowie. Muszę najpierw pomyśleć co z nami będzie.


Gregor


Tej nocy wypiłem chyba więcej niż podczas całego mojego życia. Piłem kieliszek za kieliszkiem, drink za drinkiem, butelkę za butelką. Bez opamiętania, bez przerwy. Chciałem zapomnieć, zatracić się w nicości. Wiedziałem, że nawet gdybym zapił się na śmierć, to nikt by za mną nie płakał. Ona odeszła, a co gorsze, to ja pozwoliłem jej odejść. Zostawiłem ją, kiedy najbardziej tego potrzebowała.


XXX


Totalnie straciłem poczucie czasu. Nie wiedziałem, która jest godzina, ani nawet jaki jest dzień. Wiedziałem tylko, że leżę na swojej sofie w salonie. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, jak się na niej znalazłem. Po co ktoś miałby mnie szukać? Po co ktoś miałby siłą zanosić mnie do domu? Po co ktoś zadawał sobie trud ściągnięcia mnie tu?
Spróbowałem lekko rozchylić powieki. Zbyt jasne światło mnie oślepiło, więc jeszcze długo leżałem z zamkniętymi oczami.
Kiedy drugi raz otworzyłem oczy, potrafiłem już rozpoznać, że na kanapie naprzeciwko mnie siedzi człowiek. Pojawiła się we mnie iskierka nadziei, że to Lizzie.
Ale moja nadzieja szybko zgasła, kiedy ów człowiek wstał. Był zdecydowanie za wysoki na Lizzie i przypominał mi… o zgrozo… przypominał mi Thomasa. Skrzywiłem się widząc go stojącego nade mną.
-Czego tu chcesz?- wychrypiałem z wyrzutem.- Nie powinieneś tu przychodzić!
-Nie! To ty nie powinieneś leżeć tu schlany na śmierć! Ja spełniłem tylko przyjacielską przysługę.
-Przyjacielską przysługę? Pieprząc się z moją żoną?- wydarłem się i spróbowałem wstać, ale moją głowę przeszył niewyobrażalny ból.
-Posłuchaj mnie, Gregor… Lizzie wyjechała. Zostawiła to na szafce- podsunął mi pod nos złotą obrączkę Lizzie, którą jeszcze niecały miesiąc temu włożyłem po raz pierwszy na jej palec.- Wiesz co to znaczy?
-To znaczy, że to koniec. Ja już nie istnieję, Thomas. Ja nie jestem prawdziwym człowiekiem- po moich policzkach pociekły łzy. Zdałem sobie sprawę, że już mogę nigdy jej nie zobaczyć.
-Nie, Gregor. To znaczy, że musisz walczyć! Dzwoniła do mnie Ewa. Wiem, że Lizzie jest w Polsce, ale wiem  też że jest w rozsypce. A jakby tego było mało… Kamil miał wypadek i leży w szpitalu. Ewa powiedziała mi, że Lizzie wygląda jak cień siebie, a w stanie, w którym się znalazła nie powinna się denerwować i tak się zaniedbywać.
-W jakim stanie?- zapytałem, ale on tylko pokiwał głową.
-Kiedy wytrzeźwiejesz, lecisz do Polski i błagasz ją o wybaczenie. Jestem pewien, że ona sama wkrótce ci powie.


Lizzie


Leżałam u siebie w łóżku. Niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Byłam zmęczona, a jednak sen nie chciał przyjść. Nie spałam od 18 godzin. Dopiero niedawno Florek ubłagał mnie, żeby wróciła z nim ze szpitala do domu.
Kiedy tylko dowiedziałam się o wypadku Kamila, pojechałam do szpitala, nie zważając na swoje zmęczenie i swoje problemy. Musiałam być przy Kamilu, a przede wszystkim przy Ewie, która jak się okazało, także oczekuje dziecka.
Kamil doznał wstrząsu mózgu i skręcił kostkę w lewej nodze. Na szczęście kilka godzin po wypadku odzyskał przytomność i jego stan znacznie się poprawił. Nie było żadnego zagrożenia życia.
Względnie spokojnie leżałam na swoim łóżku. Mój brat siedział na dole, oglądając telewizję.
Pogładziłam dłonią swój brzuch. Stworzyłam nowe życie. I muszę teraz być silna. Aby życie dziecka było jak najlepsze.


-----------------------
Problemów ciąg dalszy… Spodziewałyście się, że to Kamil mógł mieć wypadek?
Jak myślicie, jak potoczą się dalej losy Lizzie i Gregora?
Czekamy na Wasze opinie :)
Pozdrawiamy, Milka i Molly :**

PS. Prosimy o komentarze, nawet te anonimowe :)
PS 2. Molly zaprasza do siebie na nowy rozdział If you lose yourself I will find you :)

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 34
“Love the way you lie”
Gregor
“On the first page of our story,
the future seems so bright.
And this things turned out so evil,
I don’t know why I’m still surprise.”


W Eindsiedeln poszło mi bardzo dobrze, co było miłą odmianą od nieustających porażek w Pucharze Świata. Wracałem do domu cały w skowronkach, szczęśliwy, że zobaczę moją wspaniałą żonę.
-Wróciłem!- krzyknąłem od progu. Odpowiedziała mi głucha cisza.
-Lizzie?- zawołałem i wszedłem do salonu. Siedziała na sofie, zwinięta w kulkę, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. Momentalnie zaczęły uderzać we mnie myśli: “Coś się stało”, “Ktoś ją skrzywdził” i “Dlaczego mnie przy niej nie było”.
-Lizzie, co się stało?- zapytałem łagodnym głosem, siadając obok niej. Z jej oczu potoczyły się łzy.
-Ja… przepraszam- powiedziała łamiącym się głosem. Spojrzałem na nią zdziwiony.
-Lizzie… Za co? Coś się stało?- zapytałem, otaczając ją ramionami. Odepchnęła mnie od siebie i wstała gwałtownie. Coś ścisnęło mi serce. Miałem bardzo złe przeczucia.
-Ja… zdradziłam cię- powiedziała cicho. Zamarłem, czułem, jak wszystkie mięśnie mi się napinają. Wstałem powoli i podszedłem do niej. Nie potrafiłem odgadnąć własnych emocji. Nie wiedziałem, czy byłem wściekły, zawiedziony, czy po prostu smutny. A może wszystko naraz. Wiem, że patrzyłem na nią z furią, bo widziałem, jak skuliła się w sobie. Przecież nie powinienem jej tego robić. Wiedziałem, przez co przeszła.
-Z kim?- warknąłem przez zęby. Zadrżała i wymamrotała coś, zbyt cicho, bym mógł usłyszeć.
-Z kim?!- podniosłem głos. Skuliła się jeszcze bardziej.
-Z Thomasem- to się stało szybko. W ogóle przy tym nie myślełem. Wściekłość mnie zaślepiła. Następną rzeczą, którą pamiętałem, była Lizzie z zaczerwienionym policzkiem i ogromnym strachem w oczach. Łzy płynęły jej po policzkach, a ja stałem jak zamurowany, nie mogąc uwierzyć, że to zrobiłem. Pierwsza otrząsnęła się brunetka, która wbiegła na schody, uciekając ode mnie.
-Nie!- krzyknąłem.- Lizzie! Czekaj! Przepraszam!- wrzeszczałem ile sił w płucach, ale ona zamknęła się w sypialni i zdawała się mnie nie słyszeć.
-Przepraszam! Lizzie!- nie mogłem uwierzyć, że podniosłem na nią rękę. Nienawidziłem siebie bardziej niż kiedykolwiek.
Stałem pod drzwiami do sypialni, krzycząc, błagając żeby mnie wpuściła, żeby wybaczyła. Kiedy moje gardło było całkowicie zdarte i nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa, poddałem się. To nie miało sensu. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale nie widziałem innej opcji. Udałem się do najbliższego baru w okolicy.

Lizzie


Kiedy jego krzyki ustały, wiedziałam dokąd pojechał. Jednak wcale mnie to nie obchodziło. Czułam się okropnie. Całe ciało mnie bolało, miałam mdłości. Ale moja psychika była w jeszcze gorszym stanie. W jednej sekundzie wróciły wszystkie moje najgorsze wspomnienia.
-Słonko, wróciłem do domu!- usłyszałam. Mieszkaliśmy razem w małym domku na skraju Zakopanego. Ale to miejsce było moim koszmarem. A kiedy On wracał do mnie, zmieniało się w piekło. Zesztywniałam, kiedy złapał mnie za ramiona i pocałował.
-Co, kochanie? Nie lubisz, jak cię całuję?- zapytał, łapiąc mnie mocno za nadgarstki. Odwróciła od niego wzrok, ale on uderzył mnie w twarz, wrzeszcząc:
-Patrz na mnie!
Wzdrygnęłam się, odpędzając niechciane wspomnienie. Ja nie mogę do tego wracać. Spojrzałam na obrączkę na moim palcu. Nie wrócę do tego. Zdjęłam pierścionek i położyłam go na szafce nocnej. Następnie wyjęłam walizkę spod łóżka i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Wracam do Polski. Nie chcę znaleźć się w tym miejscu nigdy więcej.



Padał deszcz. Docisnąłem  pedał gazu, aby jak najszybciej znaleźć się u jej boku. Nie chciałem, żeby czekała na mnie ani minuty dłużej. Byłem głupi, że tak ją samą zostawiłem. Ale nagle poczułem, że mój samochód traci przyczepność. Ostatnie co pamiętam, to olbrzymi huk i przeszywający ból po lewej stronie mojego ciała.




---------------------
Tak.
A teraz zastanawiajcie się, kto miał wypadek xD
I pewnie już nie kochacie Grega ;(
Ale my kochamy Was :D :** <333333333

Przepraszamy, Milka i Molly :)

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 33
„Wicked game”
Lizzie
Chris Isaak „Wicked game”
“The world was on fire and no one could save me but you.
It’s strange what desire will make foolish people do”





Gregor wyjechał do Einsiedeln na zawody Letniej Grand Prix. Początkowo
miałam jechać z nim, ale kiedy wróciliśmy z Wisły nie czułam się
najlepiej i odpoczywałam w łóżku cały ostatni tydzień. Moja walizka
była starannie spakowana, na wypadek gdybym wyzdrowiała. Ale tak się nie
stało. Od samego rana bolała mnie głowa, a kiedy tylko Gregor wyszedł,
pobiegłam szybko do toalety, bo zebrało mi się na wymioty. Nie miałam
pojęcia co się ze mną dzieje. Byłam obolała, zmęczona i trochę
przestraszona. Sięgnęłam do kieszeni po telefon i siedząc na podłodze,
zadzwoniłam do osoby, która jako jedyna mogła mi teraz pomóc.
-Thomas, pomóż mi…- wyszeptałam.- Przyjedź, proszę…
-Ale co się dzieje?- zapytał przestraszony.
-Nie wiem… po prostu przyjedź- poprosiłam jeszcze raz, a on obiecał,
że będzie za pół godziny.
Trzydzieści minut oczekiwania na Thomasa dłużyły mi się
niemiłosiernie. Nie miałam nawet siły, aby dowlec się do łóżka,
więc leżałam na podłodze.
Kiedy Thomas w końcu się pojawił, przeniósł mnie na łóżko i
zaczął wypytywać co się dzieje. Nie mogłam mu odpowiedzieć, bo sama
nie potrafiłam. Jęknęłam tylko i zwinęłam się w kłębek.
-Może pojedziemy do lekarza?- zaproponował.
-Nie…
-Pojedziemy. Chodź tu- wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu.
Byłam mu wdzięczna za to, że postawił na swoim, bo nie wiem, jak długo
mogłabym jeszcze wytrzymać.
-Gdzie jest Gregor?
-Pojechał na zawody- pisnęłam cicho, trzymając się za brzuch.
-I zostawił cię w takim stanie?!- podniósł lekko głos.
-Nie krzycz… rano czułam się dobrze- odpowiedziałam, a on tylko
westchnął.
Thomas zaprowadził mnie pod same drzwi gabinetu i zaczekał na korytarzu.
Lekarz wypytywał mnie o dolegliwości i wstępnie mnie zbadał. Potem
podał mi jakąś kartkę i powiedział:
-Proszę udać się do ginekologa.
Popatrzyłam na niego pytająco, ale on się tylko uśmiechnął.
Thomas zawiózł mnie do zaufanej pani ginekolog, u której spędziłam
prawie dwie godziny. Było mi trochę żal Thomasa, który uparł się, że
na mnie zaczeka. Więc pewnie umierał z nudów, kiedy ja byłam na
badaniu.
W pewnym momencie lekarka usiadła przed komputerem i wpisała do niego
jakieś dane. A później jej twarz rozświetlił uśmiech.
-Tak jak się spodziewałam- zwróciła się do mnie.- Jest pani w piątym
tygodniu ciąży.
Podsunęła mi pod nos zdjęcie USG i pokazała ciemniejszą plamę, która
miała być dzieckiem. Moim dzieckiem.
Ale zamiast się cieszyć, we mnie uderzyła fala wątpliwości.
Siedziałam wpatrzona w zdjęcie, a z moich oczu kapały łzy.
-Z badań wynika, że płód rozwija się prawidłowo. Zna pani ojca
dziecka?
-Tak… tak znam.
-Proszę pani, czy wszystko w porządku?- zapytała, widząc moją dziwną
reakcję na wieść, że zostanę mamą.
-Tak. Po prostu jestem w szoku- odpowiedziałam i wysiliłam się na
uśmiech.
-Proszę regularnie stawiać się na badania. No i niech pani uważa na
siebie.
-Dziękuję… Do widzenia- chwyciłam zdjęcie i wyszłam z gabinetu.
Thomas, widząc mnie całą zapłakaną, poderwał się z krzesła.
Podbiegłam do niego i zaczęłam szlochać w jego koszulkę. Zamknął
mnie w szczelnym uścisku. O nic nie pytał, nic nie mówił. Po prostu
czekał i dawał mi niewyobrażalne wsparcie. Wsparcie, bez którego pewnie
nie dałabym rady i rzuciła się pod pierwszy lepszy samochód.
Ja matką? Nie mieściło mi się to w głowie. Bałam się. Tysiące
wątpliwości targały moim sercem. Nie byłam gotowa do tak
odpowiedzialnej roli. Nigdy nie myślałam jak to będzie, kiedy będę
miała dziecko. A teraz nadeszło to tak szybko i niespodziewanie…
-Ja nie chcę. Nie chcę. Jeszcze nie teraz…- łkałam, ale Thomas
wziął moją twarz w dłonie i starł z moich policzków słone łzy.
-Lizzie, co się dzieje?- zapytał, patrząc na mnie tymi błękitnymi
tęczówkami. I choć naprawdę nie chciałam o tym mówić, to uległam
jego spojrzeniu i wyrzuciłam z siebie te trzy słowa. Na początku był
lekko zszokowany, ale potem jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Nie
mogłam pojąć dlaczego się tak szczerzy.
-To świetnie!- wykrzyknął z entuzjazmem.- Dlaczego się nie cieszysz?
Odpowiedziałam mu tylko, że „jeszcze nie chcę” i zaniosłam się
kolejnymi falami płaczu.
Thomas wziął mnie do samochodu i pojechaliśmy do jego mieszkania w
Innsbrucku.
Położyłam się na kanapie i najbliższe kilka godzin spędziłam
płacząc. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czułam się osaczona,
a jednocześnie taka samotna… a co najgorsze, czułam, że nie potrafię
pokochać tej małej istotki, która rosła we mnie. Tej samej istotki,
która gdy tylko przyjdzie na świat pokocha mnie miłością bezgraniczną
i bezinteresowną.
Nie umiałam się zdecydować, czy wolałabym aby Gregor był tutaj ze
mną. Nie wiedziałam czy jego ramiona osłoniłyby mnie przed złem tego
świata, czy on sam byłby dla mnie lekarstwem.
Thomas zaszył się na te wszystkie godziny w kuchni. Siedział tam cicho
jak mysz. Dawał mi czas, żebym mogła pomyśleć, żeby pobyć z tym
wszystkim sam na sam. Żeby spojrzeć przyszłości prosto w oczy.
Wrócił dopiero wieczorem, kiedy już się wypłakałam i uspokoiłam. W
ręku trzymał kubek z gorącą czekoladą, który podał mi, kiedy
podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Dziękuję- powiedziałam i wiem, że zrozumiał, że nie chodzi mi tylko
o czekoladę.
-Nie ma za co- uśmiechnął się. Domyślałam się, że w końcu o to
zapyta, ale kiedy w końcu padło to pytanie: „Dlaczego nie chcesz
dziecka?”, zupełnie się zacięłam i nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Lizzie, przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć i wiesz, że
zawsze ci pomogę. Powiedz mi, co się dzieje?
Ale ja milczałam, bo nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. A on nie dawał
za wygraną:
-Czy między tobą a Gregorem wszystko okej?
-Tak, ale ja… ja wolałabym mieć to dziecko z tobą…
Kiedy dotarł do mnie sens tego, co przed chwilą powiedziałam, było już
za późno, żeby to cofnąć. A później zrobiliśmy cos tak impulsywnego
i nagłego, że kiedy poczułam ciepło jego ust na moich, nie byłam w
stanie zrobić nic, tylko oddać mu pocałunek i wpleść palce w jego
miękkie, jasne włosy…




---------------


Resztę zostawiamy do dyspozycji waszej wyobraźni :P
I jak myślicie? Co z tego wyniknie? Czekamy na Wasze opinie :D



Ostatnio przekroczyłyśmy barierę 10.000 wyświetleń za co gorąco Wam dziękujemy !!! Po raz kolejny musimy powiedzieć, że jesteście wspaniałe.


Po prawej pojawiła się zakładka SPAM. Stwierdziłyśmy, że się Wam przyda ;)



Pozdrawiamy, Milka i Molly :)